Ktoś mnie obtrąbił. Albo kogoś obok. Jechałam jak głupia, prawda. Wyrwana z innego świata. Po prostu, nie lubię miasta.
Przewaliły się istotne tematy. Lodówka pełna. Gary wrą. Będzie co jeść. Jest ciepło. Jest i trochę wolnego.
Najważniejsze. Choinka jest i błyska.
Najważniejsze bardziej. Prezenty też, ogarnięte.
Więc w sumie, mogą już nadejść Święta...
To było pięć dni temu.
Święta odhaczone.
Zmęczenie, frustracja, końcówki sprzątania.
O co chodzi?
Czy nie o to, by świętować, odpocząć, odnaleźć chwilę spokoju i wyciszenia???
Ludzie.
Gdzie.
Gdzie jest miejsce na godne świętowanie.
Ale czego?
Czy nie mówimy happy x-mas zamiast Christmas, nie wspominając w Polsce o Bożym Narodzeniu?
X-mas. X-Christ.
Nowa jakość nowego świata.
Bez Boga pozostaje poczucie bezsensu.
Totalnego głodu pomimo obfitego stołu.
Życzę więc wszystkim światła i powrotu do korzeni, na których wyrosła trwała konstrukcja życia zanurzonego w treść inną niż dobrze zjeść.
Tam jest.
Uwierz.