Miesiąc wstecz moje życie waliło się.
Byłam zawalona pracą, której nadmiar spędzał mi sen z powiek a zmęczenie po niewyspaniu dopełniało dzieła zniszczenia.
To nie wszystko, co złego się działo i co przemilczę.
Rozpaczliwie szukałam rozwiązania.
Błagałam o pomoc Boga.
I wtedy przyszła choroba.
Wycięła mnie z wszystkich spraw.
Na dwa tygodnie na dobre.
Czekałam na przełom.
Trwało.
Wtedy zadziało się to, czego oczekiwałam.
Powoli stanęłam na nogi a świat zafundował mi kwarantannę.
Ten czas okazał się równie potrzebny.
Zmieniłam zużyte rolety
i naprawiłam zasłonę.
I kilka innych usterek.
Nauczyłam się czekać.
I znalazłam czas dla Boga, zepchniętego na długą listę spraw mniej ważnych.
Zwolniłam.
I, pomimo konieczności ponownego przyśpieszenia
nie dam się zagnać w obłęd wcześniejszego zapętlenia.
Będzie dobrze.
Będzie wolniej.
Zdążę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz