wtorek, 30 kwietnia 2019

No litości

bo wygląda na to, że że zgubiłam laptopa... W torbie ni mo, w torbie 2 ni mo, w domu nie bardzo... Zostaje, że może w szkole a jakie nie to ja pitolę. 

Jest ci i wolne i łeb końcem dnia jakby wolny. US odwiedziłam, pita rozliczyłam. Rzeczywiście, mogę odłożyć wszystko i zatopić się w legowisko. Jeszcze ta przykra myśl o zgubie. Ot, żyzń. Tiażołaja i przykra dotkliwie. Jeszcze takie smętne reperkusje postrajkowe. Coś się w ludziach posypało. I, w końcu, czas popatrzeć sobie wzajem w oczy albo schować głowę w piasek. Tak czy siak, wracać się nie bedzie chciało, bo czegoś ważnego zabrakło.  Ale ja, zdeklarowany, opisany i zdefiniowany pośrednik z osobowości, znajdę alternatywę. Najgorsze jest myślenie wykluczające, zafiksowane na jedno rozwiązanie. Jest ich więcej, zdecydowanie. O, na przykład, zostaw wszystko, wytnij się i zobacz, co się stanie. Zdziw się. I tego sobie i Tobie, czytajacy to, życzę. O, patrz się.  Czy jemu źle? Zostawił wszystko i huśta się. 




sobota, 27 kwietnia 2019

Ja, łamistrajk

oświadczam, że cieszę się z zakończenia strajku. Każdy z uczących w szkole   z o s t a ł      z m u s z o n y     do zajęcia jednoznacznego stanowiska. Chciał nie chciał, wybrał. Potem nadeszła rzeczywistość strajku. Wiele szkół zamknęło swoje bramy przed uczniami i tylko jakaś totalnie pozapolityczna wola dobrych ludzi sprawiła, że wielu uczniów   m o g  ł o   zrealizować obowiązek nadany im przez ustawodawcę -  p o d e j ś ć    do egzaminów. Bez tego elementu kształcenia niemożliwa jest dalsza edukacja. I to prawo ale jednocześnie i ustawowy obowiązek uczniów strajk naruszył. Ja do dzisiaj nie wiem, jaka była świadomość konsekwencji u podejmujących strajk nauczycieli. I jaki jest moralny aspekt pociągania do odpowiedzialności kogoś, kto jest absolutnie niewinny i niewładny uczynić cokolwiek, by zaspokoić nauczycielskie postulaty. Chciałoby się rzec, nie ten adres, kochani dorośli.

Środowisko nauczycielskie dostało potężnego ciosa. Z jednej strony, strajkujący, z drugiej, stojący przy uczniu. Okej. Każdy zważył argumenty i opowiedział się po jednej ze stron. Takie prawo obywatela w wolnym kraju. Potem, niestety, wszyscy mieliśmy okazję świadkować medialnym doniesieniom o podziale na gorszych i lepszych. O szykanowaniu. Podział zaczął dotykać relacje koleżeńskie i quasi-przyjacielskie. Czas, w którym sytuacja rozgrywała się w polskich szkołach, obfitował w coraz drastyczniejsze wydarzenia, z których uczestnicy nie koniecznie będą dumni.  Przeciwnie, niektórych sytuacji będziemy w  przyszłości się wstydzić. Jako konkretne osoby i jako środowisko nauczycieli. Myślę, że wiele osób mogło zweryfikować swój wybór co do profesji. I to akurat, uważam, dobry moment na zmianę. Dla osób przed czterdziestką zmiana zawodu to nie dramat i lepiej późno niż męczyć się przez kolejne ćwierćwiecze. Takie pytanie warto sobie postawić, bo praca z młodzieżą nie czyni człowieka bogatym materialnie. Jej bogactwo przynależy do innego wymiaru. Co, oczywiście, nie znaczy, że nauczyciel ma głodować, nie jeździć na wakacje i tak dalej. Postulaty poprawy warunków pracy i płacy dla nauczycieli są naprawdę słuszne. Naprawdę awans był rozciągnięty na absurdalnie długi okres, zniechęcając młodych ludzi do podejmowania w szkołach pracy. Naprawdę jest o czym gadać i rząd to zaproponował. Naprawdę można nie dać rady z aktualnie obowiązującą papierologią w oświacie.  Można być świetnym nauczycielem na lekcji ale totalnie tej papierologii nie ogarniać. Można mieć perfekcyjnie opanowaną papierologię i siedzieć na lekcji z telefonem. Naprawdę zmiany są niezbędne i nastąpią, niezależnie od kolejnych wypowiedzi p. Broniarza, który nie ugrał dla swojego środowiska poparcia. Ogólnie, nie ugrał niczego dla nikogo. Zostawił nauczycieli bez pensji za miesiąc strajku i tyle. Nie mogę pojąć, jak to się stało, że strajkujący na jakieś pieniądze liczyli. Prawo jest w tej kwestii klarowne: jest prawo do strajku ale bez prawa do wypłaty. Trzeba być naprawdę ostrym naiwniakiem, by strajkować i spodziewać się za to finansowej gratyfikacji. Na początku strajku stawiano nam, niestrajkującym, pytanie, czy weźmiemy pieniądze z podwyżek. Oto i odpowiedź. Nie ma żadnych. Jedyne, co podpisano, to porozumienie z Solidarnością. I te weźmiemy wszyscy, prawda? A to akurat obyło się bez strajku. Można teraz zapytać, czy warto było pytać. Czy warto było dać się porwać wiatrowi, który wybuchł z nierealnych, zaporowych żądań i niechęci do jakichkolwiek negocjacji. Co teraz, panie Broniarz. Co z nauczycielami, którzy poszli za Panem jak stado owiec za pasterzem i zostało na lodzie. Na lodzie, bez pensji i bez jakiejkolwiek sprawy, o której można by powiedzieć, że ją Pan nauczycielom załatwił.

Cieszę się z końca strajku, bo prowadził on donikąd. Może uda się połatać naderwane relacje i  może uda się jakoś odbudować szacunek dla naszego zawodu. Ale będzie wymagało to sporo czasu i dobrej woli z obu stron boiska, na które wypędzono strajkiem nauczycieli. Może trzeba będzie odłożyć telefon a zając się uczniami. Albo zmienić pracę. Życzmy sobie wszyscy dobrych decyzji.


wtorek, 23 kwietnia 2019

Cóżem ci uczynił


Doczekaliśmy się ‘i po świętach’. Niektórzy już w pracy a  inni, jak ja na ten przykład, jeszcze mogą obijać się w zaciszach czterech, czy ilu tam, ścian. I co dalej? Nic? Wszystko przeminęło z większym lub skromniejszym wyborem smakołyków ze świątecznego stołu. Zajączek skąpiec nie przyniósł prezentów. 

I nigdy w moim domu tego nie zrobi. Bo nie. Bo Święta tej rangi nie zostaną nigdy sprowadzone do zajączka z prezentami, wesołego czy smutnego jajka i nawet całego koszyczka święconki. Bez męki, śmierci i zmartwychwstania Boga, to wszystko jest ołtarzykiem wystawionym współczesnemu bóstwu o dźwięcznym imieniu ‘tolerancja’. Tolerujemy wszystko, byleby nie to, co stawia nas do pionu i zmusza do trudnych pytań, konfrontujących sumienie z wyborami. Łatwiej przyznać rację tym, którzy proponują miłą ignorancję duchowości a w jej miejsce smakowanie chwili bez refleksji  w temacie skutków. Ich nie ma. Ważne jest to, co czujesz, jak czujesz i w imię prawa do zaspokajania siebie wolno ci założyć, że wszystko jest dobre. Jeszcze niedawno zło nazywano dobrem inaczej a teraz inaczej niepotrzebne. Cokolwiek zdecydujesz,   j e s t    dobre. Nie zastanawiaj się, dokąd to cię zawiedzie. Nie ma raju, nie ma życia po życiu. Ważne jest tylko to, co tu i teraz i temu właśnie, tej intensyfikacji odczuć, poświęć całą swoją ciekawość poznawczą. I pamiętaj, nigdy nie odpowiesz za skutki swoich decyzji. Zawiń w kolorowy, szeleszczący papier Święta i nie zawracaj sobie głowy gadką czarnych ksenofobów i faszystów.

To, że przyjdą w ich miejsce inni kapłani, innego boga, który dla własnych celów, podpuszczają do zabijania, to nic. Im wolno. Mają swoją świętą wiarę i wara światu do ich praktyk i praw. Oni wiedzą, jak je uczynić niepodważalnymi I OBOWIĄZUJACYMI WSZĘDZIE I WSZYSTKICH.  A jak ktoś nie posłucha, niech widzi, jak się puszcza z dymem niewiernych. My w zaciszach swoich zaśmieconych sumień przytakniemy wszystkiemu i pozwolimy na deinstalację starych porządków z równoczesną, skuteczną instalacją nowych. A, że idzie w kierunku odebrania Stwórcy świata Jego prawa do świata, wybieramy świat świętej, powszechnej laicyzacji, która bez problemu podda się nowemu bogu. Krzyż jest fe, chyba, że ten odwrócony a wszyscy, którzy śmią publicznie się  przyznawać do Chrystusa,  to świry i dewoty. Nie bądźcie jak oni. No i czynimy w swoim życiu miejsce. Bo próżnia nie istnieje. Nasze wyparcie Boga czyni miejsce innemu bytowi. I to się dzieje naprawdę i na szeroką skalę. Tak, okrzykniecie mnie świrem i dewotem, wyzbytym tolerancji średniowiecznym ciemniakiem. Bo przecież to wy, ze swoim tolerancyjnym, oświeconym na nowe podejściem, proponujecie światu coś lepszego niż Bóg, który za ocalenie najmniejszego z nas, i każdego z osobna i wszystkich, którzy raczą skorzystać,  pozwolił się takim jak my, zabić. Ale po co próbować to rozumieć. Łatwiej ze Świąt Zmartwychwstania Boga uczynić święto króliczka, zajączka i jajeczka.

Niestety, najgorsze jest to, że ten nowy bóg, w sposób okrutny, bezwzględny i konkretny, zawiedzie nas wszystkich na bezdroża i pozostawi bez nadziei, w oczekiwaniu, że pójdziemy  śladem Judasza i w rozpaczy zrobimy to, co on. I to będzie koniec. I właśnie to fundujemy sobie, rezygnując z obecności Boga i w naszych sumieniach i w przestrzeni naszego zbiorowego życia. Walka staje się coraz bardziej bezwzględna. O Ciebie, o mnie. O nas.

środa, 10 kwietnia 2019

Nie wpuść burego bo cię zje kolego

Jeśli o mnie chodzi, to, cóż. Skończywszy pracę, czekam na... pracę. Tak, bez dorobienia po godzinach za nauczycielską pensję nie za bardzo da się godnie żyć i  stworzyć sobie i rodzinie warunki rozwoju. I pieniądze są ważnym elementem  układanki, jaką jest nasze życie. Dlatego godzę się na więcej pracy niż, być może, warto. Może i dałoby się jakoś to taniej ogarnąć, nie wyjeżdżać, nie rozbudzać aspiracji a filmy oglądać tylko z ekranu na ścianie. Hm. Nie. Jednak posiedzę, poczekam, dodatkowe zajęcia wezmę. 

Nasłuchaliśmy się wszyscy o niebotycznych, średnich zarobkach. Ci, co puszczają te fejki na pewno nie pracują w szkole. Na pewno nie rozumieją specyfiki tej pracy i wynikających z niej obciążeń psychicznych. To    j e s t     specyficzny zawód. Myślę, że na chwilę obecną nie ma badań naukowych nad kondycją fizyczną młodszej generacji, którą dzisiejsi nauczyciele edukują. A moje obserwacje, od kilkunastu lat, narzucają mi pewne spostrzeżenie: kolejne generacje są coraz bardziej obciążone skutkami rozwoju technologicznego. Dzieci i młodzież wymaga coraz większego wsparcia specjalistów, tak, że sam, bidny nauczyciel matmy, polskiego czy historii, po prostu nie jest w stanie skutecznie pomóc. A słyszymy, jacy to nauczyciele durni są, bo, że zacytuję jeden z tekstów internauty: 'coraz głupsze dzieci ze szkoły wychodzą'. Że niby my, nauczyciele, sami durni i uczyć nie umiemy. Nie, nie. To nie tak. To chemia, którą puszczamy w powietrze i glebę. To nasza wygoda, której ulegliśmy, zezwalając na trucie  środowiska zewnętrznego i wewnętrznego. Korki, bo każdy jedzie autem. Tabletki na wszystko. Zero ciszy przy ryczącym ekranie. Wpędziliśmy się w schizofreniczny świat ułudy łatwego życia, za którą płacimy my sami i nasi potomni. 

Do tego wszystkiego, ze szkoły zrobiliśmy firmę serwującą usługi edukacyjne. Uczeń to klient a nauczyciel usługodawca. I to zniszczyło szacunek dla naszej profesji. I to my płacimy największą cenę za taki własnie układ. Wielu z nas, niestety, szuka pomocy u psychologów, bo napięcia, jakim jesteśmy poddawani robią z nas miazgę. Nie uczysz, nie wiesz. I naprawdę, należą nam się i wakacje i lepsze pieniądze. Młodzi ludzie, fachowcy, szliby do szkół, uczyć. Ale nie za tryb uzyskiwania awansu latami, przy 1600 na rękę na wejście. To jest jak potwarz. Dlatego państwo   m u s i   coś zmienić w polityce edukacyjnej. Musi, bo straci potencjał, który ma i nie będzie kim go zastąpić.

Zatem, róbmy, co każdy może. Ja nie strajkuję, bo mam maturzystów. Każdy z nas podjął jakąś decyzję. Każdy miał do niej prawo. I za to prawo właśnie, do wolnego wyboru, potrafiłam 30 lat temu wstawać o piątej rano, by pisać po murach 'Precz z komuną'. Komuna to była bura rzeczywistość. Skłócała i demoralizowała ludzi. Niszczyła kreatywność a promowała sztuczną jedność. Nie zezwalała na inne niż swoja opcje. Wyrwaliśmy się z tego. Nie wpuśćmy jej do naszych relacji i nie pozwólmy, by niszczyła środowisko naszej pracy.



niedziela, 7 kwietnia 2019

Wisienka

Zaczęło się niewinnie. Przegląd auta. Normalna rzecz. Siedzę grzecznie, czekam. Wychodzi pan, niestety,  z 'niestety' na ustach. Hm. No, kilka kółek trzeba szykować, amortyzatory wylane. Ok. Mogę jednak jechać i dwa tygodnie na naprawę. Umawiam się u mechanika, na piątek, następny. To wiecie co, to wolne se wezmę i załatwię, bo inaczej nie pojadę. Ok, przełykam i szukam kasy w myślach. Nie na wiele się to zdało, muszę z pensji odciąć. OK. 

Tydzien mija jakoś, burzliwie, jak to w szkole przed wypuszczeniem maturzystów. Wojna ze sprawdzaniem, poprawianiem, powtarzaniem i całą resztą, bo nie tylko maturzyści istnieją na świecie. Ale wiem o wolnym piątku i to pozwala dotrwać. Powiem wam, teraz o tym strajku głośno, więc ludzie podminowani. Uczniowie, my, wszyscy. Ja tam, stary anty-po nie strajkuję, bo to granda wymierzona w niezłodziejski rząd, ale to, co wypisują na nauczycieli, to zwyczajny hejt. Po prostu, zawsze musimy mieć czarną owcę, w którą walimy. Wtedy czujemy się tymi lepszymi, mającymi rację i pełne poparcie nieba dla naszych wszelkich akcji. Możemy nawet pluć, byleby w słusznej sprawie. I to jest straszne. I z lewej i z prawej to samo. Wzajemne, paskudne, wulgarne, obrzucanie błotem. Ale ja teraz nie o tym...

Oto doczekany, wolny piątek. Z rana dziękuję Tacie Bogu, że mogę jakoś resetu zażyć. Jadę z rana do mechanika. Zostawiam auto. Czekam na telefon. No, wolne. Główka włącza bunt. W międzyczasie na Mszę idę, jak przeważnie, gdy da się. Siadam w ławce. Wiosennie na zewnątrz. Upragniony reset, pomimo bólu czerepa. Aż tu nagle, takie specyficzne,  po koscielnej podłodze, szeleszczenie. O Boże. Znam to. Odwracam głowę, choć nie muszę. Do mej nogi podbiega Jula, szczęśliwa, że dobrze trafiła. A jakże, węch to ona ma, psi. Wstaję, łapię za uprzęż, bo bez smyczy, i wychodzimy. Ludzie, nie powiem, ubawieni. Ojcowie, w konfesjonałach przy pierwszym piątku, pewnie też. Ale twardo idę, nie patrzę w rozbawione, ludzkie oblicza i udaję, że spoko. Co tam. To tylko Jula, piesek. Co się wielkiego stało, psie się ze smyczy urwało, wielkie hallo...

Przekazuję psa, na Mszę wracam. Cóż, wokół szelesty, kichnięcia. Za każdym dźwiękiem, drętwieję. Wstaję. Dla mnie po Mszy. Wychodzę. Starszy pan, z przylepionym uśmieszkiem: 'Co, piesek znów się urwał???'. Wa. Wracam do dom. Wisienka. Kot zarzygał cały dom. Półkę z butami i buty na niej. Ale spoko, to kot Błażeja a Błażej obecny. Spadam stąd. Ostatnie szansa na Mszę, u Dominikanów, bo wieczorem EDK...

Mechanik dzwoni. Jadę. wszystko spoko, gada, tylko jeszcze wahacz. Jezu, ile, panie??? A kto to pani puścił, że tylko amortyzatory??? Wahacz, to jest problem. Wychodzi, pokazuje na jakiejś części, że to kwestia doczepienia koła, żeby nie odpadło. Święty Krzysztofie, po cichu się modlę. Umawiamy się, że po przeglądzie w miarę szybko się zgłoszę. Gdzie znajdę kasę, nie wiem. Grunt, że przegląd przechodzi a rodzina też w poście może popościć... 

No, to teraz EDK. Czekam na resztę, co chyba  idzie ze mną, bo chyba idę sama. Piątek. Dwudziesta. Nie mam auta, bo pojechało do pracy a tu kuweta zasrana i zero żwirku. Na pieszo my poszli, ja i Przemo, przytargali rzeczy i żwirki. Dzieci wróciły, szu szu, szykujemy się. Dwudziesta czwarta. W drogę. 



wtorek, 2 kwietnia 2019

Uczeń oświadczył

mi dzisiaj, że nie życzy sobie mojego strajku. Cóż, przecież są do zaliczenia pewne zaległości, jego, nie moje, dla których to ja muszę stworzyć  warunki czasowo-przestrzenne i być do jego dyspozycji. Prawda. Po to społeczeństwa budują szkoły i kształcą nauczycieli, by ci zadbali o edukację młodej generacji, tak, by miała ona gdzie zdobyć wiedzę i umiejętności, które pozwolą jej zainstalować się i funkcjonować w dorosłym życiu. Tak. Taką profesję wybrałam - towarzyszyć innym w rozwoju, stymulować go, nadzorować i wspierać. I to jest mega robota. Kocham to.

Sama musiałam lawirować i kombinować w systemie, który postawił na uprawianie utopii kosztem rzeczywistości,  szwindel i deprawację. Nie wiem, jakim cudem moja generacja zachowała szacunek dla prawdy, uczciwości i rzetelnego wysiłku. Przecież wszyscy oszukiwali, kombinowali, kradli, leżeli w robocie i zgarniali swoje. Strajki robotnicze pozwoliły to zmienić. Nie wnikam w ocenę historycznej odpowiedzialności i zasługi wobec tych, którzy ten stan rzeczy wówczas zmienili. Dzisiaj chodzi mi o to, że ja, dziecko totalitarnego  systemu a jednocześnie niemy bohater tamtych zmian,  jestem w dziwnej sytuacji. Wszyscy wiedzą lepiej ode mnie, co mam zrobić. Strajkować czy nie. Wiedzą lepiej ile zarabiam i jak pracuję. Gdy czytam te autorytatywne wypowiedzi, czy słucham porad ucznia, czuję, jakby ktoś łamał moje prawo do wolnego wyboru i własnego zdania.

Dlatego zrobię po swojemu. I nie będę się tłumaczyć nikomu.