Kiedyś miałam Mamę. To była mocna kobieta. Pamiętam, jak się chowałam z fajką za stodołę, lat sama trzydzieści, w strachu, że zobaczy mnie Mama. Ot, nie piórkała się i mogła. Wiele.
Lata mijały. Fajki rzuciłam. Jestem w wieku mojej Mamy, przed którą się z fajkami kryłam.
Mama zamieniła się. Niby jest w swoim nadal ciele ale i ciało i Ona są inne.
Mogę nawet przy niej zapalić. Palcem nie kiwnie.
Czas mija.
Jeżdżę do mojej Mamy w weekendy. A Ona zawsze leży.
Wokół Niej krząta się para ludzi.
W miniony weekend poza mną nikt nie odwiedził Mamy. Zabawiałam ją śpiewaniem na zmianę z Sisą i Szwagrem i tak nam weekend minął.
I wpadłam w stan totalnego osłupienia.
Czas to dar, który jest póki jest.
To se przeczytajcie dzisiejsze czytanie a prawda przed oczy wam stanie.
I zobaczycie może,
co jest ważne
a co to próżne bicie piany.
A może i to nie pomoże.