sobota, 5 czerwca 2021

Zakopanisko

 Wyczekany, długi weekend. Oczywiście,  większość mojej rodziny pognała w Tatry. Pierwszego dnia, z którego fotek brak, ekipa w składzie: Mery, Justi, Szymon, Błażciu i Ambro, zaatakowali ambitnie, z Zawratu na Świnicę. Cosik tam jednak nie wypaliło w szczegółach, może pogoda, może morale – fakt, że z Zawratu zawrócili. I tyle. Aż tyle.

Drugiego dnia dojechałam ja, przywieziona po nocy przez osobistego kierowcę, szanownego Małżowina, no i, oczywista, Zuza. Nocna awantura, zgodnie z tradycją, odhaczona,  swoje racje ugruntowane a rano mieliśmy podjechać pod kwaterę, zrzucić bety i z czekającą ekipą w gotowości, ruszyć na Szpiglas. Też niczego.

Plany niczego. W praktyce wyszło bardziej realnie. Spanko przedłużyło się wszystkim i ruszyliśmy, co by ominąć nieziemskie korki, ku Dolinie Kościeliskiej. Korków nie szło ominąć, ale znaleźliśmy cudem dwa miejsca parkingowe i pomaszerowaliśmy ku schronisku Ornak. Tłumy, potwierdzam, nieziemskie. Jak na pielgrzymce, tylko w dwie strony.


No i sanktuarium na tej trasie żadnego docelowo nie uświadczysz. Przy  schronisku znaleźliśmy kawałek wolnego miejsca i po głębokim namyśle zdecydowaliśmy się na Chudą Przełączkę. 

W drodze zawiązało się specyficzne Braterstwo Suchej Stopy. Ponieważ Szymoniks wolał iść w sandałach niż w przemoczonych wczoraj butach, chłopaki zdecydowali, na ośnieżonych kawałkach, kontynuować boso. BOSO. Oczywiście, nie obyło się bez ‘przyjacielskich’ komentarzy przechodzących turystów o koniecznośći sprawdzania pogody przed wyjściem ale, cóż, akurat pogoda fantastycznie dopisywała. Rozsądek może na chwilę usnął ale przecież nie byłoby wtedy Braterstwa Suchej Stopy a frajda z bosego, wspólnego przejścia chyba pobiła wszelkie rekordy:).


Dzisiaj mieliśmy iść na D5S ale nie udało się wczoraj zarezerwować na Palenicy biletów. No to znowu  do oporu my pospali a przed południem ruszyli dupska. Korki  na większości trasy cudem udało się ominąć i tak podeszliśmy szczęśliwie, w zmniejszionym nieco składzie, bez Ambro zajętego studiowaniem i pokrzywdzonego skręceniem kostki Błażcia, na Wiktorówki. Tam piknie jest. 



Trafiliśmy nawet na Mszę. Niesfatygowani, totalnie rozleniwiliśmy się na Rusinowej Polanie i tyle. W planie golonka na Krupówkach i jakie zakupy na spokojnie. Na jutro mamy wyrwane bilety na parkingu, więc może rzeczywiście, wejdziemy na D5S, tam żurek czy co tam kto zechce i zejście jeszcze do schroniska w Roztoce. I tyle. Fajnie. Nie tak wyrypiasto, jak przeważnie bywało ale czasem trzeba wrzucić na luz. I już.





Tak tak. Na koniec Zygzak❤️💛🧡.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz