piątek, 29 października 2021

Przeżyć

 Pytam dzisiaj młodego mężczyznę, siedzącego przy stole, jak się ma. Ja się mam ledwo, więc szukam młodej krwi. A ten wywraca oczy ku niebu i 'o Jezu'. Ok. Zatem wszyscy mamy jakby pod górę. Co to za góra jest, to nie wiem, ale, paskuda, stroma jest. Ja się ledwo wspięłam na nią tego tygodnia a dzisiejszy kawałek to był jakby przypał. Wychodząc rano z domu, wyłam po cichu w rękaw, co niewiele dało, a właściwie, nic. Ale oto jestem z powrotem w swojej przytulnej pościeli, więc chyba dałam radę. Jeszcze chwilę temu zaczynałam z niepokojem krążącym po myślach poniedziałek a oto świętuję okołopierwszolistopadowy weekend, szczęśliwie, tego roku, dłuższy. 'Sunrise Mass' Oli Gleilo pomaga nie słyszeć drażniących dźwięków uszkodzonej materii okołokuchennej infrastruktury. Da się żyć. Trzeba tylko znaleźć sposób na przetrwanie. Zatkać uszy, dopisać cyfrę przed zero czy coś w ten deseń. Robi się wtedy  jakoś przestrzenniej i, mimo, że chce się wyć, chce się żyć.  O, tak o:


                                    

Wszystko może się zdarzyć. Czasami może być tylko lepiej. Amen.

piątek, 22 października 2021

Półka

 Zawaliła się półka. Spoko. Zalegały na niej jakieś opasłe tomiska. Patrzę, cztery tomy, chyba  fizyk, której nigdy nie zrozumiem, jakieś wybrakowane, pojedyncze części czegoś, czego czytać nie umiem  a mówią na to chyba fantastyka. I jakieś pomieszane płotki różnego rodzaju. A że półka wisiała nad szafą, musiał na nią kot który dupskiem zarzucić, bo nie mogąc domknąć szafy, spojrzałam ku górze i wszystko to na mnie  uwaliło się prawie. Z szacunkiem należnym literaturze, pozbierałam woluminy i domknęłam szafę. Z tego połowu zatrzymałam sobie cztery pozycje. Teraz, wziąwszy je w rąki, widzę, że dwie to rzeczona fantastyka. Nie dla mnie. Mam coś takiego, że, tak, jak nie trawię jazgotu telewizji i sam odgłos wiadomości czy czegoś równie bezużytecznego, sprawia, że łapię za pilota i kasuję, podobnie czynię z fantastyką. To dla mnie nie istnieje. Nie wiem, czy to słuszna postawa, ale nigdy więcej i tego i tamtego. Telewizji nie oglądam od  trzydziestu lat i żyję.  Zostałam zatem z pozostałymi dwiema książkami. I tyle. I się więcej nie wysilę. Za to wysilę się ogromnie, bo sprawdziany chyba zaległe walają się ciągle koło mnie. Co to to nie. Zmogę je dzisiaj a rzeczone, opakowane w stary, szary papier książeczki, wrócą na półeczki. 

WSZYSCY ZRZEDZĄCY NA NAUCZYCIELI, OKEJ,  NIE SCZEŹNIJCIE MARNIE ALE.

Okej. Do północy jeszcze sporo więc  dokończę niekończącą się stertę albo przynajmniej ją zmniejszę. A potem powiem wam, jak nie zginąć.  

Może ktoś jutro naprawi półkę, może koty znudzą się życiem, może pies znudzi się ludźmi i może wszystko do góry się dnem  wywróci. Ale nie. 

Nikt nie naprawi półki. Koty nie odpuszczą a pies też. Wszystko będzie jak dzisiaj. Ja też. Nic więcej zatem nie powiem. Nic więcej się nie dowiem. I tak to dzisiaj zakończę.





poniedziałek, 18 października 2021

To jest dopiero coś

 No to dwudziesta. No to skończyłam. Mogę żyć. O. Telefon. No to poczekam. Potem jeszcze jeden telefon. Nie. Nie wiem, czy jest coś do jedzenia. Tak. Kup sobie kebsa. Co ja zjem? Nie wiem. Nie mam czasu. Potem pogadamy. Pożyjemy. Zobaczymy. Odpoczniemy. Chyba, że znowu zaryjemy w poduchę i zaśniemy bez życia. To jest dopiero życie. 



niedziela, 17 października 2021

Jest taka scena

 Jest taka scena w 'The Chosen': Jezus wchodzi z uczniami na  teren sadzawki Betesda i rozgląda się. Jego wzrok skanuje ludzi. Nagle zatrzymuje się na jednym człowieku, chwilę na nim spoczywa ale bardzo atentywnie  i potem mówi: 'that's him'. Uczniowie dopytują a On odpowiada: ' the sad one'. Przepraszam, że cytuję bez tłumaczenia, ale w tych słowach jest coś, czego nie ma po polsku. Potem podchodzi do niego, mijając grupę przyglądających Mu się podejrzliwie faryzeuszy,  i mówi: 'szalom'. Tamten odpowiada: 'me?' I brzmi to jak stwierdzenie: kpisz se. Na to Jezus potwierdza i mówi: 'I have a question for you'. I pada odpowiedź, podobna w tonie do poprzedniej: 'for me' ( żartujesz sobie koleś ale ok, będę grzeczny), wiec ciąg dalszy brzmi:' I don't have many answers but I'm listening'. Jezus więc pyta: 'do you want to be healed?' Człowiek podnosi się nieco z posłania i zaciekawiony, podejmuje rozmowę. 'Will you take me to the water?' - brzmi oczywiste pytanie. I pada odpowiedź gestem zaprzeczenia głową. Człowiek się niecierpliwi: albo pomóż albo spadaj, oczywiście jest uprzejmiejszy ale taki jest wydźwięk jego odpowiedzi. Pada jeszcze kilka zdań tego dziwnego dialogu, po czym Jezus mówi: 'look at Me'. Człowiek, w ostrych emocjach skarży się na swój los ale przynaglony tonem Jezusa, spogląda na Niego. Wtedy Jezus mówi: 'you don't want  false hope again. I know.' 'This pool has nothing for you. It means: nothing. And you know it.' I potem jeszcze mówi: ' You don't need this pool. You only need Me'. 

Potem następuje uzdrowienie. Człowiek wstaje, podnosi posłanie, krąży wokół samego siebie, z niedowierzaniem sprawdzając sprawność, niesprawnych od kilkudziesięciu lat nóg. Jezus z uczniami odchodzi. Na to podchodzą do człowieka faryzeusze, świadkowie spektakularnego uzdrowienia i rzucają oskarżenia wobec uzdrowionego, że niesie w szabat łoże i wobec Jezusa, że w szabat uzdrowił. Nie zachował przepisów, które tej sekcie przyćmiły Boga. 

A zatem, to jest to pytanie, które słyszymy od początku naszej cholernej, kalekiej biedy: czy chcesz być uzdrowiony? I co odpowiadamy? Nie ma nikogo, kto by mi pomógł. Wszyscy wyprzedzają mnie w tym ważnym momencie i odbierają możliwość złapania ślepego losu 'szczęścia', którym mamimy samych siebie, lokując w przypadku nadzieję. Ale Jezus nadal przy nas sterczy, i na naszą codzienną gadkę ponawia pytanie: czy chcesz być uzdrowiony? To bajoro, w którym pokładasz nadzieję nic dla ciebie nie ma i ty o tym wiesz. Więc dlaczego wpatrujesz się w nie i oczekujesz ślepego losu, który ci się nadal nie trafia i się nie trafi i o tym wiesz a mimo wszystko kurczowo tkwisz przy bajorze. Dlaczego??? 

Nie wiem. Tak, jak nie wiedział chromy, leżący przez kilkadziesiąt lat przy sadzawce. Ulokowawszy swoją nadzieję w ułudzie,  tak sobie leżał i czekał. Tak też i ja, sobie tkwię w swojej sadzawce, bo wydaje mi się, że poruszy się w niej jakaś moc, która przemówi do trucizn mojej duszy i nakaże im odejść. No a tu mija czas i nic.

Wtedy padają te słowa: nie potrzebujesz sadzawki. Potrzebujesz Mnie.

Nie mam wielu odpowiedzi a właściwie, nie mam już żadnej. Jedyne co jeszcze mogę, to wpatrzeć się w Niego. I dać Mu coś zdziałać. Nie mam lepszego pomysłu.



niedziela, 10 października 2021

Raju.

 Dzisiaj Kościół proponuje pod rozwagę mega teksty. Jak zawsze zresztą, jeśli przyłożyć uczciwie ucha, ale nie zawsze brzmią nam mega. Dzisiaj dla mnie zabrzmiały. Ułożyły się 'same' w logiczny ciąg. Po ogłoszeniu mądrości jako najwyższej wartości, przynajmniej wobec dóbr proponowanych przez świat - ' bo wszystko złoto jest wobec niej garścią piasku...'  mamy psalm, w którym wołamy o nią do Boga, aby, po dniach ucisku i niedoli, Bóg w końcu wsparł  wszelkie dzieło  naszych rąk. Problem w tym, że jak to 'dzieło' nie będzie przystawało do zasad ustalonych przez Boga, nie będzie i Jego wsparcia. Tłuczemy się zatem ze swoimi cudownymi projektami, by po czasie ciężkich rozczarowań, dojść do albo rozpaczy albo bezsiły albo zatwardziałości serca. W jednym z tych przypadków możliwe jest ocalenie a w pozostałych dwóch, jeśli istotnie nie zadzieje się nic dalej, możliwy jest tylko bad end. Nie żaden happy one. 

Nie ma na to rady. Bóg wyrzucony z naszego systemu wartości, a przede wszystkim, Bóg, z którym nie nawiązaliśmy osobistej relacji, czyni pustkę w przestrzeni naszego serca, która zapełnia się treścią alternatywną. Tacy napełnieni tym czymś, odchodzimy, niestety, do albo wspomnianej  rozpaczy albo zatwardziałości serca. Jeśli mieliśmy krztynę pokory, dopada nas bezsiła. I z tą bezsiłą można się dalej posiłować. Jest to idelny moment, by zrobić to, co zrobił Johnatan Roomie, odtwórca Jezusa w serii 'The Chosen'. Powiedział, w jednym ze swoich wystąpień, że nadszedł w jego życiu właśnie taki moment, że po latach zabiegania o rzeczy pozornie dobre, doszedł do patu, punktu, w którym dalej sam nie mógł nic. I się poddał. Ale poddał się Bogu, oddając Jemu rzeczywiście wszystko, czego już nie miał, a przede wszystkim, swoją wolę, która jako jedyna ocalała. I ten akt poddania zaprowadził go na tory zupełnie inne, nieprzeczuwane, oferując niesamowite wyzwania i misję, która czyni zmianę w świecie. Nie tylko w jego osobistym życiu.

To był taki moment bez złamanego grosza w kieszeni, z długami do zapłacenia i nikim, kto pomógłby. Nikim. Poza właśnie Bogiem.

Rozpaczy nie przebijesz, zatwardziałości serca też nie ale z bezsiłą możesz wszystko, jeśli wpuścisz Tego, który tak ma. Może wszystko.

Nasz wybór jest prosty: z Nim lub bez Niego. Reszta dzieje się konsekwentnie. Tylko pamiętaj. Słowo Boże tnie. Mocno, do szpiku kości i pozostawia zmiany nie do zalepienia. Ale tylko Ono nie zawiedzie. Im wcześniej to złapiemy, tym mniej życia zmarnujemy. 

Potem będzie tylko trudniej.  Jednak tam, gdzie łatwiej, tam u mety piekło. Oby mądrość, nad której zdobyciem warto się potrudzić, uzdolniła nas do rozeznania i podejmowania właściwych decyzji.



środa, 6 października 2021

Jak Kuba

 Takie to powiedzonko prawdziwe prawdziwie jest. Jak ty Bogu tak Bóg tobie. Jak ty drugiemu tak drugi tobie. I może nie chodzi o jakieś świadomie mściwe podejście do życia, ale o pewną naturalną właściwość ludzkiej natury. Inni powiedzą: 'karma wraca'. I ja się, generalnie, z tym zgadzam.

 Jesteś podły i mściwy, nie dziw się pustce wokół. Inni, czując toksynę, którą wydzielasz, w sposób instynktowny izolują się, by się chronić, by nie przejąć od ciebie wzorców i ocalić w sobie skłonność ku dobremu, co samo z siebie jest wyzwaniem, wobec naturalnej skłonności do łatwego złego.  Albo nabierają podobnych cech i przejmują twój sposób komunikowania się. Wróży to wiele zła dla wszystkich. Jeśli jesteś obojętny, niezaangażowany i nie obchodzi cię nic poza sobą samym, z czasem tego samego zaczniesz doświadczać od innych. Tylko wybitne jednostki są w stanie przebić się przez zło, które czynią ludzie bezrefleksyjnie zezwalający działać w sobie złej woli. Woli nakierowanej egoistycznie. I tylko takie, te wybitne jednostki,  a jest ich naprawdę  jak na lekarstwo, potrafią zaradzić złu, które dzieje się z powodu złych czynów ludzi bez wyobraźni. I dlatego tak wiele zła jest w świecie, bo nie za bardzo jest komu stawiać mu odpór.

No chyba, że jesteś człowiekiem dobrej woli. Wtedy dzieje się wiele dobra, bo twoja wola przeszła przez ogień oczyszczenia i jesteś świadkiem i apostołem miłosierdzia. Obyś nim był. Wtedy świat nie przepadnie i ogień z nieba na niego nie spadnie. Nie bądź niemądry. Bądź jak Bóg, dobry. Wtedy się Kubie to samo dostanie, co sam Kuba  z siebie innym daje.



poniedziałek, 4 października 2021

Abrakadabra

 Abrakadabra fejs nie działa.

Aktualnie rozgrywają się mnogie dramaty ogólnoświatowe i indywidualne. Od kilku godzin nie ma świata.  Po prostu, masakra.  Nie wiem, jak dotrwamy do spania a co gorsza, do rana. Czy po wybudzeniu się jutro i odpaleniu laptopa, nie okaże się o zgrozo, że fejsa wcięło na tip topa. Tyle danych, foci, lajków a tu raptem KONIEC. Gorzej niż nalot, wojna i ognie.

Sprawdzam. No, rety. Niestety. Witryna niedostępna, małpa wredna, podstępna.

Wyłączcie prąd. Odetnijcie neta. Jak szaleć to poszaleć. Ile zostało w nas, w realu, człowieka.



niedziela, 3 października 2021

jednak nie...

 Las. 

Miejsce, bez którego dziczeje świat. 

Dzikie chwasty, poszycie, drzewa. 

Zwierz wyrwany z dzikiego zamyślenia. 

Świergot w gałęziach.

 Ja 

człowiek wyrywam się z murów swojego  więzienia

 by spocząć dać oczom. 

 Odbijam w zielenią  pokrytą wciąż  ścieżkę.

 Październik. Jesień. 


W dzikość nam trzeba, by od dzikości  uciec.

Od miast nagich prawd co przy prawdzie nie stały.

Od zła w dzikich oczach i ciężkich słowach.

Od świętych drani i nieświętych kamieni.

Od siebie.

Od wszystkich.

Dzikich.

By wrócić innym

lub 

nie wrócić.