Mam dosyć. Boże. Mam dosyć. Pułapka, w którą wpadłam, miała być szansą, której szukałam. Przychodzę struta, po tygodniu, do domu. Nie zdążyłam na to i tamto. Nie kupiłam ni butów ni nic. Sukienkę z Lidla oddałam, bo lekko była nie na mnie. Przepadło również śpiewanie. Nic to, jestem, nareszcie. Pusto, poza zwierzyną. Pranie gnije, gary stoją, kuwety jadą, koty miauczą. Czegoś im mało, miejsca czy karmy czy ludzi nie ma czy co. Ten wyjść, tamten wejść, ten pić, tamten jeść. Pies sponiewierał moje łoże. Czy kopa strzelić czy co a i tak nic na ten psi upór nie pomoże. Niech lepiej z drogi mi zejdzie bo w pierdziel będzie. No. To tak to. O, proszę. SMS. Nie, dzięki. Sam se zjedz. Dziczka rośnie mi w sercu, bo ludzie mnie zawiedli a do Boga ciągle daleko. Ja wiem. To źle. Ale taka jest właśnie prawda. Jest źle i nie wiem, czy będzie lepiej. Zapał? Jezus, przygnębiony, patrzy ze zbocza na miasto. Psalmista uwiódł cudzą żonę a męża ubił rękami sług. Tu psalmy, tu krew. Tu śpiew, tu grzech. Życie w udręce, gdzie miłość gdzie sens.
Tu jestem. W dziwnym miejscu. Wariatka tańczy w kolorach światła. Módlmy się za tych, co dzisiaj zemrą, by ciemność ich nie ogarnęła.