środa, 1 września 2021

Wiedział

 Jest taka jedna scena w 'The Chosen', która mnie powaliła. Wyżłobiła we mnie swoje rany i w jakiś sposób zostały. Dziwne rany, które bolały i, jednocześnie, dogłębnie pocieszały. 

Wieść roznosi się po okolicy o niezwykłym Cudotwórcy. Ludzie ciągną za Nim ze swoimi nieutulonymi biedami i szukają ratunku. W jeden z takich dni Jezusa wycina od rana do nocy. Uczniowie spędzają dzień w obozie i, od czasu do czasu zaglądają do Niego. Czy daje radę, czy wraca, ile jeszcze ludzi czeka, kiedy skończy. Czas się dłuży a Jego nie ma i nie ma. Jego nieobecność skazuje ich na siebie. No i się zaczyna. Jak w każdej rodzinie. Najpierw spokojnie, potem coraz bardziej ochoczo, potem całkiem wojowniczo aż, można rzec, skaczą sobie do gardeł. Ostro. Każdemu można wywalić w twarz, jakim to niecnym zerem jest. Jednemu to, drugiemu tamto. Zdzierca podatkowy, zdrajca rodaków, prostytutka, oszust, cwaniak. I wiele innych. Brzytwy latają w powietrzu i tną. Myślisz sobie, ładnie. Ładni uczniowie. No ale, sory. Do kogo poszedłby Jezus dzisiaj? Do ciebie? Do mnie? Do biskupa? Do polityka? Do patola sąsiada? Obawiam się, że byłoby ciężko. Zjada nas  bezradność,  bezduszność, pycha i swoja racja. Nie wiem, do kogo by poszedł i kto byłby w stanie usłyszeć. Tak, jak mi się wydaje, że do mnie, tak tobie, że do ciebie. Tacy jesteśmy zauroczeni sobą i pewni swojego. Tacy tępi na prostą prawdę Ewangelii, jak Faryzeusze na nauczanie Jezusa wtenczas. Więc poszedł wtedy do tych, którzy byli tacy jak my. Nieokrzesani, zadufani w sobie, kombinujący po swojemu. Niepojęte, ile trzeba było Jego cierpliwości, by z tych opornych ludzi wykrzesać krztynę zrozumienia dla swojej misji. Ile nasłuchał się szemrania i ile musiał po ludzku sam ogarniać, by ta żałosna karawana, którą powołał, nie rozpadła się po drodze w drzazgi zniechęcenia i utraty wiary. 

I, gdy tacy zajątrzeni, rzucają  w siebie coraz cięższym kalibrem, w ten zachodzący rdzawym słońcem dzień, pojawia się On. 

Pewnie usłyszą kazanie o tym, jacy naprawdę są. Należy się.

No nie. 

Prawda jest cudem, który nie musi udowadniać, że jest. Po prostu. Jest.

Dlaczego nie poszedł do Faryzeuszów? Ależ poszedł.

Tylko, że oni wiedzieli lepiej. 

Ta żałosna karawana nie. I On to wiedział. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz