niedziela, 28 października 2018

Wczoraj coś nie pospałam

Nie za bardzo rozumiem zmianę czasu. Jest teraz 9.19 ale nie wiem, czy by było później bez zmiany czy wcześniej. Nigdy tego nie wiem i nie widzę zmiany. No może rano jest ciemniej albo jasniej a wieczorem odwrotnie ale kto to poskłada i po co.

Dysponując zatem dodatkowa godziną, albo może mając jedną mniej, znalazłam na Youtube film. Ot, taki średni na pierwszy rzut okiem,  tytuł, 'Gwiazdy na ziemi', trochę łzawy, trochę nudny ale dałam się namówić.

Film mnie powalił. Trwa dwie i pół godziny a ja nie spałam i oglądałam. Chyba do czwartej rano.

Jest sobie chłopiec i jest świat, w którym żyje. Mama, tata, brat. I szkoła. Wszystko to tworzy system, w którym wszyscy muszą równać. Jak z jakiegoś powodu nie równasz, jestes w tyle. I jest to dla ciebie straszne. Bo przeciez jestes durniem. Bo przecież powinieneś juz pisać i czytać i odklepywać wyuoczone regułki. Każdy może. Każdy musi. Jeśli jednak jest głupi, uparty i nieposłuszny, piękny, kolorowy świat, który kusi zza szkolnych okien, staje sie niedostępną krainą marzeń. 

System wypluwa chłopca do innej placówki, która  fanaberie braku dyscypliny  zrówna, oczywiście, dyscypliną. Świat chłopca się wali.  Zostaje mu milczaca nieobecność w tłumie. Mur, zbudowany ze strachu przed światem. 

I w ten przejmujący dramat wchodzi nauczyciel rysunku. 

Nic więcej nie napiszę. Obejrz film pełen przejmujacych scen, mistrzowsko pokazujących nieludzki system, w którym dysfunkcja jest winą. Zobacz, jak człowiek z wyobraźnią i polotem potrafi dostrzec w odepchniętym 'głupku' kogoś zupełnie niezwykłego. Zobacz, jak trudno przyznać się rodzicowi do błędu i jak cudownie odzyskać stracone prawie wszystko - szansę na rozwój i budowanie relacji.

Film pełen bajecznych kolorów i muzyki, dostrojonej perfekcyjnie do scen. Coś pięknego.  Włączaj. Niedziela. Oglądaj.

outube.com/watch?v=DBZR2-dzGKE&fbclid=IwAR0OdB7OrGlI2-ibLhlojJ3Y8aWE30ogMC4xKj-2t3B1e0JzceOWFPNDxrw

sobota, 27 października 2018

Co mi zrobiłeś, Kościele

Urodziłam się katolem, w katolickiej rodzinie. Znaczy się, w Kościele. Dorastałam w warunkach, kiedy w Polsce panowała wszechobecna, jedynie słuszna ideologia, która swój finał odnotowała w końcówce lat osiemdziesiatych poprzedniego wieku. Jako kilkumiesięczne niemowlę zostałam ochrzczona w parafialnym Kościele. Oczywiście, nikt mnie nie pytał o zdanie. Gdy weszłam w burzliwy okres dojrzewania, zaczęły się pierwsze, świadomie przeżywane problemy. Dużo problemów. Bo, ogólnie, okres dorastania jest niemożliwie trudny. Zaczynają się pytania o tożsamość. Prawda. Dlaczego jestem dziewczyną. Powinnam być chłopakiem. Nie lubię szyć ubranek dla lalek, jak siostry. Łatwiej przychodzi mi kląć, jak chłopakom z klasy. Po drzewach chodzi się zarąbiście i nie pilno mi do misek i garów. Jednak nie da się mieć wątpliwości co do swojej biologicznej płci. Można wybierac w obrębie zainteresowań ale płeć jest płcią. Ok. Weźmy ją na klatę. Po męsku.

Jedynie słuszna ideologia okazała się, po raz kolejny w dziejach ludzkości, niesłuszna. Głosząc miłość między narodami i wszechświatowy pokój, niosła nienawiść i lęk. Na czołach pokój, na rękach krew. Mury, pobudowane, by ją chronić, legły w gruzy. Kościół, do którego przynależałam bez własnego akcesu, wspierał wtenczas  ludzi buntujacych się przeciwko temu systemowi kłamstwa i nowoczesnego wyzysku człowieka przez człowieka. Stał się modny, jako symbol dążeń do lepszego świata, nie gniecionego butem sovieta. 

Minęło kolejne dziesięciolecie a ja wyleciałam z rodzinnego gniazda. Nie byłam już niewinnym, nieświadomym zła czynionego innym i doświadczanego na sobie, pacholęciem. Weszłam zatem w ostry spór ze Stwórcą. Że się może pomylił. Że nie wziął pod uwagę   'p r  a w d z i w e j'    natury człowieka. Że zapomniał, co stworzył i nie rozumie nowoczesności. W swoich poszukiwaniach prawdziwej prawdy natknęłam się na ludzi wielkich i małych i maluczkich. Na świeckich i na księży. Na naukowców i prostych ludzi. Na ojców zakonnych, braci i siostry. Na świeckich wierzących i niewierzących i na wierzących ateistów. I na niewierzących wierzących.  Na hipokrytów, na poszukujacych i na świętych ludzi. I na siebie samą, z niemym pytaniem, gdzie w tym mrowiu schował się Bóg. Gdzie się schował w wolnym kraju, za ktorego wolność nie wahałam się ryzykować własnego bezpieczeństwa.

Ludzie zaczęli Boga odpuszczać. Wolność uczyniła życie prostszym i w zasadzie dostatniejszym na szerszą skalę niż kiedykolwiek przedtem. Minęło kolejne dziesięciolecie. Kościoły opustoszały a obyczajowość i styl życia odnotowały poważne zmiany. Bóg przestał być ludziom potrzebny.

Wracawszy, któregoś razu z pracy, usiadłam na ławce w parku. Było wiosenne, wczesne popołudnie. Wyciagnęłam z torby paczkę papierosów. Zapaliłam w końcu, zaciągając się chciwie dymem. Nie wiedziałam, w którą stronę iść.

Gdy przyszedł na moje proste życie sztorm, pobiegłam do konfesjonału. Prosty w  obyciu i łagodny w słowach ojciec zakonny wysłuchał mnie uważnie. Jeden raz, drugi, następny. Jego nieskomplikowane rady i zwykłe, ludzkie wsparcie, pomogły mi przetrwać hardcorowy rozdział  życia. Wypłynęłam na spokojniejsze wody. 

Gdy dorastały moje dzieci, ojcowie z pobliskiego klasztoru, stworzyli im środowisko rozwoju. Klasztor stał się dla nich drugim domem, w którym znalazły trwałe przyjaźnie. I  coś  więcej. Obecność ojców,  szczególnie jako przewodników duchowych ale i serdecznych przyjaciół, pomogła im odnaleźć odpowiedzi na ich pytania, równie trudne i czasem bolesne, jak te, które miałam wcześniej sama. Dziękowałam Bogu, że nie musiały tyle co ja błądzić. Gdy mówię dzisiaj: Kościół jest dla nich domem, mówię prawdę.

Zdarzyło mi się spotkać księży bez wyobraźni. Nijakich, przeciętnych i niezaangażowanych. Jak w każdej grupie społecznej. Spotkałam równiez nietuzinkowych, wybitnych i inspirujących. Jak w innych grupach. Zdarzyło mi się również słyszeć niestworzone rzeczy o nich. Nie spotkałam osobiście nigdy księdza pedofila. Do ojców moich dzieci, jak ich przewrotnie nazywam, mam niezachwiane zaufanie. Zasłużyli na nie przez lata wspierania  rozwoju całego środowiska młodej generacji. I nie wymyślam tego. Tak było i jest nadal. 

Gdy słyszę okropne rzeczy, które się mówi na księży i ogólniej, osoby konsekrowane,  anonimowo i personalnie, czuję się sprowokowana. Pierwsze pytanie, które stawiam, dotyczy źródła informacji. Czy my, oburzeni potępianym zachowaniem księży, sprawdzamy źrodło. Czy jestesmy w tym uczciwi. Jeśli tak, to dobrze, to znaczy, że jeszcze coś nas obchodzi i chcemy jakiegoś porządku moralnego na świecie. Jeśli nie, warto dociec, co nami kieruje. Plotka to kiepski doradca i nie idzie w niej o dobro ogółu ale raczej o zniesławienie konkretnych osób i, docelowo, środowiska. Czy chcemy mieć udział w zniesławianiu i odbieraniu komuś dobrego imienia. To ważne pytania: czy szukamy prawdy dla ocalenia w świecie wartości czy szukamy uzasadnienia dla mniej czytelnych celów.

Nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe. Jesli nie chcesz być niesprawiedliwie osądzony, nie osądzaj. Jeśli nie chcesz czegos dla swojego dziecka, nie funduj tego innym, za które z jakiegos powodu odpowiadasz. Jeśli chcesz, by cie szanowano, szanuj innych. Jeśli chcesz, by się z toba liczono, licz się z innymi. Jeśli źle się czujesz, gdy ktoś ci ubliża, jak się czuje ten, komu sam ubliżasz. Jeśli chcesz tolerancji dla swoich poglądów, toleruj poglądy innych. I dobra rada: dla jednych i drugich znajdź rozsądną granicę, wyjście poza którą bedzie jawnym naruszeniem szerzej pojmowanego dobra. 

Bóg nie stworzył pomyłki. To człowiek mylnie bierze samego siebie za Boga i zmusza innych do ponoszenia skutków swojej uzurpacji. 

Kościół pomógł mi zrozumieć, że, szukając prawdy, dochodzę do Boga. I wtedy dzieje się tajemnica. Kto nie doswiadczył, niech nie orzeka i nie ocenia. Po prostu nie wie.










poniedziałek, 22 października 2018

Niewiarygodne

Nie jest mi Polska obca. Ani obojętna. Jest mi moja i bliska. I dlatego...

Nie poszłam tego roku na wybory. O. Grzmijcie. Bijcie się w moję klatę i mówicie, jakie ze mnie niedojrzałe głupcze. Jaki ze mnie prymityw i jakie nieuświadomione zwierzę. jakie prostackie prostactwo, że wybrać nie chciało i nie wybrało. Że tamci są o niebo lepsi od tych o niebo lepszych. a ci gorsi od piekła od piekła gorsi jeszcze.

I od tej farmazonii zrobiło mi sie obojetnie,   kto się dorwie tego roku w urzędy. PO złodzieje, każdy to wie, bo rozkradli swego czasu, co mogli. Nie wiem, czy pamietacie, nie zdążyli wyprzedać lasów a prawie im sie udało. Niestety, PiS-y się wówczas przebiły i biznes łatwy i intratny utrąciły. PiS, cóż. Wypowiadać się kompetentnie nie będę. Telewizorni u mnie ni mo i jakoś z nikim nie trzymom. Na fejsie każdy mądrzejszy od poprzedniego a cinżko o kogoś rzeczywiście mądrego. Wszystko sponiewierane w błocie. i po robocie. Z prawa z lewa, z dołu z góry. Wióry. Poszli won.

Nie wiem, kto wart głosu a kto już na pewno nie. Nie znam ludzi, bo za dużo siedzę w robocie i pracuję na chleb. Powiedzcie, że jełop ze mnie nieświadomy, zapędzony w cztery kąty jednej roboty. To by dobrze było, bo po robocie jeszcze jakieś życie by się przytrafiło. Życie. Stosy w koszu w łazience proszą  o więcej. Nie, ja powrócona do dom kole wieczornego dzwona mam na to wszystko z dnia na dzień coraz więcej wywalone.

Na czynsz wydoliło, na chleb jako tako. I na benzynę, co by do roboty ruszyć z rana.

A jajokształtne łby z wyborczych plakatów nie są w stanie przebić się do mojego świata. Mój świat ugiął się pod jarzmem demokracji i, przymiażdżon, gównoburzą, jedna za druga, ustapił pola  ciszy, która swe ziarno na tym ugorze rozwalcowanym rozsiała.

Skoro słowo gówno znaczy, głos mój. Cóż. Nie inaczej. Jak sobie Polsko o mnie przypomnisz, zapukaj w okienko. Może mnie jeszcze zastaniesz.



Takie tu w Polsce mamy klimaty. Nie wyprzedajcie Polski za szmaty.


sobota, 20 października 2018

Dostałam list

List przyszedł tak, ot tak. Bez zapowiedzi, choć każdy czekał. Biała koperta, cienka, jak można było wyczuć dotykiem, kartka. Co tak skromnie, pomyślałam. Ile słów można zawrzeć na jednej, cienkiej kartce papieru. List jednak, odgórną decyzją, został odłożony i pod karą chłosty zakazano go czytać - do ustalonego, odgórnie, momentu. Hm. Ja i zakaz. Ja i chłosta. Zatem, powróciwszy w piątek z tygodniowych połowów, chwyciłam cienką, białą kopertę i złamałam zakaz. Nikt nie widział. Kopertę dało się tak odkleić, że po przeczytaniu można było, bez większego dowodu przestępstwa, włożyć list z powrotem i zakleić. Co uczyniłam.

List przywrócił mi spokój. Łzy, lecące bez ładu i składu, kłopotliwe i dręczące, ale jakoś uciszające udrękę tęsknoty, wyschły. Wzięłam telefon i strzeliłam dwie focie dwóm stronom listu. Jak sobie kto chce, ja mam teraz odpust zupełny. Mogę czytac do woli. Cieszyć oczy treściami, które czynią moje życie innym. Bo, jak widać, można zostawić wszystko: telefon, konto bankowe, drobniaki z kieszeni, przyjaciół, tawernę, bieganie na wałach i ba, nawet klasztor pod ręką, rodzeństwo, ojca i matkę, babcię i dziadka i ciocie wszystkie z wujkami i pójść swoją drogą.

Widzę duży budynek i małą, skromną celę. Widzę ogród wokoło i szczęście. I widzę Ciebie, za którym tęsknię i cieszę się, że tam jesteś.




wtorek, 16 października 2018

Nie dorosłam

Nie dorosłam
Całkiem nie dorosłam

Światło, ściany, cienie, woda
Ławki, głosy, słowa, ołtarz

Chciwie słałam nieme modlitwy
Musiały siegnąć nieba
Bóg mi zwrócił niemowlę
w sali szpitalnej ciszy

Nie dorosłam dorosła do bólu
Do bólu tęsknoty

Gdy poszedłeś z uśmiechem do domu
Dorosły



czwartek, 11 października 2018

Siedzę sobie

I tak siedzę sobie w szpitalu w Evorze. Jest jak w szpitalu. Trochę nijak, trochę jak w Polsce. Ubezpieczyciele z Polski niechętni płacic ale czasem muszą, skoro się tym zajmują. Tak to z forsą jest. Łatwo podpisać umowę i skasować klienta, obiecując gruszki na dębie a całkiem, całkiem trudno wysupłać, jak jesteś w potrzebie. Wszędzie to samo. Zachorujesz, masz problem i ostro główkuj,  bo tak.

Ludzie tutaj naznaczeni kłem czasu. Schorowani, młodych nie widać. Podobnie na zewnątrz, w parkach, na ulicach. Starość jest widoczna a młodości nie widać. Dlaczego? Tak to jest, gdy nie rodzą się dzieci. Ogólnie, rzec można, że sporo tutaj, jak na miasto niezbyt duże, studentów. Jakieś 5-7 tysięcy. I to oni zdecydowanie ożywiają miasto ale przyjeżdżają tu zewsząd. Nie miejscowi. Naprawdę, rdzenne społeczeństwo jest po prostu stare i z czasem będzie gorzej bo dzieci dalej się nie rodzą. Smutne. Ale też, obserwując z ławki w poczekalni, mogę stwierdzić, że tych schorowanych ludzi, na wózkach i łóżkach,   traktuje się należycie. Z uwagą i dbałością chociaż dziwi mnie, że ewidentnie poważne przypadki kieruje się do ogólnej poczekalni. Ci ludzie, naprawdę chorzy, leżą obok tych,  którzy czekają na przyjęcie siedząc lub stojąc. W takim stanie u nas to raczej na salach.

I ostatnia myśl. Czas mija nieodwracalnie. Jednym się kończy  zdrowie, innym chęć walki z utrapieniem niesprawnego ciała. Jedni poddają sie sytuacji, inni walczą. Co przede mną? Szybka smierc w śnie czy długie umieranie? Każdemu  coś. Sztuka to tak żyć,  by umieć umrzeć. Czy co?

wtorek, 9 października 2018

Zdumiewa mnie

...mianowicie ta towarzyszaca nam wszystkim sytuacja, kiedy wiemy lepiej i mamy prawo orzekać. Ten ma rację a tamten się myli. Za chwilę słyszymy przeciwnie: ten nie ma racji a tamten się nie myli. I tak w kółko. I tak skminiam, kto kiedy ma rację, bo my wszyscy daliśmy się uwieść bożkowi, okrutnemu i skutecznemu w czynieniu wokół spustoszenia, kryjacemu sie pod niewinnym okresleniem: RACJA.  

Jeszcze lepiej wychodzi nam święte oburzenie, kiedy, zupełnie nieoburzeni na własne postępowanie, wyrażamy absolutne oburzenie postępowaniem innych. Jak mogą, jak mogli, jacy podli. Oni. Cały świat stoi wokół, w kamiennym kręgu i rzuca kamienie. Oburzony i żądny sprawiedliwości. Jakiej, kurła, sprawiedliwości? Kto ma prawo osądzac drugiego? Kto ma prawo wyciagac palec i krzyczeć Łapaj złodzieja!!!!! Ja, złodziej??? Nie jestesmy w niczym lepsi od tych, na których czoła nalepilismy jedną etykietę. 

Chyba, że...

Proszę bardzo, wszyscy nauczyciele to bezmyslni debile, niezdolni do samodzielnego myslenia, powielający zasłyszane schematy myślowe, bo sami są zbyt leniwi i zbyt tchórzliwi, żeby mówić swoim głosem i to tak, by to miało sens i inspirowało innych. Tak, jak powinno być. Tak, jak wymaga tego służba bycia nauczycielem. Wszyscy są do bani, leniwe, bezduszne, pozbawione pasji małe ludziki bez własnego pomysłu na cokolwiek.

Tak samo, proszę bardzo, artysci. Czy, poza oszustami z układami, istnieją jacys prawdziwi artyści, szukajacy w pocie czoła piękna i swoich sposobów wyrażania go, niewrażliwi na nęcace ale odbierające wolność poszukiwań oferty inwestorów oczekujących ściśle zdefiniowanych produktów, którym nadadzą potem z pompą szczytną nazwę dzieła sztuki. Nie, poza takimi szczurami artystów nie ma. Wszystko to chciwe świńskie ryje, nierozumiejace, czym jest rozwijanie talentu i, ogólnie, powołanie do szukania w świecie piekna i czynienie go takim. Nie ma artystów. Dno.

Weźmy pisarzy, sklepikarzy, mechaników, lekarzy. Wszedzie to samo. Jedno wielkie szczekanie o kasę. Jedno wielkie, bezduszne wykorzystywanie sytuacji do duszenia drugiego. Nie ma ludzi. 

Prawda? Mogę zrobic nawet o tym film ale nikt go nie zasponsoruje, bo ludzie nie chcą przyjąć do wiadomości, że wszyscy, bez wyjatku, jesteśmy tacy sami i tylko ja wiem, jak jest naprawdę. Z czystej chciwości i mściwości nie zasponsorujecie mi możliwości wyrażenia mojej jedynej prawdy, bo, co tu dużo mówić, nie dorastacie do mnie. Ot, co. Wiem wszystko lepiej tylko wasza małość nie chce tego znieść.

Jedno wielkie bagno. Zdumiewa mnie, że tu jeszcze jestem. 



sobota, 6 października 2018

Sen

Sen jest odpryskiem życia a życie jest snem,
Po którym się budzisz i ... śnisz.

Sen, w którym jesteś, jest jawą,
Której nie widzisz, gdy nie śpisz.


Lustra i szyby oddają obrazy
i odkrywają warstwy głębi.
Bo życie spowite w trójwymiar
nie umie wiecej.

Czas przywdziać szaty wytworne
I pognać ku stołom nakrytym.
I niezależnie od bólu
Smakować. Do syta.

wtorek, 2 października 2018

Lato jesienią

Zatem, rzeczywiście, mamy tutaj miłą sposobność przeżywać lato jesienią. Rano, i pewnie w nocy,  w Evorze jest chłodniej ale po dziewiątej chłód nocy odpuszcza, klimę włącza się  na fula i, jeśli nie ma musu wychodzić, miejscowi siedzą w domu. Niektórzy z nas natomiast, siedzieć w murach będą po powrocie więc, póki co, korzystamy z możliwości zwiedzania przecudnych miejsc, by móc je pokazać na zdjątkach ale rownież przechowac w pamięci.

Wczoraj zwiedziłyśmy w trójkę kościół Św. Franciszka i mieszczacą się przy nim kaplicę czaszek. Miejsce robi mocne wrażenie. Nie pamiętam z jakiej liczby osób są to kości ale napis, widniejący przy jednym z opisów mówi o czekaniu... na nasze. Cóż. Każdemu kiedyś policzą kości. A gdzie one wyląduja, próżno zgadywać. Może w jakiejś innej kaplicy czaszek...


Dzisiaj zwiedziłysmy głównie katedrę. Można po prostu sobie po niej, dosłownie, pochodzić. Widoki  w pełnym lazurze bezchmurnego nieba,  są nie do odżałowania. Sama architektura, pomieszana stylami, daje wiele powodów do zachwytu. Ludzie takie cuda czynią. Dzisiaj, po kolejnym, minionym tysiącleciu prawie, można się wdrapać po krętych, kamiennych schodach na dach wiekowej katedry i zażywać leczących rzeczywiście duszę słońcem widoków. Czy to zdanie jest do zrozumienia?


Zażywszy kuracji, schodzimy na ogród, do którego bezpośredniego przystępu nie ma. Można za to obejrzec go sobie z dachu katedry a potem obejść wokoło dołem podziwiając nadal sztukę ludzkiej wyobraźni i kunszt ludzkiej ręki.



Na koniec udaje się nam znaleźć rekomendowaną przez Ricardo kawiarenkę, w której można się napić wybornej kawy, najlepszej na całym świecie. Lepszej niż w Eworze nigdzie nie ma i to naprawde nie sciema. Więc popijamy kawkę i  jest piknie.



Wracając, kradniemy focie sekretnym miejscom, niewidocznym na folderach agencji turystycznych.



A popatrzcie na to. Kto by nie chciał takiego wejścia do własnego domu.


 Ja tu chyba kiedys wrócę. Tyle pustych, antycznych chałup. Ąż szkoda, że puste niszczeją. A romański bruk wytrzyma jeszcze wiele.