środa, 28 czerwca 2023

Bzdetem

 Jestem bzdetem.

Tak se żyłam i nie zauważyłam. 

O, takie mądre oczęta

O, taka prawie święta.

A tu ten się przepołowił na pół

A ten sczezł i nie ma go tu.


Tu raptem, mądralinska z miasta 

zostałam okrzyknięta

bzdetem.

Którym nie wiem, że jestem. 

I basta. 


Bóg  dał trochę pokory

i trochę sypnął humorem,

uroku dorzucił szczyptę

i dlatego wciąż żyję. 


Będąc bzdetem

nadal jestem.

I będę. 

I szlus.





niedziela, 25 czerwca 2023

Tak będzie.

 Wojna światów.


Jeden  za życiem.

Drugi przeciwnie.



Niepełnosprawność. Ludzka sprawa.  Może się zdarzyć prenatalna.


Jeden świat buduje okna życia 

 a drugi każe zabijać.


Może się zdarzyć potem, jak  jesteś całkiem dorosły.


Jeden świat jest wtedy przy tobie

a drugi ćwiergoli o grobie.


Jesteśmy w strasznej wojnie, przeciw życiu, w jakiejkolwiek formie.


Opowiem o swoim osobistym doświadczeniu.


Moja nasza Mama doznała kilka miesięcy temu strasznego udaru. Helikopter zabrał ją   świeżo po tym, jak dzień wcześniej wypisano ją z oddziału covidowego, nie wyleczoną, wyczerpaną, ostro zanemizowaną. Myśleliśmy, że, jak wcześniej Tatko, nie przeżyje. Mijały dnie, tygodnie. Było właściwie tylko gorzej. Któregoś razu wystąpiła u niej ostra niewydolność oddechowa, więc po raz kolejny wezwano pogotowie.

Lekarz opieprzył brata za uporczywe ratowanie. Potem, w rozmowie na miejscu w szpitalu, wyklarował nam, że Mama jest w stanie agonalnym i kwestią czasu jest zgon. Żeby jej uporczywie nie ratować i dać jej spokojnie umrzeć. Okej. My, ludzie wierzący wierzymy w życie wieczne i że tam, w Niebie, każdemu z nas będzie tylko lepiej.

No ale, czekając na telefon o zgonie Mamy, po prostu się nie doczekaliśmy. Pielęgniarka następnego dnia opieprzyła naszą bratanicę, która przyjechała pożegnać się z Babcią, że nie ma torby z rzeczami i co to ma być. Zdumieni, a właściwie otumanieni, zaczęliśmy, po raz kolejny, pakować rzeczy. 

Mijały kolejne tygodnie. Sprawa sprowadziła się do pełnej opieki i pielęgnacji. I, oczywiście, obecności. Mama zaczęła nabierać sił fizycznych i w pewnym zakresie nawiązywać kontakt.

Któregoś razu ponownie potrzebna była pomoc medyczna. Ten sam lekarz, który wcześniej  nie chciał jej uporczywie ratować, powtórzył swoją sławetną frazę. Znowu opieprzył brata. Brat przeżył ale chyba potrzebował ostrego resetu. Mamusi dolegliwość przeszła.

I tak sobie myślę. Uporczywie nie ratować. Zatem, nie karmić??? Nie pielęgnować??? Zostawić samą???

Wiecie co? Nie wiem, jak będzie, i jak dalej uporamy się z sytuacją. Ale dzisiaj widziałam filmik, (niestety, nie mogłam tym razem pojechać). Na filmiku siostra rozmawia z Mamą. Mama rozumnie odpowiada, śmieje się i ostro gestykuluje. Nawet nam, nieobecnym, pomachała sprawną dłonią.

Stań po stronie życia. Ono wygra.


A tym, co  na nieustannej przy nim (życiu)wachcie, dziękuję.


...albowiem oni na własność posiądą ziemię.'

Tak będzie.

Nie w czas. Chyba za jakiś czas.

Ja wam dam zdać

kurza mać.

Oj, wysypał się wór samych talentów

z absencji odmętów.

Prosta sprawa.

Dwa.

Pani da.


A pani się na to wywala.

Tra la la la la la la la la.