O czym można pisać 30.12.19 roku? Siedząc przy piwku w gościnnej Roztoce, która przyjmie cię, gdy wracasz umęczon z gór a nikt inny nie raczył uraczyć cię gościną, płatną oczywiście, pomimo, podobno, wyjątkowej gościnności rodaków. Fakt faktem, zatrzęsienie tu naroda... Zatem, oczywiście, napiszę o Tatrach, a może nie tylko. Owszem, są samotnicy odkrywający unikatowe, uwierzcie, piękno gór a ludzie... Cóż, mogą być powodem tego, czego szukasz bez nich a czego oni na pewno nie dadzą. W górach właśnie, można znaleźć to coś... Więc tacy samotnicy, ktorym zazdroszczę, idą sami i mają wszystko dla siebie samych. Takie życie jednak nie dla mnie. Bo w byciu samotnym jest komfort i jest... samotność. I mimo, że jestem samotna, nigdy nie jestem sama.
Tatry stały się rzeczywistością, w którą wprowadziły mnie moje dzieci. Zaczęły od Białego Dunajca, rokrocznie wyjeżdżając na obozy adaptacyjne dla studentów, z czasem stając się tzw. turystycznymi, odpowiedzialnymi za prowadzenie w górach grup. A potem, cóż, góry uwiodły ich. Zaczęły się w miarę regularne wyjazdy a ja, ufając ich rozsądkowi, miałam jakieś obłędne mniemanie, że one chodzą po bajkowych pagórkach i są absolutnie bezpieczni... Tak, nie znałam Tatr i dlatego, któregoś razu, powiedziałam: jadę. Bo ja lubię odczarowywać rzeczywistość. Tam lubię, po prostu, muszę.
Pierwszy raz dotarłam zimą do schroniska w DPS. Boże. Może były jakieś widoki ale głównie było wpierdziel.
Potem były inne razy i zajarzyłam kilka technicznych trików, które pomogły mi jakoś dostosować technikę podchodzenia do wydolności płuc. Pompa też się buntowała ale chyba się dostosowała Jeżdżę z nimi na wyrypy i jakoś jest. Lepiej gorzej ale łazimy. Najcudowniejszym dla mnie doświadczeniem jest... schodzenie, jak już wcześniej wleziesz...
Tego ostatniego tygodnia tego roku pojechaliśmy: Misia, Zu, Błażej, Maleńczuk i ja, coby zrobić Rysy. No, ciekawy plan.
Pierwszego dnia, wyszło, że wyszliśmy na Kościelec. Fajnie ale nic nie było widać i śniegu po pas. Dosłownie. A w komunikatach TOPRu trójka lawinowa. Odpuściliśmy w połowie trasy bo, serio, sensu w tej chryi nie było. Dopiero potem niebo się otworzyło...
Nocleg więc w Roztoce, najcudowniejszym miejscu pod Słońcem a następnego dnia miał być Szpiglas.
Zdjątka potem bo to nie na telefon chryja jest. Mam dosyć.
Zatem do Piąteczki, zupka i rura. No, Szpiglas się wypiął i odciął dostęp. Nie to nie. Co tu gór wokół mało? Poszli my zatem na Kozi Wierch. Taki awaryjny plan. Ja z Zu cofnęłyśmy się gdzieś w 3/4 trasy, reszta, spoko, idzie: Misia, Błaż, Kuba. My z Zu w dół. Piknie, ludzie, że dech zapiera. Zeszłyśmy ponownie do schroniska DPS, jemy, czekamy. Strach, bo długo ich nie ma. Mija godzina i pół. Są. Fajnie. Oni też nie doszli. Tatry dały ludziom bana. Bo góry to nie bułka z masłem. To całkiem porządna kaszana i nie zawsze na tu i teraz.
Zdjątka potem bo to nie na telefon chryja jest. Mam dosyć.
Zatem do Piąteczki, zupka i rura. No, Szpiglas się wypiął i odciął dostęp. Nie to nie. Co tu gór wokół mało? Poszli my zatem na Kozi Wierch. Taki awaryjny plan. Ja z Zu cofnęłyśmy się gdzieś w 3/4 trasy, reszta, spoko, idzie: Misia, Błaż, Kuba. My z Zu w dół. Piknie, ludzie, że dech zapiera. Zeszłyśmy ponownie do schroniska DPS, jemy, czekamy. Strach, bo długo ich nie ma. Mija godzina i pół. Są. Fajnie. Oni też nie doszli. Tatry dały ludziom bana. Bo góry to nie bułka z masłem. To całkiem porządna kaszana i nie zawsze na tu i teraz.
Jutro w planie ponownie Szpiglas. Rysy odpłynęły z mgłą niepewnej przyszłości, trudno. Zawsze jest do czego wrócić. Trochę zdjątek spróbuję wrzucić. Tyle. Wystarczy. Dziękuję, Dzieciaki 💗.