wtorek, 10 marca 2020

Syndrom

To, faktycznie, powalona wizją pustych sklepów, popełniłam zakupy. W leklerku były jeszcze makarony, ryże, kasze i słoiki z fasolką. Huzia na paki i nakupili my. Przyszły latorośle potem i się pytają, co to. No to ja, że już 22 chorych a liczba rośnie. To, jak raptem pozamykają nas w domach i szpitalach i łapanki będą robić na ulicach, to ja wolę schować się na ten czas obłędu i skubać ryż na oleju. Za dwa dni zacznie się totalne wykupowanie. Ludzie nie będą bezczynnie kontemplować wizji pustych półek i zaopatrzą się. Ło, będzie się działo bo to  mało przyjemnie nie móc do gara nic wrzucić.  Zatem kupujemy na zapas a za dwa dni ci, co będą chcieli się okupić, wykupią resztę i nie wystarczy potem dla reszty, bo ci, co wykupili pierwsi wywołali reakcję łańcuchową. Niestety, podaż nie nadąży bo wirus nerwowo krąży. Jakby co, mam ryż, kaszę i słoiki. Kogo lubię, temu dam, kogo nie, nie. O, latorośle w laptopach. Czytają, skminiają, zapasy przeliczają. A godzinę temu śmiały się a ten się śmieje, co się śmieje ostatni.   Śmiejmy się. Tydzień jakoś przeżyjemy. Potem wirus zdechnie i znów pójdziemy do pracy. Chyba, że to jaka wojna totalna jest. Ale kto to wie. Mimo to,  ręce myjmy i żyjmy. Żyjmy. I ręce myjmy.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz