piątek, 27 grudnia 2019

Tytuł raczej chybiony

Oglądałam wczoraj film. Zaraz. Znajdę tytuł. O, jest, taki, niemający wiele wspólnego z treścią: 'Tuż po weselu'. Chyba szwedzki. W każdym razie, skandynawski. Nie wiem skąd u mnie to zauroczenie atmosferą tamtych krajów. Chłód na zewnątrz i ludzie wewnętrznie tacy wychłodzeni, o  całkiem innej mentalności niż nasza a jednak, osobiście,  odnajduję i w powieściach i w filmach klimaty, w których zanurzam się z upodobaniem i ciekawością. 

Ten jednak duński film pokazuje sytuacje styku głodu i sytości. Wielowymiarowe. Jest bogactwo przeliczane na miliony dolarów i głód hinduskich sierot. Jest miłość i zdrada. Jest hojność i ścisk serca, gdy trzeba oddać nie to, co zbywa ale to, co najcenniejsze. Jest pragnienie życia i jest sprzeciw wobec śmierci.

A jednak, chłód, można rzec, cynizm  trudnych sytuacji, w jakich widzimy bohaterów,  przegrywa na głębszym poziomie bytu, gdzie wybija źródło ciepła, które pozwala przetrwać im  sytuacje  ekstremalne. Jest to film o sile ludzkiego serca poddanego miazdze życia.  Jesteśmy  naprawdę kruchymi, bezbronnymi istotami, niezależnie od liczby zaksięgowanej na  koncie. Tak, jak może ona dawać poczucie bezpieczeństwa, tak też może się okazać zupełnie bezużyteczna. Albo potrzebna gdzie indziej.  Zalęknieni i nieodporni,   stajemy wobec sytuacji, które wyciągają z nas więcej, niż sądziliśmy, że damy radę znieść. Bo zawsze przychodzi moment, kiedy nasze człowiecze ego poddane jest próbie złota. To boli.  Jednak efekt chyba pozwala nie stracić nadziei, że warto było przejść swoją drogę  - bo to, ku czemu  podążamy lub podążaliśmy, będzie potem.  Tej myśli jednak w filmie nie ma. Chyba nie. Jest w nim za to sporo miejsca na myślenie, przyglądanie się. Źródło nadziei przewija się przez sceny jak przezroczystość. Można go nie odkryć i odłożyć film na półkę z dekadencją. Warto  się jednak tej interpretacji nie poddać. A film nominowano do Oscara, co dla mnie wielką zachęta nie jest ale...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz