piątek, 20 lipca 2018

Słuchajac

Zdarzyło Wam się kiedylkolwiek, że ktoś Was zrugał publicznie a Wy nie mieliście, po prostu, szansy na obronę? Mam wrażrenie, że adresatem takiej sytuacji byłam. Ale nawet jeśli nie ja, to ktoś, bo sytuacja, choć nazwiska nie padły, była własnie publiczna. Postałam, posłuchałam, głupio uśmiechnęłam się pod nosem. Do mnie, nie do mnie, do kogo? Wzięłam to do siebie.

Chociaż można było, jak powiadają młodsi, olać i zapomnieć.
Chociaż można było potem podejść i zapytać wprost. 
Chociaż można było posłać na telefon czy fejsa, czy co tam, zapytanie.

Nie. Też mam swoje miejsce, z którego mogę do woli korzystać i pisać, co uważam. I to mi daje pewną rekompensatę.

Pierwsza zasada, której z bólem próbuję się w życiu trzymać, to 'nie czyń drugiemu, co tobie nie miłe'. A druga, którą również z wysiłkiem stosuję, to 'szanuj również siebie'. To jest trudne ale daje dobre rezultaty. Tak, jeśli sama nie stanę we własnej obronie, nie zrobi tego dosłownie nikt. Taka sytuacja.

Zatem.

Założyć, bez znajomości kontekstu aktualnej sytuacji drugiego człowieka, że tenże zawinił, nie dotrzymał, zawiódł -  to pójść na łatwiznę. Uważam, że należy rzeczy trudne mówić drugiemu w cztery oczy. Jeżeli tego nie czynimy, nie czynimy. A jednak należy najpierw upomnieć bez świadków. Potem dopiero wobec innych.

Osobiście staram się nigdy nie używać swojej przewagi do rozwiazywania jakichkolwiek problemów. Nie wyobrażam sobie, po prostu, by to rzeczywiscie dało założony efekt. Szacunek dla drugiego wymaga dania mu przestrzeni do wypowiedzenia się.

Jeśli wymagam czegoś od innych, staram się zacząć od siebie. Też z trudnościami. A jakże. Jednak:

- i ja miewam kryzysy,
- i ja miewam sytuacje wymagające dużego zaangażowania, co sprawia, że nie zawsze wszystko inne uda się stuprocentowo ogarnąć,
- wystarczy.

Po co to piszę?  Życie mnie nauczyło odwagi cywilnej i wdzieczna jestem mu za to. Czuję się tylko głęboko dotknięta i, w sumie za co?

A jeśli to nie do mnie było, to może do kogoś, kto poczuł się podobnie. I czy o to chodziło.





czwartek, 19 lipca 2018

Czytając


Postanowiłam, i nie dotrzymałam, zacząć od czytania czytań liturgicznych na dzisiaj. Ok. To teraz. Pauza.

Czytanie poezji jest nie dla wszystkich. Nie wszyscy czerpią z tego korzyść. Nie wszyscy potrafią wgryźć się w rdzeń przeżycia, które zainspirowało autora mniej  lub bardziej udanego, czy czytelnego, tekstu. Tekst matematyczny osadza się na zasadach i symbolach logiki. Jeśli ich nie znamy czy nie rozumiemy, czytanie takiego tekstu też okaże się bezużyteczne. Weźmy teraz tekst z dziedziny bankowości, czy ogólniej, ekonomii. Tak. To jest sfera nie dla wszystkich. Ja osobiście takich tekstów nie czytam. Kiedyś zrobiłam eksperyment. Uparłam się na jakiś tekst o ruchu w wartościach walut czy coś w tym stylu i po kolejnej próbie zrozumienia opisanego tam procesu, zaprzestałam. To nie dla mnie. Sens spowity w słowa nie odsłonił się. Nie mam w sobie  umiejetności odczytywania przekazu   takim językiem. Czytać sztuka dla sztuki, dla samej czynności przerzucania wzroku z wyrazu na wyraz, bez zrozumienia przekazu, to jak patrzeć na abstrakcyjne malowidło w prestiżowym muzeum, o którym wszyscy wypowiadają nie-swoje opinie bo swoich nie mają. I to się wydaje wysiłkiem daremnym.

Moje pytanie dzisiaj dotyczy umiejętności czytania innego znaku  niż teksty. I na co taka umiejętność się zdaje.

Niesamowitym mianowicie znakiem jest sam człowiek. To, jak reaguje, co mówi a co pokazuje gestami. Jakie ma intencje a jak jest odczytywany. Co próbuje powiedzieć, ukrywając swój rzeczywisty komunikat za taką czy inną konwencją. Co próbuje ukryć za pomocą mniej lub bardziej zręcznego aktu manipulacji. Co nim rzeczywiście kieruje a co sam próbuje narzucić. Jakie motywacje leżą na samym dnie jego świadomości. Co sam sobie wmawia a co rzeczywiście się z nim dzieje. Kto umie czytać człowieka między wierszami ten wiele może pomóc. I zaszkodzić.

Nie trzeba być wielce wyszkolonym psychiatrą czy psychologiem, by, nieosądzajaco, czytać drugiego człowieka. Jeśli to potrafimy, możemy wiele zdziałać. Ale kluczowe jest właśnie to 'nieosądzająco'. I drugie kluczowe jest to, by rozumieć dobrze własną motywację. Jeśli czynię cokolwiek po to, by pokazać światu, jakim jestem asem, pokażę. Owszem, ale świat się średnio zachwyci, jeśli w ogóle, a potem szybko zapomni. Płomień zabłysł, płomien zgasł. Jeśli jednak moja motywacja będzie wykraczała poza mnie samego i skupiała się na  wspieraniu drugiego człowieka w sytuacji prawidłowo rozeznanej potrzeby,  moje czytanie może mieć zbawienne skutki. I o to warto zawalczyć. O czystość własnych intencji, co trudne jest i o wrażliwość na to, czy i jak mogę pomóc. Resztę można odpuścić. W szczególności tego  'a nie mówiłam'. Samo mówienie to wygodne samo-usprawiedliwienie w sytuacji, gdy chcemy uchodzić za dobrych ale nie wychodzimy poza pozory zaangażowania.


Co do wspomnianego na początku czytania. Dzisiaj mamy propozycję rozważenia, co to znaczy być 'cichym i pokornego serca'. Pokorne srece nie rwie się pierwsze i czyta po cichu, co rzeczywiście pomoże a co pomocy pozorem. Bez niego posucha a z nim jakby krople na ogród spragniony. 

Ten ogród karmi ręka hojna i dobra. Na suchej glebie takie cuda <3









wtorek, 17 lipca 2018

Szum

Szum zewsząd ściele się i zagłusza
Bełkot umysłow opłaconych hojnie

Gdzie zapłatą chwilowa ułuda
Ceną głowy schylone kornie



Cielec pręży metalową pierś
Nieruchomy i martwy od zawsze
Uczyniony bogiem kryje rdzę
I nie zabraknie farby

Prawda  w celi więziennej łka
Prawda w ciszy dojrzewa
Kłamstwo nie ma z nią szans
Bo prawda jest jedna

Gdy zabłyśnie w tobie płomieniem
Pozwól jej płonąć
Gdy wypali wszelkie złudzenie
Pojmiesz więcej

sobota, 14 lipca 2018

Wszystko

Dziwne słowa


Wszystko. Nic. Pomiędzy 
Od Boskiego geniuszu do zwykłej ludzkiej nędzy 
Moja pycha, że wiem lepiej od Niego, co, dlaczego i jak stworzył, pomimo, że nie ma Go

Marny robak, wysiłkiem ogromnym odkrywam źdźbła prawdy 
Woląc  złudzenie za codzienną strawę
Ból owoc gorzki bolesny zderzenia tychże
Sprawia, że może się zbliżam

Jak ciemno tak jasno i prosto
Jak za   dnia  tak czarną nocą
Jak łatwo słowom mknąć w obieg 
Tak trudno uczynić cokolwiek

I tak pomiędzy wszechmocą Bożego STAŃ SIĘ
i wszystkim co mogę SAMA
wije się ścieżka ciernista

po której zwolna 
odkrywam horyzont
i może to co za nim



piątek, 13 lipca 2018

Jest coś

Jest coś. Nowy post. Piątek wieczorem, trzynastego. Nic się nie dzieje, życie w uśpiciu, słońce nie grzeje. I dzionek minął i krzywdy wielkiej jakoś nie wywinął.

Nie krzycz, nie narzekaj, nie kłóć się. Po prostu, zamilcz. I Tobie i innym stanie się lżej.  I to już koniec. Kot robi swoje. Nie patrzy na innych bo wie, co je jego i trzyma się tego.  

Więcej dobrych rad nie ma bo wiekszość z nich to tania  ściema. O, gra się zaczyna a ja  chcę wygrać, więc  tak się stanie. Jeśli nie dzisiaj, to za tym tysiąc-i-jedna-nocnym razem. Kości na stół. Już.


wtorek, 10 lipca 2018

Matko

Matko, kiedy ja tutaj ostatnio byłam? Zapomniałam,  o własnym blogu. Wakacje w toku, jeszcze nieco zaległości, trochę wyjazdów, trochę jakiejś, ciągle napataczajacej się, bieganiny a dzisiaj, po porannej (niby) inspekcji fejsa,  dopada mnie taka prosta refleksja:  zanim zacznę narzekać, że nie mam, czego nie mam, podziekuję Bożej Opatrzności za to, co mam. Gdzieś to wyczytałam a autorem chyba jest Nick, tenże bez rąk i nóg, który cieszy się życiem, jak nikt.  I cóż to ja mam, czego ciężko dopatrzeć się w pogoni za szczęściem? Kolejny dzień i możliwość samodzielnego przetoczenia się przezeń. To jest w zasadzie wszystko, czego potrzebuję na dzisiaj. A poza dzisiaj nie ma nic. Więc nic więcej nie potrzebuję. I dlaczego się ciągle czymś truję...

Ok. Zróbmy im obiad, żeby smakował. Wyrzućmy zbędną nadwyżkę z szafy, żeby się (szafa) domykała i tylko potrzebne łachy housowała. Wyrzućmy zbędne obuwie też. I książki, co zalegają po meblach. Yes. Chłopcy niech zużytecznią cały swój pokój, tak, by wyglądał, jak ludzka siedziba a nie kupa czort wie jakiego grzyba. Dziewczyny... Niech śpią. Koty, pies... Jest, tego, jest.

Kończę zatem tymczasem. Schab sam się nie kupi, Jula ewentualnie narobi pod drzwi ale chyba wstyd. I kto posprząta? Ja?  Skoro zatem odnalazłam swojego bloga,  zapraszam raczej  z wieczora, gdy na takie luźne pisanie lepsza wydaje się pora.

Co za wysoczyzny poezji. Kupcie w nagrodę bukiecik frezji. Albo konwalii z zielonej Walii. A poniewaz to za daleko, wystarczy lajknąc lekko.