niedziela, 9 czerwca 2019

Niedziela



Siódmy dzień tygodnia, czyni  dzień woła, którym jestem, niedzielą.  Chyba, że sama uczynię ją czymkolwiek. Wtedy zostanę nadal wołem, po uszy w robocie.

A tu proszę, kawusia w ulubionej, wyszczerbionej filiżanusi, ja w betach, bezczelnie nie robię nic ważnego. I nie zamierzam. Niekupiony makaron pozostanie na sklepowej półce i nikt z jego braku się nie skicha. Przeżyjemy. Po prostu, o porcję makaronu, mniej zjemy. Naprawdę, się da.

Potem, jak już wyleżę się do woli, wezmę psisko i pogonimy na wały, trenować wytrzymałość. Trawa, oblana słońcem stanie się moim kocem i legniemy tam, trochę.

Pewnie przy obiedzie zbrukam nieco ręce. Od wszystkiego nie ucieknę. Trudno. Się rodzinnie go zje, się sprzątnie, by do środy nie gniło i nadal powinno być miło.

Na Mszę sobie pójdę studencką,
późniejszym wieczorkiem, na spokojnieńko.  I naprawdę, w torbę z papierami nie zajrzę. Ani mi to w głowie, panie i panowie.

 Niedziela to dzień święty a bez dnia świętego życie człowieka staje się byleczym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz