czwartek, 25 czerwca 2020

Odrobiłam lekcje

Jeszcze niedawno godziłam się po wszystkich możliwych terminach przyjmować prace do sprawdzenia. W  sytuacji domniemanej pandemii, w sumie, kto chciał, to zdał. Siadałam, sprawdzałam, dwóje wpisywałam. Żeby nie było, to dobre oceny. Zdajesz. To ja teraz proszę o to dla siebie. Lekcje odrobiłam, proszę przyjąć i nie przespać nocy, by sprawdzić i ocenić. Znam ten ból  ale coż,   proszę o miłosierdzie. Nie to, że mi się koniecznie należy ale może warto w ten pusty mój łeb zainwestować odrobinę uwagi. Zrobiłam kiedy mogłam a Bóg  mi świadkiem, o czas ciężko było. Może jeszcze to nie będzie na darmo, bo ja kocham chorały i uwielbiam śpiewać. Wiem, co to jest porrectus i podatus subbipunctis i parę innych rzeczy. Musze doczytać o reperkusji i typowych zasadach odczytywania tekstów po łacinie, ale, mówię wam, dam radę. Kocham to. I, powoli, dnieje. Ye.



poniedziałek, 22 czerwca 2020

To laba

To tytułowa laba. Od marca leciało nauczanie zdalne, które właśnie,  zakończyło się klasyfikacją.
Można odetchnąć, przykimać jutro z rana i, tak naprawdę, rozpocząć wakacje.

Nie oglądaj się za siebie, bo ostatnich gryzą psy.

Idę dalej, przed siebie.
I dobrze mi z tym. 
Nie muszę tego, co musieć musiałam.
I git.

Doszłam do tego, że opcji jest więcej. 

System zabił we mnie zapał.
Pracuj bez zapału. Nie da się.

Zatem wylatuję poza.
Inny układ, inne zasady, inna praca.
Cieszę się, że jestem ciekawa. 
I że będzie inaczej.

I zagadka na koniec:

co to jest???



Dla zwycięzcy przewidziana nagroda.
Niespodzianka.


niedziela, 14 czerwca 2020

Wyrypowo- wyrypkowo

Perspektywa długiego weekendu wybudziła zew natury. Siedmioosobową grupą wyruszyliśmy w Tatry, pomimo koszmarnych prognoz o ulewach i burzach. Na miejscu zaczęliśmy, w czwartek, od Kasprowego Wierchu z widokiem na rycerza z wydętym brzuchem - tak właśnie wygląda Giewont z tego szlaku. Potem, poprzez Liliowe, 'kierownik' wyrypy poprowadził na Świnicę.



Nie wiem, kto dokładnie tym kierownikiem był ale chyba typ ze zdjątka powyżej, nie rozumiejący, że po leniwej w fizyczny wysiłek egzystencji, było to okrucieństwo w biały, całkiem, wbrew prognozom, słoneczny dzień. A kolejny krok to nie jest kwestia stawiania kroków tylko wyczyn ponad możliwości śmiertelnika. Na nocleg wylądowaliśmy na kwaterze, jak zawsze,  w Hutach. Kolacja, winko, kto mógł i chciał i spanko.



Następnego dnia z rana, chłopaki wybrali się na wspinaczkę na Przełęcz Fajek. Wygląda na to, że raczej tam wrócą, bo poszło jak poszło, nietęgo. Dziewczyny lajtowo, na DPS. Tłumy, że strach a w samym schronisku ścisk, że ach. Wleźć do środka to wyczyn. Ale, dla tych widoków, zniesiesz wiele. O tłumach szybko zapomnisz, o ile nie złapiesz zarazy, bo wymóg odległości to tam raczej nie działa - a w łaskawej pamięci gromadzącej bardziej skarby dobrych przeżyć niż złych,  mijane widoki to super materiał. Wieczorem napatrzyliśmy się na golonkę w ZikZaku a był to piątek i, o niebiosa, bez dyspensy miejscowego biskupa!!! Zadowoliliśmy się pierogami i w kimę, z postanowieniem powrotu na golonkę w sobotę 😂.





Trzeci dzień spędziliśmy w Tatrach Zachodnich. Z Doliny Kościeliskiej poszliśmy na Czerwone Wierchy. Boże, co za widoki. A pogoda, jak należało się spodziewać, wbrew prognozom, cudowna. Wczorajsza wyrypka to jedna z piękniejszych, które mam na koncie. Pogoda wprawdzie ostro słoneczna i nieco się popaliliśmy, bo okoliczni sklepikarze, zgodnie z prognozami, zaopatrzyli się na deszczowo- burzowo.  Tak, że kremu z filtrem nie uświadczyliśmy nigdzie. Po wejściu na Wierchy schodziliśmy niebieskim, bardzo stromym szlakiem. Dla mnie schodzenie to nagroda za wchodzenie ale tutaj było jedno miejsce z łańcuchami. To mnie ostro zestresowało ale jakoś poszło. Wieczorem uczta w ZikZaku, każdy brał, co chciał i się chyba każdy, w końcu,  do syta najadł.





Dzisiaj wspinaczka w Dolinie Lejowej. To znaczy, dla wspinaczy. My, dziewczyny siedzimy i czekamy a niektórzy na ścianie. No to się zbieramy. Warto było a co mnie najbardziej ubawiło, to cudowna pogoda wbrew prognozom. Pogody, oczywiście 😊🙃





wtorek, 9 czerwca 2020

Dziwny jest ten świat

I to prawda. Żyjesz z dnia na dzień i myślisz, że tak zawsze będzie. Że rano się obudzisz, podniesiesz się z łóżka i zaczniesz dzień. Nawet możesz nie zdążyć się zdziwić, że może nie koniecznie. I dlatego, dziwne jest życie i świat, niby wciąż taki i ten sam, a jednak...

Dzisiaj rano jechałam z A. Autem. Se jedziemy, jak zawsze ostatnio. Wjeżdżamy na most za leclerc'em a tu, z naprzeciwka, motocyklista. OK. Ale nie ok. Raptem spada z motoru a motor sam na mnie. Ja po hamulcach i czekam na huk. Stoję. Cisza. Z nerwów przyblokowałam drzwi. Tamten leży na jezdni. Próbujemy wyjść. W końcu naciskam co trzeba i drzwi się otwiewrają. Wychodzimy. Tamten podnosi się. Motocykl tuż przy moim aucie. Centymetry. 
-Pomóc panu? - pytam. To kobieta. Blond kosmyk wystaje zza kasku. Auta jadą w tę i we w tę. Nikt się nie zatrzymuje.
 -Nie- odpowiada. - Muszę się włączyć i pojadę. 
Chwilę czeka. My z nią. Nikt się nie zatrzymuje, nie zwalnia. Cisza. Ja w szoku, reszta chyba też. Pytam,  czy da radę. Na pewno. Chwilę ogarnia, włącza, manewruje. Rusza. To i my też. Trzęsą mi się ręce. Cała się trzęsę. Chwila, moment i ten motocykl rypnąłby mi w auto. Nie rypnął. 

Nie rypnął. Ułamki sekund, centymetry odległości. 

To może czas jednak bardziej przyjrzeć się chwilom, które mam. Póki mam.


Hura chmura

Chmura. Dziwne słowo to się stało bo dziwnej treści nabrało.  W chmurze jest treść. Nie wiem, co to jest. Poszło przez chmurę. Zaczepiło się i pociągnęło dalej. Dziwne domino, bezszelestne i brzemienne. Co tam się dzieje, nikt nie wie. Ja na pewno nie wiem. I wychodzi na to, że końca nie ma polepszanie neta.  Boję się chmury, bo jest daleko i wszystko w niej jest. I nie schowasz się przed chmurą, bo niby gdzie. Chmura cię znajdzie, namierzy i zlokalizuje. Nie uciekaj. Nie ma dokąd. 

Ok, podłączam się pod chmurę i przesyłam treści. Gdyby nie ona, byłabym w tym przesyłaniu ostro ograniczona. To, wychodzi, że dobrze, że jest. A ja, ciemniak i ignorant boję się czegoś, co dobrze, że jest, bo jakby nie było tego, nie nauczyłabym nikogo niczego.

Mam taką jednak przeważnie skreśloną chmurkę w ikonkach mojego laptopa i myślę, że raczej nie będę z nią kombinować. Nie będę jej u siebie odkreślać. Co innego na lekcjach. Ale na moje prywatne potrzeby ja tego bytu nie wpuszczę zanadto do siebie. Tak mi mówi  cichy głosik w środku głowy, że to ja wydzielam miejsce chmurze w moim świecie. Bo jeśli podłączę chmurę na stałe, szybko zapomnę, że coś własnego miałam.

Taki ciemniak strachliwy ze mnie. Chmurę przekreśliłam, komp wyłączyłam i z psem na wały pogoniłam. 

Chmury patrzą z góry na mnie. Ładnie.



czwartek, 4 czerwca 2020

Mniej więcej

Mniej cukru, mięsa i makaronów.
Mniej zatem słodyczy,  kalorii i cholesterolu.
Więcej.
Czego zatem więcej.

No czego więcej, skoro niczego nie chcę.
Nic więcej.

Mniej wszystkiego
więcej niczego.

Ot co.

Tak w ogóle
ten tekst to
zmyłka
pomyłka.

To wszystko.



wtorek, 2 czerwca 2020

Nie i już

Nie noszę maski już. Nie i już. Nie na zewnątrz, na powietrzu. I nie wierzę w koronowirusa. No, nie wierzę. Nie czytam statystyk zgonów, bo nie podają liczby zgonów z innych powodów. I dlatego, ta pandemia nosi znamiona ogromnej manipulacji. Jak to, że raptem możemy bez masek? Mór znikł??? A  w ogóle był?  Czy też może, spreparowano wrażenie zagrożenia, by przetestować wskaźnik masowej spolegliwości???

Nie, nie będę skminiać, kto i dlaczego zafundował ludziom tę chryję. I tak się nie dowiem i niczego ze swoją wiedzą lub niewiedzą nie zrobię. 

Zamierzam żyć. Dadzą więcej socjalu na wakacje, wezmę. A jakże. Tatry czekają a ja haruję jak wół bez przełożenia na kasę. Przeciwnie, przełożenie polega na redukcji kasy i zwiększeniu czasu pracy. Nie? Kto ma lepiej, niech baluje. A ja,  dacie, wezmę, choć słyszę śmichy szatańskie po kątach, że Pisy, co mają i nie mają, rozdadzą. A kwiczcie se ze smutku zgorzknialcy. Dla was było, jest i będzie źle. Cokolwiek, gdziekolwiek, ktokolwiek coś zdziała, dla was i tak chała. To wybór jest. Wybierasz zło, to masz to. Wybierasz dobro, proszę bardzo. Dacie kasę, pojadę, wypocznę i w polskich kurortach i knajpkach zostawię. Niech zastojone biznesy się ruszą, bo bez nich w kabzie państwa będzie pusto.  Proste. I czego tu jazgot podnosić i zrzędzić. Brać i się życiem cieszyć. Jedno jest i minie. I czemu by tylko na pustej rozkminie, kto gdzie jaki spisek knuje. 


A ja maski nie włożę już. Boże, jak w niej wnerwiająco gorąco było. No na tera.... ach....

Oby śnieg zszedł.