sobota, 27 października 2018

Co mi zrobiłeś, Kościele

Urodziłam się katolem, w katolickiej rodzinie. Znaczy się, w Kościele. Dorastałam w warunkach, kiedy w Polsce panowała wszechobecna, jedynie słuszna ideologia, która swój finał odnotowała w końcówce lat osiemdziesiatych poprzedniego wieku. Jako kilkumiesięczne niemowlę zostałam ochrzczona w parafialnym Kościele. Oczywiście, nikt mnie nie pytał o zdanie. Gdy weszłam w burzliwy okres dojrzewania, zaczęły się pierwsze, świadomie przeżywane problemy. Dużo problemów. Bo, ogólnie, okres dorastania jest niemożliwie trudny. Zaczynają się pytania o tożsamość. Prawda. Dlaczego jestem dziewczyną. Powinnam być chłopakiem. Nie lubię szyć ubranek dla lalek, jak siostry. Łatwiej przychodzi mi kląć, jak chłopakom z klasy. Po drzewach chodzi się zarąbiście i nie pilno mi do misek i garów. Jednak nie da się mieć wątpliwości co do swojej biologicznej płci. Można wybierac w obrębie zainteresowań ale płeć jest płcią. Ok. Weźmy ją na klatę. Po męsku.

Jedynie słuszna ideologia okazała się, po raz kolejny w dziejach ludzkości, niesłuszna. Głosząc miłość między narodami i wszechświatowy pokój, niosła nienawiść i lęk. Na czołach pokój, na rękach krew. Mury, pobudowane, by ją chronić, legły w gruzy. Kościół, do którego przynależałam bez własnego akcesu, wspierał wtenczas  ludzi buntujacych się przeciwko temu systemowi kłamstwa i nowoczesnego wyzysku człowieka przez człowieka. Stał się modny, jako symbol dążeń do lepszego świata, nie gniecionego butem sovieta. 

Minęło kolejne dziesięciolecie a ja wyleciałam z rodzinnego gniazda. Nie byłam już niewinnym, nieświadomym zła czynionego innym i doświadczanego na sobie, pacholęciem. Weszłam zatem w ostry spór ze Stwórcą. Że się może pomylił. Że nie wziął pod uwagę   'p r  a w d z i w e j'    natury człowieka. Że zapomniał, co stworzył i nie rozumie nowoczesności. W swoich poszukiwaniach prawdziwej prawdy natknęłam się na ludzi wielkich i małych i maluczkich. Na świeckich i na księży. Na naukowców i prostych ludzi. Na ojców zakonnych, braci i siostry. Na świeckich wierzących i niewierzących i na wierzących ateistów. I na niewierzących wierzących.  Na hipokrytów, na poszukujacych i na świętych ludzi. I na siebie samą, z niemym pytaniem, gdzie w tym mrowiu schował się Bóg. Gdzie się schował w wolnym kraju, za ktorego wolność nie wahałam się ryzykować własnego bezpieczeństwa.

Ludzie zaczęli Boga odpuszczać. Wolność uczyniła życie prostszym i w zasadzie dostatniejszym na szerszą skalę niż kiedykolwiek przedtem. Minęło kolejne dziesięciolecie. Kościoły opustoszały a obyczajowość i styl życia odnotowały poważne zmiany. Bóg przestał być ludziom potrzebny.

Wracawszy, któregoś razu z pracy, usiadłam na ławce w parku. Było wiosenne, wczesne popołudnie. Wyciagnęłam z torby paczkę papierosów. Zapaliłam w końcu, zaciągając się chciwie dymem. Nie wiedziałam, w którą stronę iść.

Gdy przyszedł na moje proste życie sztorm, pobiegłam do konfesjonału. Prosty w  obyciu i łagodny w słowach ojciec zakonny wysłuchał mnie uważnie. Jeden raz, drugi, następny. Jego nieskomplikowane rady i zwykłe, ludzkie wsparcie, pomogły mi przetrwać hardcorowy rozdział  życia. Wypłynęłam na spokojniejsze wody. 

Gdy dorastały moje dzieci, ojcowie z pobliskiego klasztoru, stworzyli im środowisko rozwoju. Klasztor stał się dla nich drugim domem, w którym znalazły trwałe przyjaźnie. I  coś  więcej. Obecność ojców,  szczególnie jako przewodników duchowych ale i serdecznych przyjaciół, pomogła im odnaleźć odpowiedzi na ich pytania, równie trudne i czasem bolesne, jak te, które miałam wcześniej sama. Dziękowałam Bogu, że nie musiały tyle co ja błądzić. Gdy mówię dzisiaj: Kościół jest dla nich domem, mówię prawdę.

Zdarzyło mi się spotkać księży bez wyobraźni. Nijakich, przeciętnych i niezaangażowanych. Jak w każdej grupie społecznej. Spotkałam równiez nietuzinkowych, wybitnych i inspirujących. Jak w innych grupach. Zdarzyło mi się również słyszeć niestworzone rzeczy o nich. Nie spotkałam osobiście nigdy księdza pedofila. Do ojców moich dzieci, jak ich przewrotnie nazywam, mam niezachwiane zaufanie. Zasłużyli na nie przez lata wspierania  rozwoju całego środowiska młodej generacji. I nie wymyślam tego. Tak było i jest nadal. 

Gdy słyszę okropne rzeczy, które się mówi na księży i ogólniej, osoby konsekrowane,  anonimowo i personalnie, czuję się sprowokowana. Pierwsze pytanie, które stawiam, dotyczy źródła informacji. Czy my, oburzeni potępianym zachowaniem księży, sprawdzamy źrodło. Czy jestesmy w tym uczciwi. Jeśli tak, to dobrze, to znaczy, że jeszcze coś nas obchodzi i chcemy jakiegoś porządku moralnego na świecie. Jeśli nie, warto dociec, co nami kieruje. Plotka to kiepski doradca i nie idzie w niej o dobro ogółu ale raczej o zniesławienie konkretnych osób i, docelowo, środowiska. Czy chcemy mieć udział w zniesławianiu i odbieraniu komuś dobrego imienia. To ważne pytania: czy szukamy prawdy dla ocalenia w świecie wartości czy szukamy uzasadnienia dla mniej czytelnych celów.

Nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe. Jesli nie chcesz być niesprawiedliwie osądzony, nie osądzaj. Jeśli nie chcesz czegos dla swojego dziecka, nie funduj tego innym, za które z jakiegos powodu odpowiadasz. Jeśli chcesz, by cie szanowano, szanuj innych. Jeśli chcesz, by się z toba liczono, licz się z innymi. Jeśli źle się czujesz, gdy ktoś ci ubliża, jak się czuje ten, komu sam ubliżasz. Jeśli chcesz tolerancji dla swoich poglądów, toleruj poglądy innych. I dobra rada: dla jednych i drugich znajdź rozsądną granicę, wyjście poza którą bedzie jawnym naruszeniem szerzej pojmowanego dobra. 

Bóg nie stworzył pomyłki. To człowiek mylnie bierze samego siebie za Boga i zmusza innych do ponoszenia skutków swojej uzurpacji. 

Kościół pomógł mi zrozumieć, że, szukając prawdy, dochodzę do Boga. I wtedy dzieje się tajemnica. Kto nie doswiadczył, niech nie orzeka i nie ocenia. Po prostu nie wie.










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz