piątek, 15 marca 2019

Owszem.

Wszystko było super zorganizowane. Tak, jak oczekiwałam. Profesjonaliści, ludzie kompetentni i oddani sprawie. Jakiej? Ano ważnej, bo muzyce liturgicznej. Idziesz, człowieku na Mszę, kiedykolwiek, gdziekolwiek, jak i mi się zdarza, nie z obowiązku w niedzielę ale z potrzeby serca i.... Co? Śpiewy, psze państwa. Tego czasem nie idzie słuchać. Nie to, co u mnie w parafii ale często gęsto jest to po prostu poziom żenady. Bo, powiadają, zapuszczono w Kościele dokumenty soborowe dotyczące tematu i tak to wszystko poszło albo w jakiś zaniedbany chórek albo w obtańcowywanie ołtarza albo jeszcze w dosyć nieszczęsne próby samego ludu, zostawionego sobie samemu. No, jak nie przy niedzieli a wiem, bo bywam, tak to właśnie wygląda. I co Pan Bóg na to? Cieszy się czy się smuci czy Mu wszystko jedno? Jeśli jest  wrażliwy na piękno  a jest bo przecież je stworzył, to pewnie popłakuje po komnatach nieba...

Chwała wiec tym, co odnaleźli dokumenty i wprzęgli swój kunszt w warsztaty muzyki liturgicznej w Poznaniu. Nie, nie, foci z imprezy nie będzie, bo nie prosiłam o zgodę a rodo i w ogóle więc trudno.

Zatem w grupie około pięćdziesięciu uczestników, poddawaliśmy swoje narządy artykulacyjne obróbce ludzi utalentowanych, pogodnych, rzeczowych i sprawnych. Przerobiliśmy kilkanaście  pieśni i chyba jeden chorał i zaśpiewaliśmy podczas niedzielnej Mszy. Jako alcik, skromny i niepozorny, poryczałam się ostro ze złości, bo ćwiczone żmudnie melodie poszły, w większości, w komin sopranów. Już czuję ten moment, kiedy czaję w końcu  swoją melodię i trzymam się jej jak psiego ogona rzep a ona...  proszę, poszło do góry na pięciolinii i pieję nie swoje soprany. Uff...

Jednak, owszem. Cudownie było i wielkie wdzięczności dla ojców i wszystkich, których pozyskali. 

Dzisiaj, błądząc bezładnie po fejsie, natrafiam na kwiatek. I tęsknię. Bo, cóż, jesteś tam z nimi, nie z nami i tak jakoś chyba zostanie. Dobrze, że jesteś. Ciesz się.









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz