piątek, 23 października 2020

O księciu. Ze starych zasobów.

 

Dostojewski nazwał go idiotą. Człowieka mylącego uprzejmość z dobrocią. Jezus też się nie cackał. Grób pobielany etykietą swojej epoki  - to właśnie on. Nie wymówi pospolitego wulgaryzmu. To niegodziwe. Przepuści kobietę, wchodząc lub wychodząc -  za nią. Tak należy. Nikomu w oczy nie powie nieuprzejmości. Za plecami też nie. Dżentelmen, prawdziwy pan tak nie robi. Ma swój kodeks honorowy, leżący na puszystej, pozłacanej, atłasowej poduszce. Barbarzyńców tam nie wpuści, ludzi bez manier, zajeżdżających potem, tanim piwem i ubóstwem. Co z nim jest nie tak? 
Nie musi. Byt ma zapewniony. Nie koniecznie porażające zazdrością bogactwo. Nie. Wystarczy, żeby obudzić się rano i nie martwić się, że ten dzień też da się przeżyć. Jest służba, ktokolwiek, kto ponosi odpowiedzialność za tego typu pospolite problemy. Nie musi wstawać, jak inni, o nieludzkiej porze, wdziewać zapocone robocze ciuchy i dopacać je w bezsensownych, nie dla niego stworzonych miejscach kaźni intelektualnej. Więc to, co konieczne, jest.
Nie musi decydować. Cała prostacka rzesza nie pojmuje, że da się żyć nie podejmując decyzji. On nie wie. Nie wie. Owszem. Ma swoje szlachetne uczucia. Nie urazi kobiety złym słowem. Przenigdy. Przenigdy też nie zaprze się siebie, by pojąć, co ona czuje. Owszem, on wie, co to wzniosłe uczucie uwielbienia i podziwu. Nazwie to nawet miłością. Ale dla tej miłości nie zaprze się siebie, po prostu, by pojąć, że rani śmiertelnie. On?
Dlaczego ta dziwna kobieta, hrabina, czy kim tam ona jest, przywleka mu w domostwo ten cały wstyd dramatu, dlaczego ciska w niego łzami i pada martwa na schodach? Niewdzięczna.
Myszkin nie ma sobie nic do zarzucenia. Maniery go nie zawiodły. Chciał dobrze dla wszystkich. Nikomu nie dowalił, nie zhańbił się zaangażowaniem. 
Nie wiedział.
Myszkin. Dziwne nazwisko.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz