Oto, co się dzieje. I to była chwila, wczoraj, późno z wieczora. Jeszcze kombinowałam z Błażciem przy maździe, bo się królewna pogniewała i zapalić nie chce. Próbowaliśmy kablem z jego auta, ale do widzenia. Maździa nie chce i już. Potem, po godzinie około, patrzę przez okno a tam tak,
tylko , że ciemno. No, no. To na tym starym maździa nie pojedzie. Co za studnia bez dna. Maździa. A niby taka przyjaciółka była. I znowu zakaprysiła. A ja robię wszystko, by nie odpalić poczty, na której czekają na mnie przesłane przed przerwą świateczną prace. To jesteśmy w jednej czarnej dziurze. Maździa nie odpala i ja się nie kwapię. Jakby nie patrzał, co ważniejsze, nowy akumulator dla królewny czy jakieś bazgroły bezdenne. Ok. Zatem znowu wysupłać ale skąd tego hajsu brać.
No, mądrale???
W końcu, ja to nie Mads. Tylko spojrzy i lecą hołdy, ukłony i mamony. Co za życie, co za dziwy. Jak można być tak... urodziwym.
Czas wracać w realia. Idziemy po akumulator dla królewny. Nie zapali, nie pojedziesz. Eh...
Życie to nie balet,
Mads.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz