wtorek, 2 marca 2021

Po co ludziom Kościół

 Natknęłam się niedawno w necie, na jednej z grup, w której jestem, na dziwne, ale brzmiące naprawdę szczerze pytanie: 'co ci ludzie widzą w tym kościele?' Pytanie zadała dziewczyna, która opowiadała się prolife w dyskusji o prawie do aborcji. Albo w jej wypowiedzi albo może w innej, padło jeszcze oskarżenie pod adresem panów, że 'mają  wyje...e na dzieci' i zostawiają kobietę w ciąży samą a potem larum na kobietę, że rozważa to czy tamto.

 Ja się tej dziewczynie nie dziwię. Gdybym była w jej wieku, do trzydziestki, i żyła w takim właśnie świecie, który wybija w ludziach wrażliwość, to pewnie myślałabym i wyrażała się podobnie jak ona. I nie powiem, mając swoje lata, potrafię kląć niezgorzej. Nie, żebym się chwaliła. Ale młode pokolenie żyje w dziczy, w której wartości poprzedniej epoki znikły. I kto temu winien??? Młodzi? No, nie do końca. Ja szczerze nie zazdroszczę współczesnym trzydziestolatkom, które szukają męża. Znaleźć faceta, który ma co powinien, i mam na myśli raczej psyche, wewnętrzne predyspozycje do wzięcia odpowiedzialności za życie innych, to, kurka, cinżko. Niby wykarmiony, sprawny, ma komórę i furę, ale strach, żeby o czymś decydował. I nie zazdroszczę młodym facetom, którzy szukają kogoś na stałe. Ze świecą szukać zaradnej, odpowiedzialnej i wrażliwej. Kobiety. Oby szukał kobiety. Totalny deficyt osób, które rozważają wspinaczkę z obciążeniem. Nie. Od piątku do piątku w robocie, clubbing w weekend, zakupy po galeriach w niedziele. Jeżeli chodzi o rozwój duchowy, to są przecież wróżki, gabinety yogi, personalni trenerzy i te pe. I po co komu Kościół, który smęci o świętych, wyrzeczeniu, cierpieniu i do tego wykorzystuje dzieci i poniża kobiety. 

Otóż taki obraz Kościoła młode pokolenie nosi w głowach. Nie przyłożyłam do tego ręki ale nie sposób tego nie widzieć. Po co komu taki Kościół, z kilkoma moherami w pierwszych ławkach i klerem, który nie rozumie życia albo żyje w hipokryzji, mówiąc z ambony jedno a w zaciszach zakrystii czy salek parafialnych robiąc drugie. 

Jakbym miała taki obraz Kościoła, to noga moja w nim by nie postanęła. 

Ale nie mam.

Przeżywszy na ostro swoje młodzieńcze bunty i pytania o sens, pozostałam. Łatwo nie było, bo życie to naprawdę nie bajka i trzeba ostro fikać, by utrzymać kurs. Fale tną, sztormy przychodzą a ty, bidaku, za sterem, chcesz nie chcesz, stoisz, gniesz się, leżysz ale znowu wstajesz, by nie puścić łodzi w odmęt.   Ani nie mówili, że będzie łatwo, ani nie pytali, czy się piszesz na to.

Więc o co chodzi, że jestem w Kościele, wbrew światu i czasem sobie?

O tę nagrodę, w Niebie. O to, że są tam konfesjonały. Darmowe gabinety, w których odzyskujesz siebie. Chęć do życia. Motywację do walki. Godność.  Bo jest o co się tłuc. Bo są tacy, którzy chcą nas od tego odwieść. Przekonać o bezsensie i nicości po śmierci. A w Kościele jest za darmo pokarm na życie wieczne. Nie zobaczysz tego z zewnątrz. I dlatego powtarzasz sklecone, zakłamane opinie, bo ci,  dla których jesteś nikim, życzą ci śmierci wiecznej. Nie tak, jak Kościół, wieczności w Niebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz