sobota, 27 lutego 2021

Eh

 Prawda ma swoje walory

i dla nich można poświęcić wiele

ale niestety prawda boli 

i łatwiej uznać swoją jej wersję


Prawda stłuczona i odrzucona

zmiata pod dywan gdzie jej miejsce

pęcznieje gnije puszcza soki

a my zdziwieni że okej nie jest


Prawda ma swoje walory

I prawda naprawdę boli

nie kogoś z zewnątrz ale  mnie

chyba że za nią uznam swą wersję


I będąc górą jestem na dnie

gdzie rządzi zwykłe zakłamanie.




Tak. Lepiej skończyć to inaczej.

Jest prawda. I są różne racje.





piątek, 26 lutego 2021

Śmie przeszkadzać

Życie to nie żarcik. To sprawa śmiertelnie poważna, bitwa bezlitosna o ciebie i o mnie i o tych, co bezbronni. A tutaj, zewsząd, dochodzą głosy, że życie to tyle, co nic. Bunch of rubbish.  Zlep komórek do kubła, jak mówi przysłowiowa Julka. 

Julka, gdzie pobierałaś nauki, kto kładł ci do głowy te koszmarne, pomieszane, nieprawdziwe banialuki. Masz oczy to patrz i przetwarzaj. Bo jest przecież jakaś prawda. Możesz się jednak totalnie załgać i żyć z krwią na rękach, jakby   się nic nie stało. Możesz tak pociągnąć, aż nadejdzie starość. Jednak czeka cię, tak czy siak, chwila prawdy. Wsiąknięta w glebę krew odezwie się. Będziesz wtedy sama i będziesz wtedy biedna. Bo nie da się żyć szczęśliwie z niewinną krwią na rękach.


Każde życie ma sens. A my daliśmy się załgać, że nie. Że dzielimy się na kategorie. Że jedni maja prawo żyć, bo się urodzili a drudzy mają umrzeć, bo tak silniejsi postanowili. Młode dziewczyny na ulicach miast wykrzykują wulgarne hasła. O swoim prawie do zabijania. Kto je posłał na te targi przemocy, kto im serca nakarmił zatrutym owocem. Gdzie się skryliście, syci i bogaci, którzy ogłupioną młodość wydaliście na straty. Gdzie jesteście,  zabójcy nienarodzonych, bezwzględni mordercy, siejący przemoc, wykorzystujący młodych. 

Schowaliście się w skórzanych fotelach za owalnymi stołami i prawicie o zyskach płynących strumieniami.

Tolerancja, to chwytne hasło, którym próbują nam odebrać odwagę mówienia własnym głosem. Jeśli to się uda, świat przestanie być dla wszystkich domem. A już teraz gołym okiem widać, jak piewcy tolerancji  wycinają z krajobrazu świata chrześcijaństwo.

I nie idzie tu o czyjekolwiek prawa. Idzie tu o Boga, który śmie przeszkadzać.



środa, 24 lutego 2021

Włazim na Kozi

Właśnie tak było. W sobotę zeszłą, przyszło włazić na Kozi. Pogoda naprawdę dopisała. Słońce, na stokach ciepło, choć czasem po pas w śniegu. Ale żadnej zawieruchy i trzaskania opiłkami lodu po ryju. Pikne widoki, nie do opisania, to się nie silę tylko zdjątka przyślę.






Ja nie wiem. Trochę w tych Tatrach już pobyłam, kilka szlaków zrobiłam, nawet się zastrzegałam, że zimą noga tam moja nie postanie, po szaleństwie zimowym na Szpiglasie czy, ostatnio, Kościelcu, gdy ratunku wołałam, bo wywiało wszystkie ślady a wokół białość tylko i chłód był. A ja sama z Zu i szlus. Nikogo. No, to wtopiłam i o pomoc wyłam. Ale, jak zawsze, Tatry górą. Bo to przecież góry. Wrócisz.

Szlak na Kozi cudowny. Wcześniej wejście na DPS, podobnie. Jak ci przyfarci pogoda, zapomnisz wszelkie swe anse do gór bo one dadzą to, czego nigdzie indziej nie uświadczysz: zachwyt, dokądkolwiek zwrócisz wzrok. Czy zimą czy wiosną czy latem czy jesienią, góry zawsze twoje serce odmienią. Po to jedziesz kawał świata, by w tej niezwykłej, czystej scenerii, wrócić do siebie, do ciszy własnego serca, by chciało się dalej żyć, również  z dala od nich. 

Weszliśmy na Kozi wszyscy, a było nas razem ośmioro. Ambro mówi, że Kozi to dom. Pytam, gdzie ściany, gdzie dach i gdzie okna. A on, że ściany z granitu pod nami, dach nieba nad nami a w oddali wszystko otoczone przestrzennymi oknami, z  widokiem na raj. Aj. 

piątek, 19 lutego 2021

Choćby i Grześ

 

Widzę przez okno  cuda. Z tego, co potrafię rozróżnić,  najwyższa to Świnica. Okrutnica, która wyciska soki z człowieka, dając w zamian … zawsze coś innego. Prawie jej na zdjęciu nie widać, ale jest. Tej zimy jej nie zmogę, bo nie mogę. Ale taki widok na co dzień, za darmochę… Czy oni tu wiedzą, co mają?

Wczoraj wesołą gromadką wyruszyliśmy, skromnie, na Wołowiec. Po drodze, rzecz jasna, Grześ i Rakoń. Pogoda średnia, śnieg mokry. Ciężko się idzie w rakach nie-antyśniegowych. Śnieżne kule wbijają pod buta więc idę nieco tym struta. Buty ciężkie same z się, ale idę, bo chcę. Widoki, choć skromne ze względu na mgłę, warte  fatygi, po nocnej jeździe w deszczu czy śniegu nie pomnę, bo tym razem całość drogi ku Tatrom spędziłam we śnie.




Ale oto, po żmudnej wędrówce przez Dolinę Chochołowską i szlaku na Wołowiec, lądujemy  na Grzesiu. Luda, poza nami,  trochę jest ale dalej zasypane. Ni chu chu szlaku. Nikt, zdaje się, nie wybiera się dalej.



Jak zawsze,  nasze chłopaki dostają amby, bo jak to, nawet Wołowca nie zmożem??? Ja twardo, że wracam. Serducho drży, czy wszyscy znają granice rozsądku. Ambro dostaje amby aż mu jakiś przygodny gość klaruje, że dalej nie nada. Nie ma szlaku, nie ma widoków, mgła przez czapki się pcha i nie widać świata. No, w końcu dociera do wszystkich, że Grześ to na dzisiaj meta. Chwila szaleju i wracamy.



 Ło, jak  fajnie tera. Uwielbiam ten moment zawrotu i długą drogę w dół. Ku światu. Z Zawratu czy innego szlaku. Ekipa wyciąga jabłuszka, czy kto tam co ma. I jazda bez trzymanki. W dół.

Dotarliśmy do schroniska na Chochołowskiej. Mamy poszkodowanych. Jakby kózka nie zjeżdżała, to by kostkę w formie miała. A tu, zaraz sprawdzę na mapie dokładnie ile, szmat drogi do aut. Au. No, idziemy. Justi patent wynalazła, jakby tu pomóc, dostać się do domu…


Koniec dnia. Jedziemy na chatę w Hutach. Zu mówi: jesteśmy w domu. I coś w tym jest. Ta chata służy nam już lata i jest OK. Pizza, mycie, bety. A od rana wiecie, co ci szaleńcy planują???  Kościelec!!! To tym razem beze mnie. Nie tam i nie pobudka o czwartej,  w środku nocy. Ufam, że w sobotę coś jeszcze wspólnie wyrypiemy. Ye. My.

 




środa, 17 lutego 2021

Nic

Nie. Nie spieszę się. Siedzę. Nie. Nic nie robię. Tak. Nie zarobię. Nie zrobię. Tak przesiedzę. Bezwiednie.

Myślę, że nic się nie stanie. Otrząśniecie nade mną ręce i pył się z butów rozpierzchnie.  Naprawdę,  niczego od was nie chcę. 

Jeśli zechcę, wyląduję,  gdzie zechcę. Na łące. Pod mostem. Na ścieżce. 

Róbta swoje. Żyjta i dajta żyć.






czwartek, 11 lutego 2021

Z pętli

Brodzący po śniegu ptak

cudak

udziwiony  sypką białością

Przebijające zza drzew słońce

puszysty obłok

Nieważność rozwianych liści

zsuszonych w pył


Pąki  się szykujące  w głębinach nagich konarów


Otok czasu


Życie zapętlone w bezruch  wystrzeli


Uwierzmy




poniedziałek, 1 lutego 2021

Cena

Gdy byłem świniem, świniłem. Życie było obłe i złe. 

Na zaspokojenie. Na nasycenie. 

Tak, jak świnia umie i chce. 

Bajorko wokoło bluzgało mazią i było jakby wesoło.


Razu jednego się od-świniłem,  duszę zyskałem i odmieniłem się ciałem.


I to jedno, jedno pytanie.

Ile straciłem i co zyskałem i czy tego chciałem.


 Pion trzymać, jak ludzie trzymają, ciężko. 

 Łatwiej  paść, w dół.

Umoczyć znów ryjek, bo dobrze być świniem. I szlus.

No czego.

Dlaczego łudziliście o lepszym świecie.

O pięknie.

Nie ma go.

Nie oddam bajora za marzenie.

Niech mknie w przestrzenie beze mnie.