poniedziałek, 29 marca 2021

Sie mam

Oj, się mam. Alik był wyskoczył na chwilę i wicie co? To, co zawsze. Zbiegowisko. Zostałam oskarżona we własnym będąc oknie o niedbanie o Alika i obojętność wobec niego. Ja, która cały ciężar, a przynajmniej znaczny, związany z Alikiem, przejęłam bohatersko, jestem stawiana pod murem, bo Alik wyskoczył przez okno i przez kilka minut wałęsał się po chodniku. Kurna, jakieś babsko przyczepiło się bezceremonialnie, próbując mnie odpytywać z tego, co kot je i te pe i że, w takim razie, skoro żre to gówno, jak się wyraziła, Royal Canin hyperallergenic, 120 zł za 2,5 kg, to kot jest mi obojętny i może jest mu potrzebny inny dom.

No ludzie. 

Lekarz co tydzień, kuracja, pilnowanie, by jadł, co może a babsko wie lepiej. Mam zmieniać lekarza, bo kto jak kto, ona wie lepiej.  Następnym razem nie odpuszczę. Chyba, chociaż z nikim przez całe długie już życie, nie stawałam do gównoburzy w sądzie, teraz tak skończę. Bo, jak wiadomo, są na świecie prawa zwierząt ale są też prawa człowieka. Więc będę się bronić, jak ktoś mnie nęka.

No, ale ja nie o tym chciałam. Otóż Zięciu czasem mi wrzuci jakiegoś mema. W związku z tym, przypomniała się mi historyjka sprzed kilkunastu lat. Żadna ściema.

Ambro będąc kilkulatkiem ruchliwym ponad miarę, wylądował ze mną i swoim rodzeństwem u dziadków, czyli moich Rodziców. A tam szopa taka zarąbista jest, polanka drewniane  w niej i, co najważniejsze, siekiery. Siedzimy se w domu a ten, że koniecznie pobiegać na dworze chce. No, dobrze - mówię.

TYLKO ANI WAŻ SIĘ POD SZOPĘ I RUSZAĆ SIEKIERY.

I tak se siedzimy. Kawka. Miło. Raptem drzwi się, po około dziesięciu minutach, otwierają i Ambro z bladą wchodzi miną, patrzy na mnie przerażony a z palców sika krew. O, nie. polanko go uderzyło i ranę ciętą głęboko wyżłobiło. Tylko patrzę, czy palce odcięte. Wygląda, że nie. Szybko z Dziadkiem do auta i na pogotowie. Ten tam na stole u chirurga wrzeszczy i się gnie a tamten go szyje. Prawie odcięte ale dało rady. Raju...

A oto i memik, od Zięcia  przesłany. Całkiem, całkiem, adekwatny:)




niedziela, 28 marca 2021

Tak jest. Tak będzie.

 Tak jest. W domach, pochowani po kątach, odpoczywamy.

Snujemy błogie sny

 o tym, co będzie. Może było.

Aniołowie i Demony mają sjestę.

Tak jest. Potrzebny jest reset.


Potem powrócimy na plac boju.

Będzie ostro.

Padną ostre słowa i poszybują w przestrzęń

I nie oszczędzą nikogo.

Tak będzie.


I dopóki stawką jest 

pozór

będzie zastój

niezależnie od  wypisanych na czole haseł.


Więc nie ma czasu.

Trzeba stanąć do walki.

Rozeznać prawdziwego wroga

i z nim wziąć się za rogi. 


Nic więcej.





sobota, 27 marca 2021

wszystko


Nie patrz zdziwieniem na moje zniechęcenie

Dzień minie czas minie i świat powlecze pył zapomnienia


Prawda

Po co to było

komu służyło 

I co teraz


miedź brzęcząca

cymbał brzmiący

niczym

nic mi nie pomoże


chyba że

miałbym

miłość


takie nic

wszystko






I znowu czy znowu


Oto wchodzimy w Niedzielę Palmową. Wielki Post jak z bicza trzasł i po Poście.

Jak ten nadchodzący tydzień przeżyć, by nie zgubić clue? 

Czym jest clue, najgłębszy sens nadchodzącego czasu?

Czy  pęd życia, w którym obijam się o rogi kolejnych powinności, 

nie wymiecie mnie poza orbitę działania tego, co wiąże sobą wszystko w sens. 

Że w ogóle jestem. I w każdym szczególe poszczególnej chwili.

Gdzie to jest?

Czy w pędzie czy też w bezruchu myśli

Czy też poza tym wszystkim.

Może się wydawać, że po raz kolejny minie Wielki Tydzień i  dotoczę się do Świąt.

Może i tak.

A może, tym razem

zupełnie inaczej.



Bo, tak sobie myślę,

jak dotąd

brakuje mi jednego.

Choć dobry ze mnie człowiek

za żadne skarby nie umiem

w czymkolwiek co czynię

zapomnieć o sobie.


i tak naprawdę

bez żadnej wewnętrznej ściemy

pójść za Mistrzem.


Drogą posłaną potem i krwią.

Jak On.

środa, 24 marca 2021

Toczy się

Jak moi Rodzice dziećmi byli, wojna była, wywózki na Sybir i inne straszne rzeczy, które ludzie ludziom zgotowali. No, ale to przeszło. Przyszedł czas powojenny, zimna wojna wprowadziła wrogie działania ludzi przeciw ludziom na inny poziom i ta wrogość stała się mniej widzialna.  Świat podzielił się murem i zaczęło się życie w osobnych systemach. Ale to też minęło. Moje dzieciństwo to Gierek, 'pomożecie' i rozwałka systemu. Już tak masowo nie zabijali jedni drugich i chociaż wydawało się, że ten układ nigdy nie odpuści, odpuścił. 

Dzieciństwo moich dzieci to już życie w wolnej Polsce, we względnym spokoju i pokoju. Żadnych działań wojennych i jawnych aktów agresji jednych przeciw drugim. Jawnych. Bo jednocześnie toczy się nadal ludobójcza bitwa na różnych poziomach. Czy covida nam wypreparowali w naukowych laboratoriach czy też rzeczywiście jest to naturalny zabójca, jak poprzednie epidemie, trudno powiedzieć. Ale dzieje się tyle dziwnych rzeczy, które budzą ostry niepokój, że człowiek nie wie, w jakim świecie się jutro obudzi. Czy mniej sprawni będą mogli normalnie sią narodzić a potem bez obaw żyć. Czy jak wylądujesz w szpitalu, nie zmuszą cię do eutanazji a twoim dzieciom nie wmówią w szkole, że zabijanie niektórych to nie zabijanie a człowiek ma kilkadziesiąt płci. Czy ta cała hałastra, która domaga sią prawa do zabijania i paraduje  z bezwstydnymi hasłami, niszcząc po drodze publiczne mienie, będzie wiecznie bezkarna a palenie kościołów stanie się rozrywką wartą medialnej pochwały. Czy proces wypalania mózgu bezbożnymi hasłami nadal będzie miał taki łatwy przystęp do tak wielu umysłów,  jak nazizm w latach trzydziestych ubiegłego wieku??? Skąd się wzięły obozy koncentracyjne i laboratoria Mendelego i innych??? Ano,  ze społecznego przyzwolenia na teoretyczne założenia, że jednym wolno decydować o życiu drugich. Wystarczy nie sprzeciwiać się złu, by rozpleniało sie z mocą chwastu w nieplewionym ogrodzie. Te same skutki mogą dotknąć  nas. Co gorsza, technika, tak jak pomaga nam w wielu sprawach, tak też może być skutecznym narzędziem w rękach ludzi złej woli. Wydaje się, że nie ma temu końca. Że jesteśmy skazani na różne procesy niezależne od nas i że ten złowieszczy pęd nie zatrzyma się. Że nic nie zdoła powstrzymać świata przed upadkiem i zagładą.

Z drugiej strony, chyba nikt mi kolbą w drzwi nie załomoce, by mnie oddzielić od rodziny i wysłać w dziką Syberię na pewną śmierć,  za niepoprawne politycznie poglądy. To nie. 

To może są jeszcze jakieś pozytywy.

To może warto je pozbierać i powolutku pójść ich tropem.

To może o nich następnym razem.

A tymczasem, dziękuję za uwagę. 

Focia. 

O. Jest.

Taterki w tle.

Życie.

Życie toczy się i dlatego jest o co się bić.





wtorek, 23 marca 2021

Kotek młotek

 Może nie jestem wielkim optymistą ale też daleko mi do ponurego pesymizmu. Jednak ostatnimi czasy, dopada mnie ostre przygnębienie.

O pracy pisałam już. Za długo, za ciężko i niewydolnie. System nie stworzył warunków adekwatnych do sytuacji i czynnik ludzki, m. in., ja, musi nadrabiać własnym kosztem. Nie dość, że praca pochłania więcej czasu niż wcześniej, to często trzeba używać własnego sprzętu czy internetu. No tak to w praktyce wygląda. Niby system ma wszystko zapewnić ale nie zapewnia. Nie wspomnę o uczniach, którzy nie koniecznie mają w domu warunki, by przez wszystkie lekcje siedzieć przed kompem. Dzisiaj przyczepiłam się do ucznia, że gra, bo tak mi się zdało. Ano wyszło inaczej, że  musiał ogarniać młodszą siostrę a równocześnie brać udział w lekcji. W domach toczy się życie i toczy się nauka i bywa trudno to pogodzić.

Poza tym, co dobrego może wyniknąć z siedzenia przez wiele godzin przed kompem. Ja po kilku lekcjach mam tak zrytą banię, że zawsze potrzebuję dłuższego resetu, zanim zacznę sensownie komunikować się z ludźmi z naokolnego realu. Ta sytuacja to totalny przypał. Z każdej strony.

I tak se właśnie siadłam, do bloga, po całym, długim dniu ślęczenia przy lekcjach i potem sprzątaniu. I co? To co zawsze. Charakterystyczny chrobot za oknem. O, nie. Nie posiedzisz. Za oknem Gruby oczekuje na wpuszczenie, bo się właśnie był nahasał po okolicy. Jego szczęście, że se jednak poszedł bo by i tak nie wszedł.

Co do pesymizmu. Otóż okolica, jaka jest, każdy wie. Ołbin we Wrocławiu nie należy ani do najpiękniejszych ani do  najbezpieczniejszych. O, właśnie. Już ktoś mi puka w okno, bo Gruby siedzi na parapecie. Wyszedł chwilę temu i już mu się sprzykrzyło, więc litościwi przechodnie będą ci walić w okno, bo biedny kotek chce wejść. Kotek wejdzie i zaraz będzie znowu kwękał, by wyjść ale litościwi ludzie nie pozwolą mu posiedzieć na parapecie, bo biedny kotek będzie chciał wejść. Czy to wyobraźni brakuje czy czego, ja nie wiem. Odpieprzcie się. Otworzę jak skończę a kotek poczeka. 

Chciałam pisać o sprawach poważniejszych niż kotek wnerwiający  wchodzić i wychodzić lubiący, ale niech tam. Następnym razem.

Może nie jestem wielkim optymistą ale coraz częściej bronię się przed narastającym poczuciem osaczenia jakąś burą powłoką przygnębienia. Ku czemu to wszystko zmierza???

O, Bambaryła. Bambaryła. Ratunku.



niedziela, 21 marca 2021

Chór

 Jeśli tylko go masz, przetrwasz. Nieważne, że śmierć cię zmoże i znikniesz, czyniąc zewsząd pustkę o tyle nieznośną co nieoczekiwanie oczekiwaną. Świat niby będzie trwał nadal. Jak najbardziej. Poradzi sobie. Ale po co, w takim razie, ta śmierć, przedwczesna czy nie???

I z tym pytaniem uporać się nie jest łatwo. Ale jeśli go masz, albo jeśli go odnajdziesz, wszystko odnajdzie sens. Ty też.

Nie napisałam nigdy krótszej recenzji. Pokochałam ten film, więc polecam.





środa, 17 marca 2021

Kołowrót

 Tak bardzo nie chcę

A muszę

Stosy przede mną

Katusze


Jeżeli pandemia nie odpuści, sama do zmian  się zmuszę.

 Opuszczę swój zawód szacowny i pójdę w długą na mopy.

 Sprzątać.

 Po prostu, mam dosyć.

 Siedzę przed kompem od rana do podwieczora

 a potem znowu stosy, stosy, stosy poczty

 aż najdzie spania pora. 

Tak się nie da żyć. 

Mam dosyć. 


I dlatego

Gdy trzeba będzie 

sama odbiorę systemowi

siebie. 


Szkoda takiego belfra, jak ja.

Niech odejdzie pandemia, nie ja.



niedziela, 14 marca 2021

Na pewno nie whiskas

 Bo taki kot, to wie, dokąd chce. I wie, czego chce. Chce wyjść i wyje. Chce jeść i tkwi przy miskach niczym sfinks. Oto i są. Tak jak chciał.  Chce pić, więc tkwi, gdzie picie zwykle jest. Nie musi mówić nic. Woda pojawi się. On wie, czego chce i chwila i woda jest. Kot jest czytelny. Jego komunikaty nie pozostawiają pytań. Natomiast on sam... O nie, nie dowiesz się. Dowiesz się tylko, czego on chce a nie, co zamierza i kiedy cię zje.

Bądźmy jak kot. Bądźmy czytelni. I, co może się wydać mylne, kot, przy swojej czytelności nie traci nic ze swojej tajemniczości. Nadal intryguje i, skoro go masz, robisz to, czego on oczekuje. Więc bądź jak on - bądź sobą, nie naginaj się ku ludzkim upodobaniom, bo nie zyskasz nic a stracisz pion. Bądź jak kot. Bądź sobą. Przyjaciele docenią, wrogowie odpuszczą. I cię nie zjedzą. 



Ludzie

Bez was źle, ludzie.  Chyba źle. O ile  liczycie się. Macie jakąś rolę do odegrania. Bo jeśli nie, idźcie se. Nie wszystko, co niesie dzień, ma sens. Nie wszystko, co chcecie, należy się. I trzeba umieć odciąć się. Powiedzieć: NIE.

Nikt nie ma prawa  wmuszać w moje życie jakiś inny sens, niż  chcę. Chcę. A chcę, bo przecież był czas, by dowiedzieć się. Czego chcę a czego nie. Więc nie ma nikogo takiego, kto władny i uprawniony jest, by wiedzieć za mnie.  To już wiem.

To smutne, co piszę. Smutne. Bo muszę cierpieć, by pozbyć się złudzeń. I to, ludzie, że macie w tym swój udział, to jedno. To gorsze siedzi we mnie i nie wydaje zgody na prawdę. Naprawdę. Więc sęk w tym, by to zmóc, powalić na łopatki i wyrwać siebie z tej wrogiej władzy bezwładu.

I, owszem. Nie ma drugiego życia. Wszystko, co zrozumiem, rozegra się tu. A potem skończy się  czas i władza umysłu. Wola się skończy i emocje i wszelkie poddanie. Wszystko ujdzie z ostatnim oddechem i zamieni się w płomień mknący ku niebu.  Tak. Jest jedno pytanie. Czy dotrwa nim scali się z Ogniem czy zgaśnie.

I wy, ludzie, też tak macie.




czwartek, 11 marca 2021

Jedno powiem

Mam czysto i pusto w domu.

I czuję się w nim zmęczona.

Pies się unosi z posłania 

Dając mi znaki do wstania.


Okej. Za oknem nie zgorzej.

Mniej zimy a  wiosny lepiej.

Zanim się znowu położę

Niech psię przede mną pobiegnie.

* * *

Czas minął. Ludzie odeszli.

A ja w rozterce rozstrzygnięć

Czy jestem sobą czy echem

obcym, co wykradł mi życie.


 Płynąca krew  w moich żyłach

i rytm bijącego serca.

Czy moją krwią ona była

I czy zrobiłam, co trzeba.


Jeśli się zdziwić nie zdążę

wybaczyć nie zdążę KRZYWD

i dam się zaskoczyć końcem

kto z mojej twarzy zmyje wstyd.


Więc zanim się znów położę

Jedno powiem.

Swą zaciśniętą piąchę

Otworzę.  







sobota, 6 marca 2021

Oj tam

 Oczywiście, nie wszystko jest oczywiste. Jest taka, na ten przykład rozkmina. Kochaj bliźniego swego, jak siebie samego. Dobrze. Piknie. Jak siebie samego. Tylko, że jest problem. Nie, żeby od razu o mnie chodziło ale też. Otóż, ja średnio siebie kocham. To znaczy, mam do dyspozycji cały arsenał do wojny o swoją racje. Spokojnie. Tylko mi nadepnij na odcisk. Nie radzę. To samo się tyczy zaspokajania potrzeb, podstawowych czy wtórnych. Jestem niewątpliwie na pierwszym miejscu w kolejce do swojej uwagi. Jeśli jesteś jakimś moim bliźnim, możesz być pewien, że bardziej kocham siebie i najpierw zajmę się swoimi problemami. Nie twoimi. To masz jak w banku. Tobą się zajmę, jeśli się zajmę, jak coś mi skapnie. Czasu, środków, chęci.  Nie inaczej. Nie zostawię swoich spraw, bo one są dla mnie kluczowe.  No, ale problem polega na tym, czy to jest w ogóle miłość???  Bo tyle każdy dla siebie robi bez żadnego wysiłku, mocą instynktu. Widzi siebie, swoje potrzeby, swoją rację, swój interes. Ale, czy to można nazwać miłością? Trochę wątpię. Czy tak mam kochać bliźniego, czy jakoś inaczej? Czy zabieganie o siebie to jest miłość siebie czy egoizm? A zatem, czy zaangażowanie w  sprawy bliźniego to miłość czy próżny altruizm??? No powiedzcie, bo nie wiem, a chcę. Nie chcę bezowocnie przeżyć swoich dni i z tego, co ważne nie zrozumieć nic. A że średnio inni zadbają o mnie, to taka rozkmina  chodzi mi po głowie. 

A tu jeszcze braciszkowie mniejsi. Mniejsi??? Idź ludzki sługo i służ! I to już💓.


wtorek, 2 marca 2021

Po co ludziom Kościół

 Natknęłam się niedawno w necie, na jednej z grup, w której jestem, na dziwne, ale brzmiące naprawdę szczerze pytanie: 'co ci ludzie widzą w tym kościele?' Pytanie zadała dziewczyna, która opowiadała się prolife w dyskusji o prawie do aborcji. Albo w jej wypowiedzi albo może w innej, padło jeszcze oskarżenie pod adresem panów, że 'mają  wyje...e na dzieci' i zostawiają kobietę w ciąży samą a potem larum na kobietę, że rozważa to czy tamto.

 Ja się tej dziewczynie nie dziwię. Gdybym była w jej wieku, do trzydziestki, i żyła w takim właśnie świecie, który wybija w ludziach wrażliwość, to pewnie myślałabym i wyrażała się podobnie jak ona. I nie powiem, mając swoje lata, potrafię kląć niezgorzej. Nie, żebym się chwaliła. Ale młode pokolenie żyje w dziczy, w której wartości poprzedniej epoki znikły. I kto temu winien??? Młodzi? No, nie do końca. Ja szczerze nie zazdroszczę współczesnym trzydziestolatkom, które szukają męża. Znaleźć faceta, który ma co powinien, i mam na myśli raczej psyche, wewnętrzne predyspozycje do wzięcia odpowiedzialności za życie innych, to, kurka, cinżko. Niby wykarmiony, sprawny, ma komórę i furę, ale strach, żeby o czymś decydował. I nie zazdroszczę młodym facetom, którzy szukają kogoś na stałe. Ze świecą szukać zaradnej, odpowiedzialnej i wrażliwej. Kobiety. Oby szukał kobiety. Totalny deficyt osób, które rozważają wspinaczkę z obciążeniem. Nie. Od piątku do piątku w robocie, clubbing w weekend, zakupy po galeriach w niedziele. Jeżeli chodzi o rozwój duchowy, to są przecież wróżki, gabinety yogi, personalni trenerzy i te pe. I po co komu Kościół, który smęci o świętych, wyrzeczeniu, cierpieniu i do tego wykorzystuje dzieci i poniża kobiety. 

Otóż taki obraz Kościoła młode pokolenie nosi w głowach. Nie przyłożyłam do tego ręki ale nie sposób tego nie widzieć. Po co komu taki Kościół, z kilkoma moherami w pierwszych ławkach i klerem, który nie rozumie życia albo żyje w hipokryzji, mówiąc z ambony jedno a w zaciszach zakrystii czy salek parafialnych robiąc drugie. 

Jakbym miała taki obraz Kościoła, to noga moja w nim by nie postanęła. 

Ale nie mam.

Przeżywszy na ostro swoje młodzieńcze bunty i pytania o sens, pozostałam. Łatwo nie było, bo życie to naprawdę nie bajka i trzeba ostro fikać, by utrzymać kurs. Fale tną, sztormy przychodzą a ty, bidaku, za sterem, chcesz nie chcesz, stoisz, gniesz się, leżysz ale znowu wstajesz, by nie puścić łodzi w odmęt.   Ani nie mówili, że będzie łatwo, ani nie pytali, czy się piszesz na to.

Więc o co chodzi, że jestem w Kościele, wbrew światu i czasem sobie?

O tę nagrodę, w Niebie. O to, że są tam konfesjonały. Darmowe gabinety, w których odzyskujesz siebie. Chęć do życia. Motywację do walki. Godność.  Bo jest o co się tłuc. Bo są tacy, którzy chcą nas od tego odwieść. Przekonać o bezsensie i nicości po śmierci. A w Kościele jest za darmo pokarm na życie wieczne. Nie zobaczysz tego z zewnątrz. I dlatego powtarzasz sklecone, zakłamane opinie, bo ci,  dla których jesteś nikim, życzą ci śmierci wiecznej. Nie tak, jak Kościół, wieczności w Niebie.