Tak. Przeżywam to naprawdę dogłębnie. To mnie aktualnie definiuje. Nie ma kwestii ważniejszych, niż, teraz, służyć życiu. Ja wiem, że życie mija. Że można to i tamto i sramto. Że można tak wszystkiego do się nie brać i się z deka wywalić. Ale wtedy, na co mi gadka o miłości bliźniego i osiem błogosławieństw. Po jajco, po nic.
Ludzie wyłączeni z aktywnego życia, słudzy życia zanim doświadczyli wyłączenia, to cisi Święci. Jeśli masz takiego Świętego pośród swoich bliskich, jesteś wybrańcem Boga, uprzywilejowanym bez osobistej zasługi szczęściarzem.
Tak to widzę.
Tak. Mam okazję zgłębiać trudne doświadczAnie obecności osoby poza kontaktem. Leży, nic nie może. Żyje. Potrzebuje innych, by działo się to, co bazowe dla życia. Nie ma dostępu do Jej myśli. Nie ma słów. Nie ma zrozumiałego kontaktu. Ale j e s t głębokie przeświadczenie o tym, że to Ż Y C I E trwa celowo, z istotnym przekazem dla tych, którzy myślą, że 'ogarniają', póki co, rzeczywistość. Rzeczywistość jest szersza niż pełnosprawność w potocznym sensie. Osobiście, kontempluję obecność Osoby dotkniętej poważną chorobą. Jest to niesamowite doświadczenie i lekcja pokory.
Nie trzeba umieć mówić, nie trzeba nic robić, nie trzeba być nadal użytecznym, by być kochanym i mieć do tego prawo. Adorowanie takiej Osoby, mojej Mamy, jest, powtórzę za ojcem Kramerem ( czadu, nie krępujcie się) 'najlepszą szkołą modlitwy'. Pełnosprawny świat nie nauczy nas tego a bez tego nie odnajdziemy sensu.
Nie mam linku do wypowiedzi o. Kramera. Zgubiłam.
Ale ktoś mi znalazł, dzięki Monia❤️
https://m.facebook.com/story.php?story_fbid=pfbid0a4u53fm9aFYbFRCtt9TKHVpeBRkzPaJpTNquZmmH8fH5yjCFgeG4FwL8i17sEjXZl&id=100002376680911&eav=AfZtiJbIxreNFfAh5X3mzjnEM65e0modixKwfHFlp0UxkziocN9cxftbFqOALIAU-aw&paipv=0&wtsid=rdr_1pSb95h9JTzEnhnmh&_rdr

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz