czwartek, 29 lipca 2021

Inni mogą i ja mogę

 Nawet nie wiedziałam, ale pod koniec dnia się dowiedziałam, że dzisiaj jest święto Przyjaciół Jezusa. Opatrznie ten tekst zrozumiałam i pomyślałam sobie - w takim razie też moje. Jak prawie co dnia, poszłam na Mszę. Tę zwykłą. Gorszą. Siedziałam w ławce i wpatrywałam się w starszych już wiekiem kapłanów. Jak wymawiali formuły, podnosili dłonie, wznosili kielichy z Ciałem i Krwią Jezusa. Pognałam do swoich myśli. Że nie zdążę z tym czy tamtym. Że kupię to czy tamto. Złapałam się na tym wybieganiu i poczułam się strasznie głupio. Tak, jak w sytuacji, gdy ktoś do mnie mówi, a ja tkwię w komórce. Nie słyszę słów rozmówcy więc też nie rozumiem przekazu. Siedziałam na tej Mszy w klatce swoich myśli aż naszła mnie   myśl spoza klatki: On  t u  j e s t. Teraz. Dla mnie. Dzieje się wszystko od nowa, bym ja mogła odnawiać się co dnia. Od nowa oddaje się cały ludziom, którzy dowolnie Nim dysponują. 

Nie wiem, gdzie jest Go więcej a gdzie mniej. Nie chcę wiedzieć. Wiem, że On, tak naprawdę, jest poza tym, co mogę sobie wyobrazić, nazwać, przeżyć czy  zetykietować. Jest tu, jest tam i jest poza tym wszystkim - dla tych, którzy są tu, są tam i dla tych, którzy są poza tym. 

Nie będę nikomu niczego dowodzić. Będę rozwijać więź, bez której zeschnę. Umrę, jak Łazarz,  złożony do grobu przyjaciel Jezusa. Tak właśnie jest. Jest ból, jest płacz bo jest śmierć. I dlatego idę do Niego, bo tam, gdzie jest On, po śmierci jest zmartwychwstanie. On mnie nie zwalnia z wysiłku poznania tego, co poznać pozwala ale nie uzależnia mojego zbawienia od znajomości kościelnych dokumentów i kanonów. Odnoszę wrażenie, że mniej więcej o to poszło 2000 lat temu z okładem. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz