wtorek, 31 marca 2020

Krótki tekst o miłości

Się nudzę i znajduję w dziwnych miejscach swoje stare teksty. Ten jest o miłości chyba. Albo albo. Dzielę.

Za lasami, za górami. Królewna i żebrak. Niech będzie.  Królewna, wiadomo. Bogata, z wyglądu musi nie - jędza. Nawet jeśli brzydka,  urodzona dobrze, a królewscy rodzice nie szczędzili na upiększających chirurgów. Zatem, z wyglądu, obleci a może i kogo zachwyci. Ciuchy, co pisać. Najnowsze trendy, zawsze w tych wykończeniach i odcieniach, co trzeba. Żadnej zmyłki. Fryz, no w dzisiejszych czasach z kilku piór zrobią puszystą, nasrożoną koronę. Jeszcze make-up, najlepsza marka, żaden tam oriflame  czy Avon. Cudo. Charakter… pozwólcie, tę kwestię zmilczę…  Jaki może mieć charakter rozkapryszona, rozpieszczona brzydula, utrzymywana przez mami i tati w błędnych mniemaniach na własny temat przez wszystkie rozkapryszone dni swojego życia? 

A tu raptem żebrak wchodzi na scdenę... Co on biedny ma począć? Do tej pory same pospolite, odziane w szarość chłopki, służące i , ostatecznie, podobnie jak on, żebraczki. Przecież to zawsze usmolone, bez wdzięku czy polotu. Kocmołuchy. A tu    o n a….

Co się dzieje dalej. Ja nie powiem, że miłość jest ślepa. Nie. Miłość ma niesłychaną wyobraźnię i moc. Natomiast co innego zwykłe, smarkate zauroczenie… Żeby z czegoś takiego rozwinęła się miłość…
Żebrak w oczach zauroczonej księżniczki to egzotyczny przypadek księcia z innego całkiem świata a łachmany kryjące jego brudnawe kości to po prostu przepych i klasa inaczej. Cóż. Żebrak jednak głupcem nie jest i wie, że goła dupa jest goła a sakwa, której nie ma i tak byłaby pusta…
Spotykają się. Tak. Czar zauroczenia też ma moc… Nie wiecie? Takie zaglądanie ukradkowe po oczach, och ten błysk, to po prostu mistrzostwo świata, jak tak z przyklęku, lekko od dołu i z boku, nie śmiejąc, zagląda w oczy… Tego jeszcze nie było, te dworskie dupki nie znają się na uczuciach i tylko kasa im w głowie. Kasa. Kasa podana na tacy. Wszystko podane na tacy. Taki, jak ten, inny, ten to ci musi działać,  stepy, pustynie, otchłanie morskie przemierzać, by zyskać ten odcień skóry i to wejrzenie ogniste… 

Że też ta konfrontacja musi się zawsze zdarzać. Co ma zrobić biedny gołodupcew, gdy, rozkochawszy w sobie prawdziwą królewnę nie będzie w stanie dać jej wszystkiego na tacy? Nie będzie w stanie dać jej po prostu niczego. A ona, czy, przyjrzawszy się w końcu dokładniej temu, który, tak inny od wszystkich spotkanych dotąd, okaże się tym, kim jest – nikim -  co zrobi ona? 

I tu właśnie zaczyna się miłość. Lub kończy. 

Już nie

Nie będzie już nigdy tak samo, jak było na świecie przed koronawirusem. Ludzkość doszła do punktu, w którym postęp jawnie obrócił się przeciwko niej. Bo, że żyjemy wygodniej niż wszelkie pokolenia przed nami, to fakt. I, że w tej wygodzie zatraciliśmy naturalną odporność, to drugi fakt. Z wygody uczyniwszy cel życia, pozwoliliśmy obedrzeć się z dobrze pojmowanego instynktu przetrwania, który nakazywał poprzednim generacjom walkę o środki bytu a ta z kolei uodparniała ludzki organizm. Postęp, który struł środowisko, zrobił kolejny krok ku odebraniu nam naturalnej odporności na choroby generowane wszelkiego rodzaju zanieczyszczeniem. Grabież ziemi mści się. No i mamy niesamowicie wyposażone laboratoria, w których naukowcy preparują mutanty organizmów i innych struktur biologiczno-chemicznych. Czy to ludzka pazerność czy też zwykła, nieunikniona konsekwencja rozwoju świata, który, niezależnie od tempa i przyjmowanych metod, doprowadziłby do stanu przesycenia ziemi. Bo w takim stanie znaleźliśmy się. Globalnie, przesyceni, przekarmieni, przeładowani i nieczuli na ascezę, która przodkom dawała poczucie wolności.

No i, tak to, przystopowało nas. Ustawiamy się grzecznie w ogonki po chleb i do chleba, by przeżyć dzień. Raptem, nie musimy, ba - nie wolno nam - robić rzeczy, które napędzały tempo naszego życia do nieznośnego wyścigu po standard. Standard rozmył się jak zjawa, dziwne wspomnienie wirującej maszyny bez czytelnego przeznaczenia. Tego sytego, beztroskiego świata już nie ma. 

Pomykamy w maskach, mijając się przepisowymi odległościami i próbujemy nie tracić ducha. Staramy się być życzliwi dla innych, chyba się więcej uśmiechamy i jest w nas więcej uprzejmości - przy, przeważnie, zachowywaniu wytycznych do zachowań bezpiecznych. Kościoły puste. Wczoraj na Mszy wieczornej były cztery osoby. Nawet nie pięć. Przygasiło nas. To potrwa.

Cieszmy się, że mamy rząd, który rusza kiepełą i robi swoje. Na pewno nie jest idealny, ale patrzmy na to, co jest. Ja już na wiadomości z Włoch czy Hiszpanii, nie wchodzę.  Nie wyobrażam sobie, co tam się dzieje. Ciarki po plecach i włosy na głowie dęba stają. To doceńmy, że nasi robią co mogą. Nie plujmy na siebie nawzajem i na nich.  Nie wiadomo, kto kiedy oberwie. To taki czas. Mogę być ja, możesz być ty dzisiaj, jutro, za tydzień czy pięć. Jedno jest pewne - polskie państwo działa a jego organy zabezpieczają życie i zdrowie obywateli. Chyba po to są. Po wcześniejszych ekipach, odwykłam od  myślenia - że rządzić trzeba po to, by chronić ludzi. Nie da się teraz tego nie widzieć. Chyba, że z uporu czy głupoty odmówimy realiom statusu rzeczywistości. Na to może nie być lekarstwa. Ale nie warto trzymać się zużytej ideologii, jak rzep psiego ogona. Tamten świat odszedł do lamusa. Czeka nas nowe.


poniedziałek, 30 marca 2020

O Zuzannie, pięknej pannie

co to się starym obleńcom oparła i prawie śmierć poniosła, fałszywie oskarżona o to, czemu sami zawinili w ukryciu swych znieprawionych serc. Coś w tym jest. Coś w codzienności każdego z nas. I z niej, pięknej panny Zuzanny i ze złych starców.

Zajmuje mnie kwestia pokory - cnoty wykpionej, wzgardzonej i odrzuconej bo z psim sercem pomylonej. 

Cóż to jest prawda i cóż to jest pokora i jaka między nimi zależność.

Psie serce tego nie wie, bo będąc z natury ludzkim wybrało być psim. Taki wybór i takie życie. Człowieka o naturze, z wyboru, psa. Kuli się i poddaje temu, który może mieć nad nim władzę - i wyzbywszy  się własnej woli  nie umie wybierać. Taki człowiek pastwi się nad od siebie słabszym a przed silniejszym drży. Boi się, bo nie ma charakteru, który by go parł w pion i trzymał w ryzach. Tak wybrał. I to nie jest pokora. To jest paskudna sytuacja kłamcy, który odrzuca prawdę.  Kiedy będzie mógł, zanurzy szpon i uderzy. Zasadzi się z podłych pobudek i zapała zemstą, gdy nie dopnie swego. Strzeżmy się go.

Co innego Zuzanna, kwiat niewinnej piękności a jednak świadomy różnicy pomiędzy głupotą a cnotą. Wiedzący, co  dobre a co  na pewno złe i czemu ulec to zhańbić się. I że nie ma na niewinność ceny. A pokora to odwaga patrzenia prawdzie w oczy.

Starców zewsząd chmary a Zuzanny szukaj igły w stogu siana.

Stóg siana.  Dla krów i koni karma. Bezładna bez-charakterów hałda. 

Więc gdzie można znaleźć Zuzannę i gdzie powietrze wolne od swądu zakłamanych obleńców.

Na ratunek pięknej pannie przybył Daniel. 

Tam, gdzie niewinność tam i cień się ciemny za nią wlecze. Tak było, jest i będzie.

I jeszcze jest, jeśli jest, niewinny młodzieniec.

I ty i ja i kim kto jest.


A to jest martwa natura z dredem i szydełkiem. I spirytusem na zdrowie, gdy powietrze morowe.










niedziela, 29 marca 2020

Że inni

Żyjemy mitem. Ułudą, wrażeniem, że nie jesteśmy 'tacy, jak tamci', z przypowieści o modlących się w świątyni skruszonych grzesznikach i zadufanym w sobie faryzeuszu, który dziękuje Bogu, że, właśnie, nie jest 'taki, jak tamci'. W istocie, jest o wiele gorszy.

To, wydaje się niewykonalne zadanie, wywieść nas samych, z  trującego przeświadczenia, że jesteśmy lepsi, wiemy więcej i lepiej niż ci, których rugamy swoją nieutuloną pychą. Albo przechodzimy obojętnie, nie znajdując powodów dla własnego zaangażowania światem gorszym od nas samych. Skazanym na nasze uzasadnione potępienie, albo, choćby pogardę, która na chwilę daje nam poczucie wygranej. 

Czy schorzenie, które na mnie spadnie, takie czy inne, teraz czy później, stanie się błogosławionym czasem oczyszczenia duszy i sumienia czy pretensją do wszystkich, którzy nie odpowiadają moim standardom użyteczności, wrażliwości czy czegokolwiek tam. Czy stanę się księgą nauczoną mądrości, przepracowanej w realnym cierpieniu czy utrapieniem, drogą przez mękę, przekleństwem - dla siebie i innych.


I to jest odpowiedź, na którą warto się pochylić w tym naprawdę trudnym czasie testu jakości naszego człowieczeństwa - twojego i  mojego.

Czas, dany nam wszystkim do przeżycia  pandemii, zmusza do wytężonego wysiłku, pomimo spowolnienia tempa życia większości z nas. Mniejszość  ratująca życie i zdrowie innym, czy umożliwiająca większości w miarę normalne funkcjonowanie narażaniem siebie poprzez  pracę w szpitalach, autobusach, sklepach i innych służbach to dzisiejsi bohaterowie mojego i twojego przetrwania. Czy ten czas czegoś nas nauczy?

Czy ten czas nas nauczy żyć czy utrzyma w letargu  ułudy zamknięcia życia w wygodnych ramach łatwej doczesności?

Sytuacja zmusza nas do retrospekcji i uważnego przyglądania się sobie i światu. To jest, jak w piosence z linka, czas błogosławionego opamiętania i spojrzenia na życie jak na drogę, która prowadzi gdzieś dalej ale już teraz stawia nam fundamentalne wymagania jako braciom w człowieczeństwie. Pomagajmy, gdzie i komu się da ale też chrońmy siebie i tych, którzy są wokół. Nikt nie jest wolny od odpowiedzialności za świat, który wyłoni się po ale i za to, czy nasze człowieczeństwo wytrzyma test tu i teraz.




piątek, 20 marca 2020

Czy to czy antyto

Przekleństwo czy błogosławieństwo wolności słowa.
Twoja prawda czy moja -  żadna z nich to nie dogmat.
Szach mat
Inny świat

Gdzie się spotka człowiek z człowiekiem
'Dbaj o Króla,
reszta przyjdzie sama'

Wszędzie

To pusto i głucho, gdzie może, jest. Psa wyprowadziłam na pobliski skwer. Pustki. Ni dzieci na placu zabaw, ni dorosłych ni psów. Ot, czasem, jeden człowiek z psem, bo przecież z psem to trzeba wyjść. Podobno w Belgii wypożyczają psy za pieniądze, żeby wychodzić... 



Jak to przetrzymać, ten morowy czas. Ten niepokój i strach. Szósta ofiara dzisiaj, młoda kobieta. Ile gdzie indziej, słów brak.

Kiedy to będę ja. W jakiej sytuacji ten niszczący mikrob białka  w mój organizm wniknie, by puścić w ruch swoją perfidną machinę. Nie wiem. Nikt tego nie wie. Ale warto jednak chronić innych i siebie. Przysiąść, jak możesz, zwolnić i nie latać po ludziach. 

Ekspedientki w sklepie i ekspedienci. Panie i panowie w aptece. Lekarze, pielęgniarki, salowe. Idą do miejsc pracy i robią swoje. W tym, co im zakład pracy da. Maseczka, brak maseczki. Rękawice, ochronna odzież. Mają nie mają, idą, codziennie, pracują i już.

A my skminiamy, komunię na rękę czy do ust. 

Abraham, taszczący syna na zabicie. Ten to miał rozkminę. Dzisiaj, za taszczenie syna na ołtarz do zabicia, lincz. Bóg, tak na serio, znikł. On i Jego prawo zamilkło. Liczy się ludzka kondycja pozbawiona wiary.  Bo jakby była wiara, góry by ruszyły i nas wszystkich okryły. A tak, to, sami, niby z wiarą a bez wiary, tułamy się niepewnie po tym jakże innym od kilku miesięcy świecie. 

Więc pozwólcie nam przyjmować Jego Ciało, tak, jakby nic się złego nie stało - bo jak w Ciele Boga ukrytym w chlebie może kryć się cierń lęku i trwoga. Niech ta przestrzeń ludzkiego sumienia pozostanie wolna - bo gdzie, jak nie w niej rodzi się to, czego zabić nikt nie zdoła. 

Nie pierzchajmy po kątach. Czyż nie jest jakość chwili pieczęcią wieczności?


sobota, 14 marca 2020

Ano, w domu

Taki czas. Siedzieć w domu. Nie rozsiewać niczego i niczego nie przywlec. Póki, zaraza, nie zdechnie.

A jednak, całkiem nie ruszać się nie da. Chleb trzeba kupić, i do chleba, jeśli jest. I jeszcze więcej nam trzeba, bo jeszcze Chleba z Nieba. Oto, czego nam jeszcze trzeba.

Jednak to bywa problem. To, że nadal otwarte są sklepy to dobrze, bo jeść coś trzeba. Ale to, że kościoły otwarte, to źle, bo, po co komu, tak naprawdę, Msza.

Więc tu i ówdzie  Mszy nie ma. Jak były od zawsze, tak znikły. A ojcowie,  Dominikanie,  w swoich celach...

Poszliśmy na Mszę do Karmelu. Cała nas ława, a poza tym, tu i ówdzie ktoś. Ludzie się boją. Taki dziwny czas. Ojciec, dzisiaj Mirosław, ogłosił, zgodny z dekretem władz, nowy porządek Mszy. A jakże, będą. Wpuszczą po pięćdziesięciu. Co począć, będą liczyć.  I teraz, uwaga, nie wiem, czy jeszcze gdzieś tak jest: tych Mszy będzie jutro dwa razy więcej niż zwykle. Bo w Karmelu, najważniejszy jest Bóg. Nie wirus, zaraza czy władza, lecz Bóg, którego dostępność dla wiernych nie jest przedmiotem ustaleń. Z pełnym poszanowaniem ustalonych zasad, ojcowie jutro, a więc wtedy, gdy większość z nas odpoczywa, odprawi po dwie Msze, by przed nikim nie zamknąć drzwi.

Jasne, powiecie, po co??? Można przecież w domu. Jasne, że można. Ale na Mszę nie da się chyba zabronić nikomu. I nie chodzi o to, by każdy słabszego zdrowia, kichający i nie najlepiej się mający, koniecznie jutro był na Mszy ale o to, abyś, jeśli zechcesz, czując się, o ile można teraz, oględnie bezpiecznie, mógł  w niej w pełni uczestniczyć i nie pocałował,  w domu Ojca,  klamki. To dlatego ojcowie jutro nie odpoczną.

Nie wiem, co powiedzieć. Dziękujemy Wam. Że jesteście i swoje posługi czynicie.  I podnosicie nasze czoła ku górze, nie szczędząc słów otuchy. Niech Pan Bóg Wam wynagrodzi obficie.

Rigcz. 

O 20.30 można dołączyć do wspólnego, z nimi, z domu swojego rzecz jasna, Różańca. By Pan Bóg odjął to morowe powietrze i przywrócił nam zdrowie ducha a chorym na ciele - też ciała. 


piątek, 13 marca 2020

Z wczoraj

Jak tak jestem na Mszy ostatnio, czytania wydają mi się wybitnie dobitne. Serio. Takie na temat, z mocą. A może to ja reaguję czulej, jak radar przestawiony na wyższą wrażliwość, zdolny dostrzegać mikroby przekazu, wcześniej przepuszczane bez zrozumienia.

Łazarz i bogacz, dwie postaci z przedwczorajszego  czytania. Zawsze w tej przypowieści zastanawiało mnie zestawienie bogactwa z nędzą, sobie obie przeciwstawne i prowadzące do skrajnie odmiennych stanów po śmierci: otchłani cierpienia i raju. I ta przepaść pomiędzy, bez możliwości przejścia na tę drugą stronę. Dominikanin wczoraj pokazał ten tekst z ciekawej perspektywy. Dlaczego niby bogactwo ma prowadzić do potępienia? Samo w sobie, jako sytuacja nabyta, nie prowadzi donikąd. Jest stanem, w który wchodzimy bez istotnego udziału z naszej strony. I, jako jeden z wielu, ma stać się bazą dla naszych osobistych wyborów. Jeśli moim stanem posiadania jest 10 kg ryżu a ja, w sytuacji, jaka może zaistnieć, kiedykolwiek, nie rozejrzę się wokół i całość zakitram jako swoją strefę komfortu, stanę się jak ten bezimienny bogacz, skupiona na swoim lęku, swoim żołądku i swoim bezpieczeństwie. Ci wszyscy inni, nędzarze bez środków, którymi sama, szczęśliwie dla siebie dysponuję,  nie mają szans z wysokimi progami mojej twierdzy. Więc pewnie zginą marnie ale to przecież nie mój problem.  Łazarz, ten, który potrzebował pomocy... 

Zobaczyć Łazarzy wokół. Czy są błogosławieństwem i bramą do raju czy balastem, który sprawia, ewentualnie, estetyczny dyskomfort, gdy musimy ich omijać, przemierzając utarte szlaki swoich, i tylko swoich, problemów. 

Wszystko, co się zdarzy, mamy w głowie. To tam jest rdzeń szczęścia i nieszczęścia. A życie i tak minie. Czego dobitnie doswiadcza ostatnio świat. Nie to, ile, ale jak przeżyjesz swe życie się liczy. Otwórz pięść. Leć.


czwartek, 12 marca 2020

To spoko, spowolniłam

Tak, jak w tytule. Rano spanie do ósmej. Wypas. Sen do oporu. Co za laba. Otwieram oczy. O.  Sms o kolejnych, odwołanych zajęciach na mieście. Ok. Zatem, poza tym, że, posłuchajcie uważnie, muszę przeczytać dokument o rodo i zrobić online  test na jego zrozumienie, NIE MAM NIC DO ROBOTY. Oczywiście, RODO teraz najważniejsze. Punkt centralny wszechświata. Zewsząd panika i pogubieni ludzie a mi wysyłają dokument RODO. Wiecie, gdzie to mam? No. Ustawiłam stos sprawdzianów i pomocy naukowych na stole i, wyluzowana, przyglądam się memu odwiecznemu wrogowi - niesprawdzonym pracom. Co jak co, z TYM przyjdzie mi się zmierzyć i posłać dziatkom oceny. Online, oczywiście. Czekam wieści co do pracy zdalnej. Może coś oświatowcy wymyślą, jak już nam muszą płacić a my, bezkarni, bezczelnie w domach, dosypiamy... Za oknem niezaopiekowane dzieci. Hm. Dziwny czas zaskoczył nas.

To, wszyscy, przyglądamy się, wyrwani z galopu, przystopowani, co z tej chryi tym razem rozwinie się. Czy tak, przyczajeni, przeczekamy i wrócimy do status quo sprzed kilku dni czy też świat  nieodwracalnie się zmieni. Zupy gar zrobiłam i do tableta siadam. Oczywiście, po drodze, góra garów z połowy tygodnia, jakoś złośliwie na moją labę czekała. Się doczekała, zakała.


Czysto. Pranie leci. Czuję się dobrze. Dziękuję Ci, Boże. I proszę, niech ta zaraza odpuści od ludzi a ludzie niech przejrzą na oczy. O, właśnie wszyscy, właściwie, dostaliśmy dyspensę od obowiązku  niedzielnej Mszy. Wow. A ja się, jak zawsze, dzisiaj wybieram. I jutro. I codziennie. Póki mam Boga na ręki wyciągnięcie. Dobrego dnia, ludzie. Ostatecznie, Jego jest ziemia i czas. I Ty i ja. A Jego przekaz jest prosty: nie lękaj się. 








środa, 11 marca 2020

NO TO FRUGO

Stało się. Koronaria zagościły pod dachami i strzechami. Nie trza edukować się teraz a nawet nie da się. Uczniowie dnia dzisiejszego jakoś odpuścić nie chcieli i do końca swoich lekcji siedzieli. Nie wiem, po co, bo nauczyć się wiele nikogo nie dało. Wszystko w telefonach na necie za newsami szukało. To co ja, belfer w pisak i tablicę uzbrojony, zwojować mogłam tego dnia. Mówię im, idźcie do domu, nic z was tutaj nikomu a najmniej  samym wam. Nie. Są. Stoją i czekają. I pytań milion mają. Niestety. Odpowiedzi dzisiaj nie będzie. Jest czas nam wszystkim odebrany i dany. Coś z nim zróbmy. Nie zmarnujmy. No to frugo, no to pa. A może tak dorwać Kościelca...


wtorek, 10 marca 2020

Syndrom

To, faktycznie, powalona wizją pustych sklepów, popełniłam zakupy. W leklerku były jeszcze makarony, ryże, kasze i słoiki z fasolką. Huzia na paki i nakupili my. Przyszły latorośle potem i się pytają, co to. No to ja, że już 22 chorych a liczba rośnie. To, jak raptem pozamykają nas w domach i szpitalach i łapanki będą robić na ulicach, to ja wolę schować się na ten czas obłędu i skubać ryż na oleju. Za dwa dni zacznie się totalne wykupowanie. Ludzie nie będą bezczynnie kontemplować wizji pustych półek i zaopatrzą się. Ło, będzie się działo bo to  mało przyjemnie nie móc do gara nic wrzucić.  Zatem kupujemy na zapas a za dwa dni ci, co będą chcieli się okupić, wykupią resztę i nie wystarczy potem dla reszty, bo ci, co wykupili pierwsi wywołali reakcję łańcuchową. Niestety, podaż nie nadąży bo wirus nerwowo krąży. Jakby co, mam ryż, kaszę i słoiki. Kogo lubię, temu dam, kogo nie, nie. O, latorośle w laptopach. Czytają, skminiają, zapasy przeliczają. A godzinę temu śmiały się a ten się śmieje, co się śmieje ostatni.   Śmiejmy się. Tydzień jakoś przeżyjemy. Potem wirus zdechnie i znów pójdziemy do pracy. Chyba, że to jaka wojna totalna jest. Ale kto to wie. Mimo to,  ręce myjmy i żyjmy. Żyjmy. I ręce myjmy.


poniedziałek, 9 marca 2020

Wiem

Nie. Ja postanawiam żyć, jak żyłam dotąd. Proszę mnie nie popychać i nie  szturchać.  Poczekam, robiąc to, co dotąd. Raptem zaczynamy straszyć się nawzajem, przynaglać do różnych duchowych akcji, jakby od stopnia wywołania w nas stężenia określonych zachowań zależało zbawienie świata. Nie zależy. A ja idę jutro do roboty i będę teraz odpoczywać.  Żeby potem dobrze robić swoje. To, że raptem wszyscy odmówimy taką czy inną modlitwę, jak nas naganiają różne anonimowe autorytety, nie znaczy, że życie w cudowny sposób zafunduje nam ochronę przed tym czy tamtym wirusem. Nie o to chodzi w życiu, by, wpadłszy w zbiorową psychozę, zaprzestać racjonalnych zachowań i zastąpić je kolejnymi akcjami. Sama się dałam ponieść chwili, ktoś mi przesłał łańcuszek o modlitwę za chorych onkologicznie i pomyślałam, że warto. Że nie zaszkodzi ludzi w takich trudnych sytuacjach wesprzeć modlitwą. Fakt, faktem, nie będę więcej przesyłała nikomu anonimowych poleceń. Nie i już. Mam Kościół, mam swoją 'izdebkę' i korzystam. A na pokaz i pod dyktando palcem nie ruszę. Idę spać, wystarczy na dzisiaj i trosk i zadań i już. Ludzie. Niech nas nie wytnie z życia kolejna fobia, napędzana przez wszystkie możliwe media. Nie zesrajmy się. Będzie dobrze.


niedziela, 8 marca 2020

Nie wiem

Właśnie, nie wiem, co tam u najnowszej epidemii, czy się gładko rozprzestrzenia czy nie. Jedno wiem. Jedzie totalny walec propagandy a ludzie, różni, tworzą różne teorie. Słyszałam już kilka, o spisku tych najbogatszych, o amerykańskiej broni przeciw Chinom i Iranowi i jeszcze tam jakieś, mniej lub bardziej absurdalne. 

A my, szaraki, sprawdzamy wiadomości i ulegamy coraz większej telepawce. No, dzieje się. Czas na jakieś istotne zmiany na świecie. Ok. Ale czy to znaczy, że mamy poddać się panice i skończyć, niezależnie, jak skończy się ten scenariusz, jak liście smagane wiatrem, to tu, to tam, bez swojego celu, najlepiej tak i tam, gdzie nas chcą inżynierowie 'nowego ładu', który ma tyle wspólnego z 'nowym' i 'ładem' co ja z teorią latającego makaronu. Jak świat swiatem my, szaraki, ludzie bez wpływów i wielkiej kasy, jestesmy poddawani manipulacjom tych, co i kase i wpływy mają. Ich metody i działania są, ogólnie powiedziawszy, niedostępne ogółowi, stąd budzą liczne emocje i generują emocjonujące opcje prawdy. Brzmi to jak brzmi i znaczy właśnie tyle, że prawda jako taka wymyka się tym wszystkim modelom i jest sobie od nich niezależna.

Co nam, szarakom, pozostaje.

Nie dać się wpędzić w lęk. Tyle. Żyć swoim życiem, robić swoje, dbać o rodzinę, kwiaty w ogrodzie i jakość tego, co  robimy na co dzień.  I, może, pozwolić sobie na lekkie spowolnienie. Bo, jak dotąd, pędziliśmy wszyscy cholera wie, dokąd i po co.

Prawda jest prosta. Póki życia, żyć a potem trzeba umrzeć.  W danym sobie przedziale czasu odkrywaj sens i przydaj się światu. Talent zakopany rdza zeżre a puszczony w obieg, co trzeba, przekopie. I o to chodzi.




wtorek, 3 marca 2020

Pani K.

To se skrobnę kilka zdań. Pogoda marcowa ale zimy  nie było. Chyba, że w Tatrach, trochę. Nawet zażyłam, jak pisałam, i zimowej zawieruchy i trwogi zgubienia drogi i radości bycia znalezionym. Ta zima to tam zima jest, żadna lipa, i potrafi namieszać w łepetynie, gdzie wschód, gdzie zachód, gdzie ziemia, gdzie przepaść. Można się nie zgubić ale można też spaść.

A na świecie zawierucha, którą sieje Pani K. Wirus zbiera swe żniwo i nasi też  się szykują.  Podobno już są pierwsze przypadki albo zaraz będą. Jakoś, niestety, niektórzy od tego umierają. 3% śmiertelności wśród zakażonych to jest liczba, która uzasadnia pewne obawy. 

I co tu czynić. Jak się chronić. Jak chronić swoich i tych, którzy od nas zależą.

Nie ma lekarstwa na tornado, lawinę, trzęsienie ziemi czy powódź. I na niektóre wirusy, co tak inteligentnie się mutują, też o lekarstwo ciężko. Wydaje się, że natura wyzwała człowieka na pojedynek, w którym on, zdany na siebie, nie wygra. Może tylko, do pewnego marginesu, ograniczyć zasięg tego czy innego żywiołu, który przewali się przez ludzką populację, przetrzebi ją i, za jakiś czas, odejdzie, zostawiając oszczędzoną resztę, z pytaniami o to, jak przetrwać i o to, po co. I po co było grabić niemiłosiernie matkę Ziemię, dla wygody czy dla mamony. 

Zatem, oblatuje nas strach. Rewidujemy poglądy, robimy zapasy. Niby nie, a owszem. Najlepszy ze światów wydaje się dziką pułapką, w której nie przewidziano opcji na inteligentne pokonanie przeszkód. Nie w tej rundzie. Nie ma dokąd uciec. Będziemy, jak inni, stawać wobec żywiołu, który nie chce dać się zatrzymać. To nie jest łatwa sytuacja.

Rewidujmy poglądy. Róbmy zapasy. Naprawdę, nie zaszkodzi. I, świadomi powagi sytuacji, żyjmy. Bo co mamy niby do roboty. Ja tam jeszcze spoglądam w niebo. I w głąb całkiem siebie, bo gdzie, jak nie tam skrywa się Ten, który, czy słońce, czy chmury, nie zawiedzie. Tylko, czy jest komu słuchać, co mówi?


Na błyszczącym Ornaku. Piknie jest.   Chyba ja.