Zawaliła się półka. Spoko. Zalegały na niej jakieś opasłe tomiska. Patrzę, cztery tomy, chyba fizyk, której nigdy nie zrozumiem, jakieś wybrakowane, pojedyncze części czegoś, czego czytać nie umiem a mówią na to chyba fantastyka. I jakieś pomieszane płotki różnego rodzaju. A że półka wisiała nad szafą, musiał na nią kot który dupskiem zarzucić, bo nie mogąc domknąć szafy, spojrzałam ku górze i wszystko to na mnie uwaliło się prawie. Z szacunkiem należnym literaturze, pozbierałam woluminy i domknęłam szafę. Z tego połowu zatrzymałam sobie cztery pozycje. Teraz, wziąwszy je w rąki, widzę, że dwie to rzeczona fantastyka. Nie dla mnie. Mam coś takiego, że, tak, jak nie trawię jazgotu telewizji i sam odgłos wiadomości czy czegoś równie bezużytecznego, sprawia, że łapię za pilota i kasuję, podobnie czynię z fantastyką. To dla mnie nie istnieje. Nie wiem, czy to słuszna postawa, ale nigdy więcej i tego i tamtego. Telewizji nie oglądam od trzydziestu lat i żyję. Zostałam zatem z pozostałymi dwiema książkami. I tyle. I się więcej nie wysilę. Za to wysilę się ogromnie, bo sprawdziany chyba zaległe walają się ciągle koło mnie. Co to to nie. Zmogę je dzisiaj a rzeczone, opakowane w stary, szary papier książeczki, wrócą na półeczki.
WSZYSCY ZRZEDZĄCY NA NAUCZYCIELI, OKEJ, NIE SCZEŹNIJCIE MARNIE ALE.
Okej. Do północy jeszcze sporo więc dokończę niekończącą się stertę albo przynajmniej ją zmniejszę. A potem powiem wam, jak nie zginąć.
Może ktoś jutro naprawi półkę, może koty znudzą się życiem, może pies znudzi się ludźmi i może wszystko do góry się dnem wywróci. Ale nie.
Nikt nie naprawi półki. Koty nie odpuszczą a pies też. Wszystko będzie jak dzisiaj. Ja też. Nic więcej zatem nie powiem. Nic więcej się nie dowiem. I tak to dzisiaj zakończę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz