Może po nocy, zanim noc, nadejdzie dzień i pokona cień.
Tak w życiu jest. Podle. Naprawdę. I nie ma na to ni wytłumaczenia ni leczenia. Życie jest cholernym trudem podejmowanym w nie do końca jasnym celu.
I tak, matka i troje dzieci jadą do miasta.
Bo tam jest tata.
I, jak dojadą, wszystko będzie dobrze.
O, nie.
Nie będzie. Cholerny tata jest cholernym pijakiem. Matka z dziećmi jest przez nikogo nie oczekiwanym ciężarem. Kulą u nogi nawianego męża. Nie j e s t. Była. Przecież dał nogę i ma spokój. Może bez ograniczeń szlajać się po mieście i poniewierać godność i wspomnienia. I przyszłość trójki dzieci i życie żony.
A może, w innej odsłonie, to zaklęty w sobie wąż, nie mąż. Zdolny kąsać, niezdolny kochać. Albo cholera wie, co to jest. I gdzie zaczyna się ' źle'.
Ona, ta kobieta wzgardzona, nie rozumie. Rozgląda się po podłym świecie i wznosi ręce. Syn pyta, co robisz, Bóg ma wywalone. Ma gdzieś ciebie, nas i tych bezdomnych. Bóg? pyta ona. Serce Boga cierpi jak nasze, gdy na tę nędzę patrzy.
I wznosi ręce.
I cisza.
I wieża w dali z krzyżem i decyzja.
Świat to podłe miejsce.
Naprawdę, podłe.
Więc kto, jeśli nie TY będzie w nim aniołem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz