piątek, 31 sierpnia 2018

W końcu.

W końcu udało mi się coś poprzestawiać w ustawieniach i chyba można posty z tego bloga komentowac bez spowiadania się z adresów mailowych i innych danych osobowych. Zatem zapraszam, zachęcam, nie krępujcie się.

Bajka o rdzym człowieku.

Był sobie  człowiek. Nie wiadomo, kiedy stał się rdzy. Czy taki się urodził, co w rachubę nie wchodzi, czy życie go zerdziło i w głowie mu nabroiło. No ale, jak tak życie może zerdzić człowieka.  Jakaś rdza musi dostać przystęp i w nim  zamieszkać. I wdzierać się głębiej. Wolniej lub prędzej.

Rdza.

Drzewa otaczają dom. Część to owocowe, reszta, za płotem, pojedyncze sosny, dąb, brzózka na cienkiej nóżce. Dwa psy latają wokół, obszczekując obcych. Nie ma czasu na rozmowy. Czas na rozmowy wypełniaja monologi. Mimo to, rodzą się dzieci.

Chłopiec leży twarzą ku niebu. Promienie słońca pieszczą jego różowe policzki. Wyciąga rączki do góry i macha nimi z uciechy. Jest czysty.

Z jakiegoś powodu cienie nadchodzą nad niebo i gaszą  słońce. Chłopczyk zostawiony sam sobie umiera, nie stając się chłopcem. Cienie pochłaniają  jego niedorosłą duszę i rzucają się łapczywie na  płonące płomienie. 

Ale życie nie uchodzi z chłopca bezpowrotnie. 

Lata mijają a zamkniete w metalowej puszce serce w rozwiniętym w międzyczasie ciele domaga się miejsca, środków i zabezpieczeń. Rzeczywiście, świat otwiera swoje granice. Jaki ma wybór? Niestety, puszka  nie poddawana zabiegom pielegnacji i konserwacji zaczyna pokrywać się rdzą. Można było pomyśleć, że to naturalny, niezgorszy kolor, który ze swojej natury jest rudo-bury. Może i był. Jednak rdza dotknęła tkankę serca. Chyba je wyżarła. Mężczyzna z wyżartym sercem  sprawia wszelkie, dobre wrażenie.  Ludzie się zeszli i  dali  się znęcić.  Nie spostrzegli , że brama to drzwi klatki, zamknięte po cichu, bez klamki od wewnątrz.   Teraz jest powód i winni. I Mężczyzna z wyciągniętym palcem wskazującym ustala prawdę. 


Czas mija i zabija.

 A prawda się nie broni.

Trzeba by rozbić skrzynkę, rozsypać pył i wezwać pomoc. 

I to już koniec.





środa, 29 sierpnia 2018

Robakiemś

Rzeczywiście, smuteczek na wszystko.
Dzień świra, miesiąc i rok. 
Wielkie cele na czole  i śmieszność na stole.
Na ustach zastyga przekleństwo.
Za oknem słowotok.
Psia kupa pod oknem.
I mowa do nikogo.
I skrzydło odpadło.


A przecież wiem lepiej?
Bardziej się orientuję?
Głebiej rozumiem? 
I wiecej umiem?

Tak. Tam mają być znaki zapytania.

I dlaczego zatem, jak tak  dobrze w gębie idzie, taki smuteczek na niej kładzie   cienie głębokie.

Gdzie pewność nauczyciela i radość proroka?

Pewność nauczyciela zostaje ale prorok radości nie zazna. 

Ot, taka smutna prawda.

Robaku.




wtorek, 28 sierpnia 2018

Wątpliwość

Gdy mam rację, świat jest prosty i przewidywalny. Racje innych nie są warte mojej racji. Przecież wiem. Nie mam wątpliwości, że to, co zrodziło się w    m o j e j      głowie, wyzbytej mylnych teorii, nie podlega osądowi. To, co przewiduję, dzieje sie naprawde a ci, którzy zaprzeczają, mają swoje dziwne powody. Wiatr wieje i niesie złą moc. Świat upada. Ale przecież trzeba stawić czoła tym, którzy myślą, że istnieje jakaś inna racja, niż ustalona przeze mnie. To, co mówią, daje pozornie do myślenia, ale tak naprawdę są to mętne wywody słabeuszy, szukajacych uzasadnienia dla swoich wątpliwych motywacji.

I my wszyscy mamy tak samo, jak bohaterka tego wybitnego filmu. Stawiamy się ponad wszystkim i wypowiadamy z mocą swoje wyroki. Osądzamy ludzi żyjących wokół, sąsiadów, tych, z którymi pracujemy czy jedziemy na pielgrzymkę. To nie ma znaczenia, w czyje imię wyrokujemy. Jeśli twierdzimy, że w Imię Boga, Bóg zatyka uszy, bo nie ma nic wspólnego z naszą uzurpacją. Jeśli w imię 'wyższych wartości', szlag z nimi. Jeśli z własnego upodobania do porównywania się i szukania  zawsze swojej przewagi, szlag z nami. Moc zakłamania i pychy narasta dzień po dniu i zabija świat, w którym inni mogliby przetrwać. Świat, w którym cel uświęca środki, z których najłatwiej dostępnym, nie wymagającym specjalnego wysiłku i działającym z ogromną siłą rażenia jest nieodmiennie plotka,  to naturalne środowisko, w którym żyjemy i które budujemy. Mamy niebagatelny wkład w tworzenie bezdusznej przestrzeni wykańczania bliźnich. W takie czy inne imię.

I może całe szczęscie, że w końcu dopada nas watpliwość, którą wyparliśmy z leksykonu opisującego nas samych. Wątpliwość, ten gorzki ucisk w żoładku, może się okazać  naszą ostatnią deską ratunku przed rykoszetem naszej własnej racji, posłanej w świat dla ustalenia zasad orzekania prawdy. Jeśli pozwolimy, by wątpliwość dotknęła nasze serce, może nie będzie za późno, by spróbować pozbierać pierze porozrzucane przez naszą bezduszność po świecie. I może nie chodzi o to, by je w całości zebrac, co wykonalne nie jest, ale może o to, by nie puścic na świat następnej rozprutej poduszki. Ta jedna nabruździła dosyć.


piątek, 24 sierpnia 2018

Aniołowie krążą

Nikt. Miernota z zafajdanych przedmieść. Nie ma od nich ucieczki. Nie ma dokąd uciec. Nic się nie zmieni. Ulica oferuje brud nagłych i  nieuniknionych konfliktów rozgrywanych przy szarych, obdrapanych murach. Dostajesz w mordę za to, że twój stary dostał od ojca tamtego. I choćbyś chciał, nie uciekniesz od tego parszywego życia. Nie pozwolą ci. Jesteś jak wszyscy stąd  i nic tego nie zmieni. I nikt. Jak ktoś ci zajedzie bryką za blisko miejsca, w którym sączysz swojego kwaśnego browara, oberwie. I on i jego bryka. Nie będzie się bezkarnie  woził czy oprowadzał z laską, szmaciarz.

Pani adwokat wypowiada dziwne słowa o ostatniej szansie i budowaniu trwałej więzi. Że to możliwe, że jednak coś innej jakości może się jeszcze wydarzyć. Kobiety są po prostu beznadziejnie naiwne. Wyrok za ten brutalny wyskok jest nieprzystajacy. Prace społeczne. Siedzaca na sądowej  sali widownia już zaciska wielkie pięści żądnych prawdziwej sprawiedliwości takich jak ty popaprańców. Oberwiesz a potem wsadzą cię znowu, bo przecież trzeba się odegrać. Jak twój stary i starzy tamtych. Po prostu.

Chyba, że pojawi się pragnienie. I człowiek potrafiacy je zapalić. A potem utrzymać płomień. Ktoś, kto popatrzy na twoją obszramioną gębę inaczej niż wszyscy dotąd. Pokaże ci smak i zapach prawdziwej whisky. Szczególnie zapach, w którym kryje się cała długa historia złotego napoju. Młody, zdolny, zainteresowany i zmotywowany nos może odnaleźć swoją szansę, której nie dał nikt wcześniej. Może okaże się szansą również dla trojga równie popapranych, zanieopiekowanych ale wiernych jednak przyjaciół. A może nie.

Dziwny po polsku tytuł. Polecam, tak, czy siak: Whisky dla aniołów.











środa, 22 sierpnia 2018

Matka

Matka, co ty zrobiłaś. Najlepszego. Matko. Namówiłaś własne dziecko do pracy w szkole. Ta. To do mnie moje własne  słowa i ufam, że własne dziecko  za miesiąc mnie nie wydziedziczy. Cóż, ruszamy razem w cudowną podróż, która oby się stała nie gorszą przygodą niż urzekająca dzicz Fugaraszy. We will see.  Czas prawie start😂. No dobra. Żarty na bok. Teraz to chyba oberwę...




poniedziałek, 20 sierpnia 2018

To jednak straszne

Czy straszne?  Dla nauczycieli, ktorym życie daje granta, jakim są jednak wakacje, ich koniec jawi się jako siermiężna, przykra konieczność. Nie, żeby od razu rozpacz i życie od piątku do niedzieli a od poniedziałku do piątku nie-życie. Jednak wolne, które cywilizacja przyznała mojej grupie zawodowej, tak jak niezbędne dla równowagi psychicznej, tak też może być, przy końcówce, źródłem frustracji. Niby dlaczego? Przecież nie da się przejść życia stale odpoczywając. Odpoczynek, sam w sobie, nota bene, dalej jest formą szkoły. I powiem więcej, całe życie to jedna, wielka, niekończąca się szkoła. Nawet umrzeć trzeba umieć. I przygotować się  jak na najważniejszy sprawdzian w życiu. Ale tak poważnie to nie chciałam dzisiaj. Dzisiaj, żeby nie wpaść, pomimo słońca zewsząd, w chmury ponurego nastroju, wkurzę się.

Czasem, na tym odpoczynku wakacyjnym, zdarza mi się robić zakupy i tankować. I to jest powód mojej dzisiejszej złości. Wczoraj skleciłam kilka zdań na temat naszych braci Ukraińców. Jak to do nas przyjeżdżają pracować i że mają niezłą przebitkę, jakieś 1:10. To znaczy, że co tu zarobą, ma równowartość 10 pensji na Ukrainie. Jak taki chłopak zarobi pięć koła, to to jest rzeczywiście trochę kasy. Nie jestem finansistą ale jemu to się opłaca. Ja natomiast, wykwalifikowany belfer, zarobię trzy koła i nie jest to najgorszy miesiąc. Chłopak, który tego roku skończył szkołę i pracował se trochę u Niemca na magazynie, zarobił sześć koła. Hm. Ja, żeby zdobyć kolejny stopień awansu zawodowego, muszę bawić się w jakąś obłądną papirologię przez trzy lata. Za to, jeśli przejdę pozytywnie ogień pytań kuratoryjnej komisji, zyskam dwieście złotych. Ch....olera.

Wiecie, ile kosztuje osełka masła? Jasne, że mnie nie stać, ale kogo ma stać w Polsce na osełkę???

Więc proporcje zarobków nauczycielskich do realiów życia są dzisiaj dla mnie materiałem frustracji. Nie piszę o górnikach i hutnikach, bo nie wiem. Chyba, bez kopalni i hut, nie ma ich.

Co tam jednak. Nie warto truć się. Trucizną uczynić można dosłownie wszystko, jak się ma chęć i mocne postanowienie.  Więc zostawiam kompa, nie idę na zakupy, siadam ze swoją ekipą, która właśnie wróciła z rumuńskich gór i pogadamy o tym, że warto zostawić wszystko i zobaczyc kawałek pięknego świata. Życie upomni się swoimi upierdliwościami o nasze na baczność ale dzisiaj, na ile możemy, świętujemy. 

Vivat Romania i moja dzielna, brudna i głodna młodzież!!!






niedziela, 19 sierpnia 2018

Się zobaczy

Mijają bezlitośnie. Jeszcze kilka dni, kiedy wprawdzie trzeba będzie  pojechac na godzinę czy dwie a mimo to zażyć  wolności, jaką dają wakacje. Potem powrót w tempo, którego, patrząc wstecz na poprzedni rok, boję się nieco. Tego zwariowanego wstawania o szóstej i powrotów przed wieczorem przez zakorkowane miasto. Więc siedzę w domku z bajki i korzystam. Niedziela jest. Poranek. 

Obok domku pracują Ukraińcy. Obsługują  zakład produkcyjny. Gdy tak się przez te ostatnie dnie wakacjowałam tutaj, ci chłopcy za płotem zasuwali. Zaczynają około szóstej rano podobno ale ja wtedy jeszcze śpię. Strasznie hałasują, tak, że zakłócają ciszę, która mogłaby dopełnić raju moich wakacji. I umilić codzienne życie Gospodarzy tego magicznego domu. Niestety, chłopcy włączają swoje ciężkie maszyny i do okrasy jakieś ostre bity niby muzyki. Oszaleć. Gdy sie poprosi o ciszej, owszem, sciszają. Wtedy słychać w zasadzie tylko te maszyny.

Ciekawe, czy oni też mają wakacje. Albo choćby zwykły urlop. Wczoraj w nocy chyba dali sobie trochę wolnego. Maszyny nie chodziły ale muzyka owszem. Można się wkurzyć jak trzeba ci bardziej ciszy po nocy niż bitów. Ale nie interweniowaliśmy. Każdy człowiek musi się wyrwać, choćby na chwilę, z amoku pracy. 

Kilka dni temu obejrzałam filmik zrobiony przez parę młodych Ukraińców. E, ja naprawde nie jestem ukrainofilem. Obejrzałam ten film, posłuchałam cieżkich maszyn obok i pomyślałam sobie, Boże, człowiek często zapomina dziękować.

Chłopcy zarobioną kasę ślą rodzinie, która bez niej nie przeżyje. Z filmiku dowiedziałam się, w jakich warunkach żyja ludzie na Ukrainie. Ile razy wiecej my możemy nabyć za swoje a ile razy oni mniej. Jak średnia pensja na Ukrainie to 4000 hrywien, czyli 4000x,14 zł=560zł, a ceny żywności są około dziesięc razy większe niż u nas, to jakie oni mają tam standardy. Młodzi Ukraińcy z filmiku dziękowali Polakom, że mogą do nas przyjeżdżać i dorabiać po to, by ich rodziny mogły jakoś dociągać do pierwszego, czy tam dziesiątego. Nie wiem, czy te wyjazdy, poza bieżącym życiem, dają szanse na jakieś perspektywy na przyszłość. 

A z drugiej strony syty zachód, wyrzucajacy żywność 'niespełniającą' wymogów unijnych. Syty, nieświadom trudu, jaki inny ponoszą, by zarobić na chleb. Syty, z podanym na talerzu wszystkim. A jednak nadal głodny, niezdolny się dzielić, skupiony na generowaniu potrzeb. A może chorych zachcianek?

Czy nie jest prawdaą że nie cenisz tego, o co nie musisz zabiegać? Czy nie jest prawdą, że cenisz to, co wypracujesz własnym trudem? Czy nie jest prawdą, że zachód się uniezdolnił do trzeźwej refleksji nad życiem i dającej motywy do rozwoju autorefleksji? Czy nie jest prawdą, że ci, którzy cieżko pracuja na chleb, zasługują na      g o d n e      życie? Czy nie jest prawdą, że  życie  zbyt syte odbiera wolę walki? Czy nie jest prawdą, że lepiej pracować niż zamieniać się w zaburzone kreatury domagające się, po ulicach zachodnich miast, legalnych możliwości uprawiania seksu z kolejną grupą żywych organizmów? 

Chłopcy z Ukrainy nie są z innej gliny niż my, bardziej syci. Też mają apetyt na życie. I cieżko pracują, by go zaspokoić. Jest w tym jakaś niesamowita godność, której nie nauczymy się na tzw. paradach równości. Życie to nie śmieć.

Trzeba wracać, pracować,  by  miało smak.



niedziela, 12 sierpnia 2018

Że rąbanka

Ta historia  to wyrywek całości:  

 'Eliasz poszedł na pustynię na odległość jednego dnia drogi. Przyszedłszy, usiadł pod jednym z janowców i pragnąc umrzeć, powiedział: «Wielki już czas, o Panie! Zabierz moje życie, bo nie jestem lepszy od moich przodków». Po czym położył się pod jednym z janowców i zasnął.


A oto anioł, trącając go, powiedział mu: «Wstań, jedz!» Eliasz spojrzał, a oto przy jego głowie podpłomyk i dzban z wodą. Zjadł więc i wypił, i znów się położył.

Ponownie anioł Pański wrócił i trącając go, powiedział: «Wstań, jedz, bo przed tobą długa droga». Powstawszy zatem, zjadł i wypił. Następnie umocniony tym pożywieniem szedł czterdzieści dni i czterdzieści nocy aż do Bożej góry Horeb.'


Co było przedtem i co nastapiło potem. 

Przedtem była ludzka kaszana. Mordownia. Niezgoda na  świat, płytki i porąbany. Niech tak więcej nie będzie, że ludzie, których stworzyłeś, tworzą bożków i kłonią się im. Zboczenie nazywają miłością i z wyciągnietą pięścią domagają się swobody czynienia tego, co złe i budzi grozę. A o Tobie twierdzą, że umarłeś. Że  życie, które dałeś,  to sen chorego umysłu a po śnie nie ma nic. Więc posłuch zyskały drewniane bożki z wywalonymi genitaliami, dla których  ofiarą jest śmierć sumienia i czyny niegodne człowieka. Moja pięść na tych, co tak czynią. A źle czynią. Zakres i głębia zepsucia, dewiacji i kłamstwa jest bezgraniczna. I nie ma miejsca spoczynku.

Można się zmęczyć niemiłosiernie. Mieć dość. Chcieć umrzeć z powodu świata, który brudzi krwią ręce. Nawet moje. Nie ma dokąd iść i nie ma sensu dalej żyć. Zabijać? Ulec światu? Co czynić???

Zabierz moje nieskuteczne życie bo zabieranie życia nie jest życiem. Co jeszcze mogę zrobić, by nie pochłonęło mnie piekło rozpanoszone zewsząd? Stać się jak inni czy uciec???

Oto leżę bez sił. Pokonany zwycięzca bez pomysłu na przyszłość. Skończ moje życie. To wszystko. Nie zdziałam już nic.

Anioł posłany z Nieba, chyba o tym nie wie. Wie chyba coś zupełnie innego bo trąca mnie w ramię. Czego?

Każe jeść i pić. I  znowu. Potem wstać i iść. Droga jest długa i nie ma na niej nikogo. Skoro wstałem, idę. Do kogo?




czwartek, 9 sierpnia 2018

Nie wie

Stoi na kamiennych schodach wpatrzona w złe twarze. Jak to. 
Biegnie, przynaglana czasem krótkim i danym raz.
Kalejdoskop obraca się
Prawda złudzenie kłamstwo
Racja jedna, kolejna.

Kto szuka prawdy
szuka Boga
a choćby nie znalazł
znalazł.

wtorek, 7 sierpnia 2018

Się toczy

Kłębek znowu się toczy. Za nim wije się ścieżka nici, rozsupłanych dotąd. Nie widać pętli. Jest, pomimo pewnych odchyłów od głównego trendu, w miarę prosta. Rozwija sie nadal, w nieco przyspieszonym tempie. Nie może jednak natrafić na jakiś widoczny znak, który pomógłby rozstrzygnąć, czy,  ogólnie, kierunek, którym podąża, jest właściwy. Wszystko, wszechświat milczy. Milczy również puste miejsce na samym dnie kłębkowego serca. Chyba go nie ma.

poniedziałek, 6 sierpnia 2018

O

O, jak czas leci. Ile gniewów, złości, bezradności od ostatniej mojej wizyty tutaj. Ile kroków, ile zranień, ile znoszenia w pokorze prawdy. O sobie. O nich. Ile zaciśniętych pieści i łez wylanych w ukryciu. Zresztą, co za różnica.Życie to jakaś koszmarna sytuacja, z której nie ma ucieczki. Nawet jeśli uciekniesz, odkryjesz, że ucieczka była kolejnym złudzeniem. Prawda tkwi w atmosferze nad stołem, przy którym siedzą ludzie nie pospołem. Wszystko, co skleiło złudzenie, porozrywało się w strzępy. Racji jest wiele. Prawda jedna. I niech kosztuje, ile chcę. Idę po nią.