Teraz goszczę w Portugalii. Nie powiem, wygląda ciekawie. Miasto Evora, w której, w ramach Erazmusa, nasi uczniowie mają praktyki, to produkt wielu epok i kultur i jest to naprawdę fascynujące. Miasto założyli Rzymianie i do dzisiaj nosi ono ślady ich obecności, na przykład pokrywająca chyba co do centymetra powierzchnę ulic i chodników, kostka brukowa i mur warowny otaczający zabytkowe centrum. Potem przyszli Maurowie i zaplanowali po swojemu system ulic i architekturę domów, malowanych wyłącznie w trzech kolorach: białym, jasno-brąząwym albo bardziej żółtym i szarym, albo prawie niebieskim.. Następnie miasto zdobył dla Portugalii najemnik o nazwisku Giraldo i do dzisiaj wydaje się być tutejszym bohaterem narodowym. Poza murami miasto rozrasta się w typowym, nowoczesnym stylu, nie szkodząc w żaden sposób zabytkowemu centrum, uznanym jako zabytek światowy przez Unesco. Oznacza to, że palcem porwać się nie można na najmniejszy skrawek muru czy ściany czy choćby wyłupać kamień z bruku. Wszystko jest teraz jak było wieki temu i to robi wrażenie. Idziesz po romańskim bruku, oglądasz akwedukt z xiv w. i podziwiasz mieszaninę stylów architektonicznych, odciskających na przestrzeni wieków swój ślad na tej suchej ale płodnej w zdrową żywność ziemi. Tutejsi lubią dobrze zjeść, mają przebogaty wybór dobrych win i wydają się gościnni i ogarnięci. Konstatuję, że praca może być przyjemnością. Może sprawia to klimat? Słońce, którego, mimo późnej pory nie brakuje? Podoba mi się tu. Ciepło. Bez syfu i huku wielkomiejskiego chaosu. I jak tu do niego wracać...
A tenże, Vasco da Gama, bohater lekcji z historii, jakiś żywszy tutaj. No właśnie, co on tam odkrył? I, na koniec, pytanie, co ich tak parło, niewielki naród, w świat poza horyzontem...