niedziela, 25 października 2020

Gościu

 Ok. Koniec z polityką. To zmora, która truje. Nie uciekniesz od niej, czy jej skutków,  ale nie musisz oddawać jej pola. Swojego czasu.   Swojego zaangażowania. I tak cię dorwie i zmusi do zajęcia stanowiska. A potem cię z tego rozliczy. To, że tak będzie, nie zależy ode mnie. Ale to, że ją teraz wyproszę, to moje.

Jest niedziela. Pogoda marzenie. Cudowne miejsce w zachodnich Sudetach. Siedzę, zaliczywszy Sokoliki i Krzyżną Górę, przy piwie w schronisku. Tłumy. Gwar. Vis a vis rozległe drzewo. Córka leśnika, nie wiem, czy to lipa. 

Siadłam, gość, pod jej liściem i odpoczywam sobie. Nie przychodzi mnie tu słońce, przyrzekam ja tobie. Jest spokój, cudo pogoda. Jest dobrze, choć dusza głodna.

Żyjmy. Życie jest po to, by żyć. Bądźmy hojni i nie bójmy się jutra. Wszystko się uda, choć smutek, jak opary trucizny, potrafi zaburzyć kierunek. 





piątek, 23 października 2020

O księciu. Ze starych zasobów.

 

Dostojewski nazwał go idiotą. Człowieka mylącego uprzejmość z dobrocią. Jezus też się nie cackał. Grób pobielany etykietą swojej epoki  - to właśnie on. Nie wymówi pospolitego wulgaryzmu. To niegodziwe. Przepuści kobietę, wchodząc lub wychodząc -  za nią. Tak należy. Nikomu w oczy nie powie nieuprzejmości. Za plecami też nie. Dżentelmen, prawdziwy pan tak nie robi. Ma swój kodeks honorowy, leżący na puszystej, pozłacanej, atłasowej poduszce. Barbarzyńców tam nie wpuści, ludzi bez manier, zajeżdżających potem, tanim piwem i ubóstwem. Co z nim jest nie tak? 
Nie musi. Byt ma zapewniony. Nie koniecznie porażające zazdrością bogactwo. Nie. Wystarczy, żeby obudzić się rano i nie martwić się, że ten dzień też da się przeżyć. Jest służba, ktokolwiek, kto ponosi odpowiedzialność za tego typu pospolite problemy. Nie musi wstawać, jak inni, o nieludzkiej porze, wdziewać zapocone robocze ciuchy i dopacać je w bezsensownych, nie dla niego stworzonych miejscach kaźni intelektualnej. Więc to, co konieczne, jest.
Nie musi decydować. Cała prostacka rzesza nie pojmuje, że da się żyć nie podejmując decyzji. On nie wie. Nie wie. Owszem. Ma swoje szlachetne uczucia. Nie urazi kobiety złym słowem. Przenigdy. Przenigdy też nie zaprze się siebie, by pojąć, co ona czuje. Owszem, on wie, co to wzniosłe uczucie uwielbienia i podziwu. Nazwie to nawet miłością. Ale dla tej miłości nie zaprze się siebie, po prostu, by pojąć, że rani śmiertelnie. On?
Dlaczego ta dziwna kobieta, hrabina, czy kim tam ona jest, przywleka mu w domostwo ten cały wstyd dramatu, dlaczego ciska w niego łzami i pada martwa na schodach? Niewdzięczna.
Myszkin nie ma sobie nic do zarzucenia. Maniery go nie zawiodły. Chciał dobrze dla wszystkich. Nikomu nie dowalił, nie zhańbił się zaangażowaniem. 
Nie wiedział.
Myszkin. Dziwne nazwisko.

 

czwartek, 22 października 2020

Bez tytułu

 

Bez tytułu. 

Tak koszmarnie brakuje słów aż napływa refleksja, w ten bez...czyn.  

To dziwnie brzmiące pytanie: po co tytuł na niebyt?

Niebyt? Bez-czyn? Bez-myśl? Nic. Też  nie.

Nieobecność. 

Jest tytuł. Nieobecność. Usprawiedliwiona lub nie. 

To jest smutne słowo i, jednocześnie, brzemienne.

To tak to. Tyle.

Nie to co być.

Jak się zdarza,

gdy ręce nie opadną. 



niedziela, 18 października 2020

Zawsze źle

 Rząd podjął decyzję. Źle. Mógł podjąć inną. Albo nie podjąć.

Rząd nie podjął decyzji. Źle. Mógł podjąć. Jakąś. Zawsze to lepiej niż żadną.

Otóż, nie zawsze. Tylko wtedy lepiej, gdy postąpi odwrotnie niż gdyby postąpił.

Zawsze jest źle, niezależnie od tego, co Rząd zrobi czy nie zrobi.

Przejrzyjmy swoje komenty. 

Tak właśnie myślimy.

Stan faktyczny jest gorszy, zawsze, od niezaistniałej alternatywy.

Gdy zajdzie alternatywa, będzie gorsza od opcji do niej alternatywnej.

Zatem. Nie ważne, co robi Rząd. 

Rząd zawsze robi źle. 

Bo jest rządem.

Ludzie, rządzący Polską. Trzymajcie się. Nie zadowolicie nigdy wszystkich a rzadko kogokolwiek. Miejcie to w dupie. Róbcie swoje. Patrzymy Wam na ręce. I tak już będzie. I tak róbcie swoje. Niezależnie od tego, że nie otrzymacie w zamian od nas nic poza pluciem w twarz. Wasza nagroda nie od nas. A wasza kara, chętnie.



Porcelanowy ptak

 Ptak ma swoje gniazdo chyba w Portugalii. Otrzymałam go w prezencie od przypadkowego handlarza winem na jakiejś hali targowej w Evorze. Chodziłam po mieście  z Alex i Asią, myszkując po zakamarkach architektury i ciekawych zakątkach, przy których dawali smolistą kawę w mikroskopijnych filiżankach. Dziewczyny chętnie ulegały kulinarnym pokusom  tamtejszych cukierni, delektując się smakiem evorskiej słodyczy. Był to fajny czas poznawania  i n n e g o.

Po krótkiej wymianie zdań na temat win, mój wzrok spoczął na koszu z niebieskimi ptakami. Mężczyzna wziął jeden do ręki i podał. Pytam: ile? na co on machnął ręką w geście: wcale. No i tak to, pamiętając uśmiechniętą twarz mężczyzny, mam ten przypadkowy upominek do dzisiaj. Dzisiaj jakoś go przyuważyłam, bo pomyślałam, by uwiecznić zdjęciem bukiet oferowany mi przez innego mężczyznę, z okazji Dnia Nauczyciela. I tak to, chwaląc się dzisiaj swoim oszałamiającym powodzeniem u mężczyzn, dołączam stosowną focię:


Nie wiem, co na tej kompozycji robi Tolkien ale, prawdopodobnie, nie ma na świecie przypadków, więc zaczekam na wyjaśnienia. 

Porcelanowy ptak i bukiet w niebieskim wazonie. Martwa natura i tło. Statyczny moment ukrytych zdarzeń, intencji i chwilowych gestów, spontanicznych reakcji bez głębszego znaczenia. Czy tak?

Może tak. Może nie tak. Tam, gdzie stajesz się obdarowanym, tam Opatrzność stawia pieczęć na pamięci. Czas minie i zamaże zdarzenia, intencje i gesty. Tak już jest. Ale pozostanie pamięć uśmiechniętej twarzy, która daje po nic, bez żadnego podtekstu. Ot, tak. Z hojności serca, w przypadkowym geście, który nie oczekując odpłaty, zyskał wdzięczność pamięci. 



czwartek, 8 października 2020

Odtrutka

 A więc było tak. 

Siadłam na krzesełko, tuż przy drzwiach doktora. Wcześniej zapukałam, początkowo bez skutku. Następnie dało się uchwycić uchem szuranie i raptem drzwi otwarły się. Więc weszłam i rzekłam: 'dzień dobry' i spoczęłam na krzesełku. Ale doktor się lekko obruszył i uznał, że musi wyjść. Do zgonu. Ot, życie. 

- Ok - mówię - zaczekam. 

-Na zewnątrz - odpowiada doktor. Po kiego grzyba mnie wpuścił, nie wiem. Wychodzę i siadam na wspomnianym krzesełku. Żeby było blisko, jak wróci i żeby nikt  nie wpełzł przede mną. O nie. Ale pusto. Ja i chłopak jakiś.   Mija czas. Podchodzi sprzątaczka  i bach płynem do dezynfekcji po drzwiach, przy których siedzę. Fu. Psik. Kręci w nosie, aż cofa. Baba nic. Ni przepraszam ni się w de pocałuj.  Mija czas i nic. Godzina. Lekko się wkurzam. Podchodzę do kontuaru i pytam panie z recepcji. Przyjdzie, przyjdzie. Poszedł do zgonu, jak wiadomo. No, wchodzi. Pięć minut. Cierpliwości. To ja i chłopak cierpliwie, na krzesełkach, przeglądamy nety. Co by to było bez nich. Ja w końcu posta piszę, no szeznąć idzie. Jest i doktor. Co za zasłużona ulga zaległa serce me gwałtownym szarpnięciem w mnie. Pozwolił wejść. Wchodzę, otwieram paszczę, by wydusić z się  w końcu dolegliwość. O nie.

- Czy herbaty chce? - pyta baba wchodząc, ale, oczywiście, nie mnie. Doktor, owszem, chce. Ona kubek zabiera i się, w końcu też. To ja, że zwolnienie na dwa dni chcę, przeleżeć dreszcze i te pe. Ok. Doktor zaczyna wklepywac jednym palcem tekst. O, puk puk do drzwi.

- Pani otworzy - doktor do mnie. No pewnie. Podnoszę de i idę. Otwieram drzwi a tu herbata wchodzi.

- Bez cytryny, chyba, że ma pan nóż - baba oświadcza.

- No, jasne, że mam - doktor podrywa się z krzesła i ku swej kurtce sunie. Wybebesza z niej nóż i już. Cytrynę tnie i mówi, jaki to ostry jest,  ten nóż. 

- O tak się go otwiera -  przed nosem mi demonstruje, że chwila i się potnie - i jaki ostry jest, klatę przebije. Raz ciach!

- Pan uważa, kurza twarz, z tym nożem -  teraz to już się trochę boję. Gdzie tam, macha, w te we w te, dumny, jakie im ostre noże dają. Jezu. Nie zdzierżę.

- Jeszcze chwila i zejdę - patrzę na niego z nożem oszalałego a on  się śmieje, herbatkę pije i w końcu chyba popatrzył na mnie.

-Pani uważa z tym alkoholem - wali do mnie. O kurde. Marskość widoczną po twarzy mam czy co? - Kiedyś to było piwo. Piast. Tak. Piast to był. Się na studiach takie piło. To było normalne piwo, jak należy, się piło, a nie teraz, gówno w puszkach piją.

- Ja to z puszki nie. Jak już, to z butelki i nie byle co - bronię się.

Potem opowiada o krakowskich winnicach podziemnych, na wiele kilometrów rozległych, że nigdzie takich. Wypisał na tydzień zwolnienia😅, nie tykając się mnie i ostrzegając ponownie przed alkoholem. No dobrze. Będę ostrożna, co mi tam. Wyrwałam receptę i uszłam czem prędzej, bo intuicja mi wyła, że kolejka się za drzwiami ustawiła. Wychodzę, westchnienia ulgi  z kolejki ludzi na klatę biorę ale cóż, doktor musi pogadać o szkodliwości puszkowanego piwa. Tego badziewia nikt nie powinien tykać a co dopiero łykać. Ogarnijcie się i uważajcie z tym alkoholem.


niedziela, 4 października 2020

W drażniącym temacie

 Piszę jako rodzic i wychowawca. Gdzieś w sieci pojawił się list otwarty do nauczycieli, by nie godzili się na nową propozycję na stanowisko ministra edukacji. Jako zarzut, na którym zbudowano oskarżenie, wyjęto jedno zdanie z wypowiedzi kandydata, negatywnie odnoszące się do ideologii lgbt. Na tej podstawie wysupłano oskarżenie, że ów kandydat jest osobą 'nienawistną' a więc niezdolną do pełnienia roli ministra edukacji. Ja nie znam tego kandydata ani jego poglądów ale przeczytałam wspomniany list otwarty. I wiecie co. Ten list to klasyczna próbka mowy nienawiści, którą tak hojnie obdziela się ludzi myślących inaczej. Otóż, jeśli chodzi o światopogląd, na który składa się m. in wyznawana religia i jakaś koncepcja antropologiczna, to aktualnie istnieją dwa podstawowe nurty. Jeden wynika z religii uznających  Boga jako twórcę świata i człowieka a drugi jemu przeciwny, uznaje, że wszystko zaczęło się samoistnie i tak się rozwija, drogą ewolucji, do dzisiaj. Religie głoszą, że Bóg stworzył człowieka jako kobietę i mężczyznę a wsółczesne  trendy temu przeciwne zakładają istnienie płci społecznej, uznając podział biologiczny za przestarzały i nieadekwatny do rzeczywistości. Podejmowane są próby naukowego potwierdzenia tej sprzecznej z realiami koncepcji, zadające kłam wynikom podejmowanych badań. Znajdziecie, spokojnie, potwierdzenie. Wystarczy pierwsza lepsza fraza np. 'płeć społeczna' i masz co chcesz. W necie znajdziesz potwierdzenie na WSZYSTKO, co przyjdzie ci do głowy udowodnić. Na podstawie tego założenia, proponuje się trendy obyczajowe, które akceptują wszelkie zachowania seksualne jako równoprawne. Co więcej, zachęca się coraz młodsze dzieci do podejmowania wszelkich zachowań seksualnych, jako pozytywnych dla rozwoju. I tu jest naprawdę śmierdzący pies pogrzebany. Otóż ja uważam inaczej i z tego powodu, podobnie jak wspomniany na początku kandydat, jestem narażona na zarzut nienawiści. Powiem tak. Nie nienawidzę nikogo z powodu wyznawanych poglądów ale pewne pomysły, szczególnie dotyczące edukacji i wychowania, uważam za szkodliwe. W imię miłości ('love is love') przekonuje się młodych, że wszystkie zachowania są dopuszczalne i nie ma zahamowań natury etycznej czy moralnej. Są miejsca na świecie, gdzie przekroczenie tej granicy doprowadza ludzi do akceptacji wszelkiego rodzaju zboczeń. Panie wychodzą za mąż za żyrandole, gwałci się dzieci i obcuje ze zwierzętami. Tak się dzieje, bo ludzie dali się przekonać, że wszystko wolno.  Jeśli podniesiesz głos i powiesz, co o tym myślisz, dzisiaj obrzucą cię błotem za nienawiść i homofobię a jutro wsadzą do więzienia. Tak działa system, który buduje porządek prawny na uznanych za obowiązujące, założeniach. Pies w tym, że te założenia są idealnym zaprzeczeniem koncepcji zawartej w Biblii. I, jeśli uznasz porządek biblijny za prawdziwy, jesteś homofobem, głupcem, ciemnogrodem siejącym nienawiść. Tymczasem pytam, gdzie jest gremium kompetentne i uprawnione do rozstrzygnięcia prawdy absolutnej? Nie ma prawdy absolutnej? W takim razie współczesne wizje antropologiczne nie mogą uzurpować sobie do niej prawa i są co najwyżej jedną z wielu koncepcji, mniej lub bardziej trafnych. Więc mi nie mówcie, że homoseksualizm jest wrodzony i uzasadniony bo, akurat, uważam, że jest nabyty i usilnie promowany. I nie nienawidzę nikogo z tego powodu tylko proszę, jeśli jesteś rodzicem i wychowawcą, nie lansuj  wobec innych tego, czego nie zastosujesz wobec własnych dzieci.

sobota, 3 października 2020

 Osobiście to słabo go znam. Widywałam go dawniej na pielgrzymkach, gdy jako student prowadził przy karmelowej skrzyni zawiłe dyskusje filozoficzno-teologiczne z innymi, gromadzącymi się wieczorną porą po kolejnym dniu pielgrzymki, na ostatniej herbatce przed spaniem. Przysiadałam czasem i przysłuchiwałam się tym młodzieńczym poszukiwaniom ładu i sensu w materii życia.  Potem się okazało, że poszedł. Wyjechał na formację zakonną i tam już pozostał. Widywałam go potem w poznańskim Karmelu przy różnych okazjach a nawet u wrocławskich Dominikanów, od wielkiego dzwona. On o tym nie wiedział, że go widzę i zastanawiam się nad tym, jak trudna może być to droga i ile jeszcze przed nim ciemnych nocy. 

Dzisiaj te noce pochłonęło przedpołudniowe słońce towarzyszące Jego dzisiejszym święceniom diakonatu. Nie będę pisała, jak bardzo było odświętnie, uroczyście i elegancko. Przyglądałam się temu młodemu człowiekowi z tylnych ławek karmelitańskiej świątyni. Sprawiał wrażenie wyciszonego, skupionego, nieobecnego i jednocześnie, obecnego. Nie wiem, jak to możliwe. W jakiejś zwyczajnej podniosłości uczestniczył w poszczególnych elementach liturgii, taki zapoznany ze wszystkim, co ma nastąpić, uspokojony i pewny.

Kościół się zatem dzisiaj cieszy. Pozyskał kolejnego sługę, który zdecydował się pójść drogą kapłaństwa. Bogut nie będzie miał łatwo, jak łatwo nie ma współcześnie żaden świadek Chrystusa.  Czeka go trudna droga. Jednak, cieszmy się. Ludzie tacy jak Bogut pozwalają nam, pozostałym, nie utracić nadziei na obecność Boga tu i teraz, zanim wszyscy będziemy mogli cieszyć się Jego, i naszą wzajemnie, obecnością w obiecanym na wieczność Niebie.

Szczęść Ci Boże, Bogucie.





czwartek, 1 października 2020

Wizyta

 Udało się. Telefonicznie, aczkolwiek wymagało to uporu i wytrwałości. Mam tylko mieć dowód, oczywiście, osobisty, bo siadł system odpowiedzialny za potwierdzanie ubezpieczenia... Aaaa... Kotki dwa. Dobra. Jestem. Podpisałam bumagę, że przynależę do szczęśliwie objętych opieką zdrowotną. Czekam. Lekarz wyszedł do innych obowiązków i robi się kolejka, w której jestem... pierwsza. Co za kupa szczęścia. A lekarza nie ma. 

Postanowiłam jednak być dzisiaj wytrwała i nie używać ani na system ani na ludzi żadnych złych słów. Aniolowie są ze mną. Wszędzie tu siedzą. Czekamy.

Nic nie zepsuje porannej,  bezpośpiesznej kawki z Vincentem. Jeszcze kilka łyków czeka na mnie, jak wrócę od lekarza. Potem nadrobię swoje standardowe zaległości i do poniedziałku wyprowadzę się na czysto. Życie potrafi czasem zarzucić swoją  siermiężną siermiężność i się do chorego człowieka  w końcu uśmiechnąć 🙃