sobota, 12 maja 2018

Taka świnia ze mnie...

Że po prostu, olałam wszystko. Odkąd rano wstałam, około 10. przed południem, zajmowałam się tylko sobą. Nie zrobiłam zakupów, nie ugotowałam obiadu, nie posprzątałam domu. Wsadziłam tylko do pralki śmierdzące gacio-skarpety, wstrzasnęło mna z obrzydzenia i postanowiłam zaprzestać jakichkolwiek czynnosci na rzecz bliźnich. Wzięłam psa i poszły my na wały. O:

 


Naprawdę, ładnie jest. To, jak to wszystko pączkuje i wybucha to naprawdę czysta poezja. Świat jest wyjatkowym cudem, którego piękno tkwi i w szczegółach, do poziomu mikro,  i w ogólnym zarysie, gdy patrzysz na widok z lotu ptaka czy z perspektywy jakiejś odległości. Jak by nie patrzał, jest co podziwiać. Gdyby, oczywiście, nie ludzka bezmyślność, przejawiająca sie na bogato wszedzie. Oto jedna z jej odsłon:

For whom is that rubbish??

A tak w ogóle, to wróciwszy do domu, nadal nie zadałam sobie żadnej fatygi. Dostałam cudownego smsa o koncercie w katedrze i co robić. Poszłam. Wysłuchałam około dziesieciu utworów w wykonaniu chóru ze Szwecji i wróciłam do domu  uspokojona i jakby nieco szczesliwsza niż gdy budziłam się rano, zbuntowana na tempo życia i baty, które ostatnio zaliczyłam. Tam baty. W dupe z nimi. Trzeba żyć, człowiekiem być, nie dać się zapędzic w kozi róg i, jeśli można, pomóc tam i tu. Szkoda najmniejszej chwili na próżne żale. Odwagi. Jutro też będzie komu podac kubek wody.Tak. To do Ciebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz