niedziela, 31 lipca 2022

Albo albo

Jasne jest. Teraz to wiem.


Oto wstałam. Żyję. Zjadłam. Kawę wypiłam.  Widzę. Co zaplanuję, robię. Idę.

Na niebie zapalono dla mnie światło.

Przede mną codzienny kawałek życia do wypełnienia. Czymś.  I to JA wybieram treść.

Czy w  Hollywood czy w magii dostatniego życia bez trosk. 

Czy w trudzie  zmagań o kromkę chleba.

To JA wybieram.

I, choć łez nie brakuje na tym padole łez. 

w Hollywood nie inaczej jest.


Wszystko, co  i jak widzę, zaczyna się w głowie. 

W jakimś zakątku mikrokosmosu, zarządzanego moim albo TAK albo NIE albo NIE WIEM. 

Tu się rozstrzyga  życie.

Albo albo. 

Moja bierność. Moje zaangażowanie. Moja niemoc. Moja chęć.  Moja odraza. Moja pogarda. Moja żarliwość. Moja zawiść. Moja miłość. 

Po co sięgnę, mam. 

Z mikrokosmosu tych decyzji wyrasta komos  życia 

i sięga albo nieba albo piekła.

Albo czyśćca.

Reszty dopełnia niewidzialny świat, odtrącany i wyśmiany przez świat.

Tak  po prostu jest. 

Widzialna arena walki o nieśmiertelność.

Okręt na wzburzonej wodzie

i mniej lub bardziej odległy port.

Czy tam dopłynę czy po drodze zginę.

Co wybiorę, czego się chwycę. 

I co mnie powiedzie w dalszej drodze.

Czy światło

czy szalejące wokoło zuchwałe zło.


I drugiego biletu  nie ma.

Tylko Krwi Chrystusa cena.

T a k     to jest. 



 

środa, 20 lipca 2022

Z dzisiaj.

Niektórzy ludzie tak mają

że 'porażki przyciągają'

Czego się chwycą

zwalą


Zanim dotarłam a nie dotarłam

do aplikacji Pismo Święte

-  papierowa Biblia zamknięta -

Przepadłam

Dałam się złapać

Jak mucha w sieć

Powiadomienia

Połączenia

Tragedia


Miotam się


A

powiadają

jest prosty przepis na wszystko

By się żyć chciało i dało

Ono

Słowo

Wziąć i czytać

Pomyśleć

Przestać kontemplować się czy sieć

tylko Je


A potem wrócić w świat

przejrzeć

i zacząć całkiem od nowa.



czwartek, 14 lipca 2022


 Trochę nie wierzę bo nie chcę a muszę. 

Czarnek, minister od edukacji dzisiaj rzecze tak.

Nie cytuję.

Parafrazuję.

Drożyzna nie oznacza, że nie można jeść.

Można. 

Taniej i mniej.

 Ye.

Można iść do kogoś na obiad. Wow. 

Czarnek,

byłeś kiedyś głodny i musiałeś iść do sąsiada na obiad?

Nie?

Czarnek, po prostu zobacz do lustra. 

Nagraj się. 

I potem tego posłuchaj.

Ye.

Ale typy bezczelne

utknięte w nieomylność

nie mają szansy na krztynę prawdy

 obok której nigdy nie stali.



środa, 13 lipca 2022

O raju nie w raju

 O raju. W raju a nie w raju.

Siedzę se tera trochę przy rodzince  i urlopując się przyjemnie, dokonuję dzieła z umowy o dzieło. No other option. A must.

Okej.

Ale, przy tej okazji pożywkę z życia mam. A jak.

Tera jest jakiś problem z węglem. Nawet wiem, jaki. Jest a nie ma. 

Krąży jakiś węgiel rządowy w eterze ale w realu poza zasięgiem. 

Za to listy na niego są. Jak chcesz grzać de w zimę, rozejrz się, gdzie. 

A jak ogarniesz lokalizację, gdzie przyjmują dokumenty, wiedz, że nie wszystkim rząd da bo węgla właściwie nie ma. Właściwie jest ale pod ziemią , bo co jak co, ale kopalnie zamknięte.

Jak już ogarniesz, że rząd da ale nie da, to rychło puść się szukać drewna. Albo może chrustu.

Wybieraj.

No bo, jak pojedziesz za drewnem rozmawiać, to się dowiesz. Że jest ale nie ma. I że można zamówić, ale nie można. 

Sprawa właściwie prosta.

Ja pier papier.

Drewno po 500, transport nie darmo.

Węgiel po 3 i pół.

A ty ryj boś wół.

A poza tym, węgiel kopci przecież spalinami w kosmos, to  unia mówi, że go nie można.

Rząd mówi, że węgiel da ale się chyba wydurnia.

Ja tam cwana, w domu gaz mam. 

Siostra na to, że gaz to na krótki czas.

Bo unia komu jak komu ale Polakowi solą w oczy.

niech zdechnie niech go nie ma bo komu jak komu ale nie  tej ciemnej swołoczy.

No i tak to.

Pierwszy raz od wielu lat człowiek w portfel zagląda i wyć się chce.

Bareja, proroku, wychodź z grobu.

Może się chociaż pośmiejesz.

Bo nam tu, do śmiechu, jakby coraz mniej.



piątek, 8 lipca 2022

Raju, jeju

 Ten syf z poprzedniego posta, powiem, zniknął. Basta. Czysto.

Ale życie w 'tymkraju' i tak daje popalić. Bareja, proroku, wstawaj z grobu.

Trzeba nam córkom było do lekarza z Mamą i Tatą. To zabrały my ich minionego  tygodnia i poszybowały do przychodni. 

No, okej.

Najpierw doktor specjalista od serc.

Na nasze z Mamą wejście, pan doktor nas zmiata zapytaniem, po co tyle leków bierze.

No, ja nie wiem, odpowiadam. Bierze bo jakiś lekarz każe. 

Na co on, że też jest lekarzem.

No okej. Ale ja nie.

I ja nie wiem.

Okej. 

To wtedy on się pyta o dawkę.

No, kurna, siostra ma drgawki. Skąd ona ma znać wszystkie dawki???

No okej. Lekarz kieruje Mamę dalej.

Na oddział, bo tak, jak Mama, chorować nie można.

Okej. 

Kroplówka. Czekamy.

Mija czas i nic.

Poganiają, przeganiają, nie pozwalają, nie informują.

No okej.

Wzywają. Trza nam dalej do Zielonej.

Okej.

Jedziem za karetką. Nie letko.

A tam, na miejscu że, owszem, przyjmą ale...

Okej. 

To być tam o której?

O dziewiątej.

Okej. 

O dziewiątej, zryte już ostro banie, wracamy,  i o Mamę do  klamki pytamy. 

No bo człowieka dla człowieka,  człowieku nie ma.

Do klamki gadaj. To gadam. 

I pytam gdzie po Mamę się zgłosić.

Czekam. Klik klik.

Takiego pacjenta tu nie ma. 

O żesz.

Przecież jest.

Zabrali wy i oddać nam tu Mamę.

Klik klik klamka znowu do mnie.

Takiego pacjenta tu nie ma. 

Zbledli my. Matko. Oddajcie nam Matkę.

To ja do klamki: proszę przysłać lekarza lub połączyć z kimś.

Klamka do mnie: 

to domofon. Nie ma połączeń.

Noż kurna. To gdzie my, bo zwątpiłam, gdzie komu tu się wbijam.

Klamka wypluwa numer izby przyjęć. 

Okej.

Wracamy. Tam tłumy i nie chcą nas.

Na szczęście ktoś gdzieś ogarnął i krzyczy za nami:

czekać czekać 

zaraz Mamę oddamy.

Okej. 

Oddali. 

O Jezu. 

Ludzie. Jedzcie zdrowo i nie chorujcie.

Nie tu. Nie w 'tymkraju'.

Nie rekomenduję.

Ye.


poniedziałek, 4 lipca 2022

Grubo i brudno.

Dzisiaj mało poetycko. 

Oto, co niedaleko mojego okna jest. 



Naprawdę. To zdjęcia z dzisiaj.

Odkąd mam niby więcej czasu, zajęłam się sprawą. Od miesięcy remontowane jest podwórko vis a vis mojej kamienicy. Kontenery z remontowanego podwórka wywleczono na chodnik i tak tam zalegają. Byłam dwukrotnie w urzędzie, na razie nie ujawniam nazwy. Kilkakrotnie dzwoniłam. Mija ok. 10 dni. Dzisiaj się dowiedziałam w tym urzędzie, uwaga, że kontenerów nie ma. Na to ja paniom, że co to , to nie. Nie dam się zbyć i dopóki nie znikną, nie pozbędą się mnie. Już nie nadmieniłam, że następna wizyta będzie o hierarchię wyżej. Nie wiem, dokładnie, gdzie, ale się dowiem. Chyba, że ktoś tą dupa ruszy i coś z tym zalegającym, rozwiewanym przez wiatr i gnijącym w upale śmieciem zrobi.

Kontenery zajmują część chodnika a zanieczyszczenia sięgają ulicy. Jeżdżą tu różne służby, ludzie mieszkają, przechodzą, puszczają dzieci. I to tak se jest. 

Jasne. Do wszystkiego idzie się przyzwyczaić.

Można na nic  nie reagować i godzić się ze wszystkim. 

Jednak jest też i ale.

Zgadujcie. 

Wrocław. Ołbin. Niemcewicza.

Ktoś za to odpowiada. I najwidoczniej ma to w dupie. 

Ale ja tu mieszkam. I nie mam.

Do roboty, bo będzie grubo.

niedziela, 3 lipca 2022

Przeproszę

 Jeszcze tu wrócę. 

Z podróży w żółcień.

Cień. 

Kończę.

 Wojna ze światem. Szczurem. Sobą. Oknem i zgiełkiem za.

 To dzisiaj ja. 

Pokłócona z sobą w sobie i  w za.

Jakoś tak.

Jeszcze popamiętacie mnie. 

Nie, że źle. 

Całkiem może dobrze.

Wrócę tu jeszcze.

Przeproszę witraże.