niedziela, 23 września 2018

Dzisiaj bez



Wracając wczoraj tramwajem, przy jednym z wrocławskich parków, natykam się wzrokiem na leżącego. Jakieś 50 metrów ode mnie, na glebie.  I ta myśl: piany. I druga od razu: odejść.

Zawsze to samo.  Zostawić to komuś, kto powinien coś zrobić. Kto? Może ten obok, może tamten? Bo przecież nie ja???

Podchodzę jednak. Człowiek piany, jasne. Przytomny. Czy chce karetkę. Na ch mi karetka, odrzeka. No widzi pani, to ten obok, co stoi. Cygan.  Jeszcze jakaś kobieta. Nie wiem, co mówi. Patrzę na leżącego. Obok butelka wódki, wypada z reklamówki. Kobieta o pieniądze żebrze. Cygan do niej: co, pani. Tu człowiek leży a pani o pieniądze pieprzy... Bierzemy człowieka za rece. Coś go boli, mówi, żeby za plecy. Sadzamy na ławce. Idziemy. Cygan w swoją ja w swoją. Na ławce, nieco dalej, zabawa. Siedzi grupa, piwko, fajeczki, myzyka z fona. Pierwsza myśl. Patola. 

Życie toczy się, jak może. Nie wybierasz rodziców, obdrapanych ścian na klatce schodowej i dzielni. Albo się przez to przebijesz, albo wylądujesz na glebie.

Nie ma na to rady. Do końca świata będą na świecie obdrapani, pół-nadzy nie-święci. I nasza na to bezradność. Odraza. Reakcja?

I jeszcze taka historia. 

Mateusz, przepraszam, Zacheusz to lepszy gnój. Zdziera ile może i bogaci się na ludzkiej krzywdzie. Dobrze się ustawił i w tym znalazł cel w życiu.  Dobrze mu idzie, majątek rośnie choć takiego wszyscy obchodzą szerokim łukiem.  Na cynicznej ziemi nie ma miejsca na zrozumienie. Jest pieniądz i słuszne dla niego miejsce. I to wszystko. Tak będzie, niech bogowie odwrócą swoje kamienne oblicza.

Zacheusz, głupiec nad głupcy, śmieszny karzeł bez serca i litości, wdrapuje się na drzewo. 

Jaki dramat ukrył w chciwości i jaką samotność utopił w zysku.

Że jedno spojrzenie starczyło na miłość.

Która zostawia wszystko.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz