sobota, 22 lutego 2020

Po wyrypie

Tak, to słowo z tytułu jest w powszechnym użytku - nie jest to wymysł rodzinny. Używają go również ludzie inni.

Zatem, wyrypaliśmy się, weekendowo, w Taterki. Pierwszy dzień, piąteczek, po nieprzespanej nocy dla każdego kierowcy, poprowadził nas, z Kuźnic, ku Kościelcowi jakąś boczną, zimową wersją szlaku. Gwiździło nieco ale się szło. Na Karbie chciałam cyknąć focię, ale wietrzysko nie dało. A ja nie lubię, jak wietrzysko rządzi, więc odmówiłam dalszej drogi, ku Kościelcowi. Z Zu my się cofły a reszta poszła. I to był błąd...

Za chwilę tak zamuliło wiatrem i śniegiem, że zasypało ślady i, zgubiłyśmy się. O kurczę, Zu niby wie, gdzie iść,  ale nie wie i dramat. Nic nie widać a słychać tylko  wycie wietrzyska. To wszystko. Pytam się siebie, co czynić a  tu żałosna pustka i rozpacz we łbie. U Małej nie lepiej. To ja ratunku wzywam, po górach i rozpadlinach a córcia coś grzebie przy fonie. Chyba zatem jej nie padł. No, strasznie jest. Płakać się chce. I mi i jej. O, połączyła się. Ja dalej 'ratunku' ku Kościelcowi ślę. Mówimy, żeśmy się zgubiły, że nic nie widać i iść nie wiadomo dokąd nam trza. O, dwóch gości się raptem z zawieruchy wyłania. Podchodzą, pytają i proponują, że z nami wrócą. Boże, dzięki. To musieli być Anieli. Tymczasem, moje 'ratunku' narobiło w górach huku i inni poszli w długą nas szukać. Podobno kilka ekip. W międzyczasie zjawili się Ambro z Błażem, ściągnięci moim krzykiem ze zbocza. Anieli, jak się zjawili, tak znikli. To w czwórkę my zeszli do Murowańca i tam zaczekali na resztę. Nikt, zatem, z naszych, nie wszedł, tego dnia na Kościelec. I foci też nie szło zrobić. Tu wiatr, tu śnieg i zero widoku.

Drugi dzień, wyspawszy się do woli, zaczęlim w Dolinie Kościeliskiej, ku Ornakowi i, dalej, Starorobociańskiemu Wierchowi, jeśli  pogoda łaskawie pozwoli. Pozwolić pozwoliła, ale na Ornaku część poszła dalej a część zawróciła.

Piknie, że dech zapiera, było. Szczyty połyskiwały złotem Słońca na zewsząd białych, ośnieżonych powierzchniach. Cudnie. Cisza. Czysto.  




Takie są Tatry. Gościnne, kapryśne, wymagające wysiłku, samozaparcia i, nie ma rady, pokory. Jednak ich urok powala a to, co na górze przeżywasz, sprawia, że do nich wracasz. Zawsze się zbiera następna ekipa i zawsze jest następna wyrypa.

3 komentarze:

  1. Dziękuję serdecznie za cudną relację. No fakt emocje były wysokie jak góry wokół Was i cieszę się że wszyscy się odnaleźli. I to chyba tak jak w życiu codziennym najważniejsze.

    OdpowiedzUsuń
  2. O, dziękuję bardzo za miłe słowa. Jeszcze potem droga z Zakopca, to taki lepszy koszmar, korek, ciemno i deszcz. Ale warto było 😆

    OdpowiedzUsuń
  3. O! Powiało nie wichurami A Chylińską i najnowszą trasą koncertową. Bardzo ją cenię ��. Bezpiecznej drogi do domu.

    OdpowiedzUsuń