Gdy byłem świniem, świniłem. Życie było obłe i złe.
Na zaspokojenie. Na nasycenie.
Tak, jak świnia umie i chce.
Bajorko wokoło bluzgało mazią i było jakby wesoło.
Razu jednego się od-świniłem, duszę zyskałem i odmieniłem się ciałem.
I to jedno, jedno pytanie.
Ile straciłem i co zyskałem i czy tego chciałem.
Pion trzymać, jak ludzie trzymają, ciężko.
Łatwiej paść, w dół.
Umoczyć znów ryjek, bo dobrze być świniem. I szlus.
No czego.
Dlaczego łudziliście o lepszym świecie.
O pięknie.
Nie ma go.
Nie oddam bajora za marzenie.
Niech mknie w przestrzenie beze mnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz