sobota, 25 czerwca 2022

że jest

Tylko, że ja

naprawdę

nie mam

nic 

do powiedzenia.

Zamilkły wnętrza kościołów, oczy świętych ukrytych w witrażach.

Słowa nauk lecą jak bezciężkie plewy.

Nie czynią nic, 

żadnej zmiany.

Człowiek człowiekowi kolcem

belką w oku.

Naprawdę

pozostaje Jan

ten od Krzyża

bo ten to

zna

ciężkość i lekkość

bezsens i sens

i pisze, 

że owszem,

Jest.



piątek, 10 czerwca 2022

wołowisko

 na postronku jestem przywiązana

oj dana dana dana

oj ledwom robotę wszystką zarzuciła

a tu się północ na cyferblacie zrobiła

i nie dość tygodnia całego na troski

jaki ten cinżki świat nieboski

nie dość że wołem człeku jesteś

to jesteś człekiem do tego jeszcze

i nie dość trudu twego dzień po dniu

to przecież trzeba czegoś prócz żłobu

oj dana dana dana

 jaka jestem dzisiaj zarąbana

 oj dajcie proszę do tego szczyptę sensu

oj cinżko tak człekowi samemu

oj w niebie pewnie do wieczerzy siadają

a ja tu sama w snach co tam dają

na postronku taka uwiązana

taka się  czuję  koszmarnie sama



sobota, 4 czerwca 2022

im tym

Na świecie dużo mądrych jest

Mądrzejszych od całej głupszej reszty

Więc żyjemy w  świecie pełnym głupców wokoło

z sobą, mądralą w oku cyklonu.


Jestem nielotem 

niepoznańczykiem


Im dłużej żyję

tym lepiej mi


Chrobot jazgot jęk

każdy inny dźwięk


i harmonia 


wytropione miejsce styku żyć i nieb


i moje miejsce 

i mój czas

i dobrze jest




piątek, 3 czerwca 2022

Jaki tytuł, panie

 Witam was.

W czas. 

W sam raz.

Doświadczyłam dziwnej rzeczy.

Wychodzi na to, że każda chwila życia może czemuś służyć. Każda. Normalnie, każda.

Tamta też.

Scena z przedwczoraj. Jadę do pracy. Nie wyspana. Zmęczona. Nerwy. Korek. Kilka bluzgów po drodze. Ten to, tamten tamto. Jak oni jeżdżą, palanty. Na Wróblewskiego wszyscy cisną. Trzy kierunki zlewają się w jeden. Jak zawsze skręcam na lewy. Wjeżdżam przed ciężarówkę. Chrobot. Huk. Siedzę w aucie w szoku. Ktoś podchodzi, pyta, jak się czuję. Dobrze, mówię. Ale, normalnie, nie wiem, co zaszło. Ano proste. Tir po lewej, ciągnął mnie z sobą, jakiejś z przodu stuknięte mazdą osobowe i jeszcze jeden  z tyłu. Stoimy. Normalnie. Potężna stłuczka bez skutków w ludziach. Spoko więc. Dobrze jest. 

Może za szybko żyłam. Może za mało się modliłam. Myślę, że wszystko możliwe i że mam kolejne życie. 

I myślę, skąd jestem i dokąd idę. I jak kruche jest życie też widzę. Chwila i wieczność. Jasność lub ciemność. 

Nie mam po co żyć, jak tylko by skminić sens i zostawić po sobie trochę dobra. Naprawić szkody, odtruć co można. 

I w końcu uwierzyć, że Bóg może więcej niż ja i co mi trzeba do zbawienia, to da. Poza tym celem nie ma celu ni sensu. 

Nie jestem stąd. Nie zakotwiczam się tu. Mam tyle, co muszę. I już. 

A to ona, potłuczona. 

Cóż.