Ok. Koniec z polityką. To zmora, która truje. Nie uciekniesz od niej, czy jej skutków, ale nie musisz oddawać jej pola. Swojego czasu. Swojego zaangażowania. I tak cię dorwie i zmusi do zajęcia stanowiska. A potem cię z tego rozliczy. To, że tak będzie, nie zależy ode mnie. Ale to, że ją teraz wyproszę, to moje.
Jest niedziela. Pogoda marzenie. Cudowne miejsce w zachodnich Sudetach. Siedzę, zaliczywszy Sokoliki i Krzyżną Górę, przy piwie w schronisku. Tłumy. Gwar. Vis a vis rozległe drzewo. Córka leśnika, nie wiem, czy to lipa.
Siadłam, gość, pod jej liściem i odpoczywam sobie. Nie przychodzi mnie tu słońce, przyrzekam ja tobie. Jest spokój, cudo pogoda. Jest dobrze, choć dusza głodna.
Żyjmy. Życie jest po to, by żyć. Bądźmy hojni i nie bójmy się jutra. Wszystko się uda, choć smutek, jak opary trucizny, potrafi zaburzyć kierunek.
To, że życie cieszy. I boli. I nas zlewa i my je. I że i tak chcemy, by trwało i na coś się ostatecznie zdało. Coś. Wieczność.
niedziela, 25 października 2020
Gościu
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz