piątek, 2 listopada 2018

O, kotek


Trzeba jednak tego dnia iść na cmentarz. I tak tłumnie nawiedzamy groby, zastawiając je zniczami i zasypując wiązankami. Nie. Nie będzie tutaj żadnej krytyki, chociaż ten zwyczaj, przewalający Polaków z jednego krańca na drugi i odwrotnie, dla mnie nie ma sensu. Może jest to okazja, by uporządkować groby. Bo nie chcę zniżać się do retoryki o rewii mody i zawodach na ilość rzeczy na nagrobkach. To wszędzie i zawsze i…. można od tego uciec.

Osobiście uciekam na zwyczajną Mszę do kościoła a potem, gdy tłumy wracają na obiad, wybieram się na cmentarz. I wtedy, jak dla mnie, jest jakaś przestrzeń do  zadumy nad tym, czym jest życie, po co trwa, dlaczego i jak się kończy i kiedy moje. I co potem. Tych kilka myśli daje mi pożywkę do refleksji nad tym, jak jednak nie skiepścić danego czasu i czym się rzeczywiście zając a co odpuścić. Jeśli mogę, a raczej staram się móc, ofiarowuję za jakąś duszę odpust. Bo można.

Wczorajszego wieczora, około 22,  poszliśmy niewielką grupą podumać o tym, co wyżej i o tych, co już nie muszą. A ponieważ towarzyszyło nam psię, jedna osoba czekała z tymże na resztę przed cmentarną bramą. Nie wejdziesz z psem, to jasne. I gdy tak na mnie przyszło sterczeć ze smyczą, raptem telefon dzwoni. ‘Mamo, tu jest taki kotek. Ślepy. Musisz przyjść'. Zatem, przekazawszy smycz, uczyniłam, co nakazano. ‘Żadnych kotów. Żadnych ślepych kotów. Nie ma mowy’ – te właśnie myśli nastrajały moje nastawienie do sytuacji. Ale oto sytuacja:

Stopniałam natychmiast. A tu, proszę bardzo, idzie z naprzeciwka jakaś ekipa i rozprawiają o kotku. Że tak nie można, że trzeba by go wziąć i wyleczyć. Aż z auta wrócili. Zatrzymują się przy nas, bo my z rzeczonym kotkiem. Wracamy razem i skminiamy, kto kocię weźmie. Wychodzi, że my.  ‘Następny wasz’ – mówię na odchodnym. Żegnamy się  uśmiechami.   A ten nasz. Wariactwo. Kolejny kot jedzie do domu.



3 komentarze:

  1. O, jaki śliczny słodziak. Rudy? Szacunek za postawę. Idziemy uczcić pamięć zmarłych, ale też ratujemy życie, nawet małe i kocie. Brawo.
    Pozdrawiam
    Lustronega

    OdpowiedzUsuń
  2. Rudy, rudy. Wody nie, mleko tak. Zobaczymy, czy oczka da się leczyc. Dzięki zazdobre słowa 😊

    OdpowiedzUsuń
  3. Trzymam kciuki żebyście trafili na dobrego weterynarza i udało się wyleczyć oczy. Radości jaką wnosi że sobą kot nie sposób opisać. Oby było jej w Waszym życiu co niemiara.

    OdpowiedzUsuń