wtorek, 15 maja 2018

Ostatnio

To nie wiem, jak żyję. Ja jeszcze o tym wywrocie, jakim są w szkołach ponadgimnazjalnych (jeszcze) matury. My, nauczyciele, jesteśmy zwykłymi śmiertelnikami. Tak. I ja też. Kurczę. Nie chciałam pisac o forsie, bo to takie nieeleganckie. Ale, w końcu, gentelmanem nie jestem, to owszem, zajadę forsową oborą. 

Tak. Nie wiem, jak żyję, odkąd ME realizuje egzamin maturalny. Nauczyciele są do absolutnej dyspozycji wspomnianych egzaminów również przed nimi. Oznacza to odbycie stosownych szkoleń  oraz nieokreśloną bliżej liczbę godzin pracy przy egzaminach w czasie ich trwania. W trakcie pisemnych siedzimy w komisjach  a jesli szkoła, w której pracujemy świadczy również usługi dla szkolnictwa zawodowego, prowadzimy równiez wtedy lekcje w zawodówkach. Tak, że, że tak zajadę oborą, twierdzenie, że mamy, po odejściu klas maturalnych, mniej pracy, mija się z prawdą. A jednak po ich odejściu nasza obecność w szkole nie jest opłacana w zakresie godzin zaplanowanych na rok szkolny. Od naszej wypłaty odejmuje sie godziny, których w maju i czerwcu nie przeprowadzimy z maturzystami a zupełnie się zapomina o tym, że na ich rzecz wykonujemy przez wiekszość maja furę pracy. Zarówno tę pracę, jak i szereg innych zadań,  których nauczyciel nie ma prawa nie wykonać, wrzuca sie do wora zwanego 40-godzinnym dniem pracy. Że niby w pensum jest 18 lekcji a reszta to praca dodatkowa. Nie robimy łaski, że ją wykonujemy. To ja się pokuszę o tygodniowe podliczenie. 

Niech na poczatek będzie 18 h pensum. Ok. Do każdej lekcji trzeba sie przygotować. Mi, fachowcowi doświadczonemu i wprawnemu, zabiera to jakąś godzinę dziennie. Serio. Z grubsza ogarniam co z kim oraz dziennik, by nie narastały zaległości. W takim razie dochodzi 5h. Kolejna sprawa to sprawdzanie prac pisemnych. Ponieważ uczniowie dyscyplinują się , gdy widzą, że ich pracę oceniam, a zlewają, gdy widzą, że nie oceniam, codziennie schodzi mi ok. godziny na sprawdzanie. Daje to kolejnych 5 h tygodniowo. Już mam ich 28 przy czystym etacie, bez nadwyżek. Jakoś tak się dzieje, że co dwa tygodnie wypada jakaś rada, jakie 3-4 h. Daje to, licząc skromnie, 1,5 h dodatkowo na tydzień. To już mam około 30. Co jakiś czas w szkole są organizowane eventy, typu uroczystości, świętowanie rocznic, dni otwarte, i inne. Pochłania to mnóstwo godzin, których nie sposób zliczyć. Na tydzień, średnio, dojdzie ok 2h. Skromnie licząc. Prawie każdy nauczyciel, poza podstawowymi obowiazkami, ma również dodatkowe, wynikające z funkcji wychowawczej szkoły. Zajmuje się sztandarem szkoły, samorządem, gazetkami, konkursami, wycieczkami. Jak to zliczyć? Myślę, że daje to, w tygodniowym rozliczeniu, dobre 10 h. Raz mniej, raz wiecej, ale jeśli się uczciwie policzy wszystko,  to tyle wyjdzie. Nie liczę czasu spędzanego na sporządzanie dokumentacji typu arkusze, wypisywanie świadectw, rekrutację.... Naprawdę, za to nikt nam nie płaci a   w s z y s t k o    wrzuca się do jednego wora, zamykając nam usta tajemniczym '40 -to godzinnym dniem pracy'. Hm. 

Nie napiszę, ile ja, nauczyciel z wieloletnim doswiadczeniem, zarabiam. Na ile państwo ceni moje zaangażowanie, kwalifikacje i odpowiedzialność za młode pokolenie. Śmiech na sali. Ja naprawdę muszę szukać dodatkowych możliwości zarabiania, bo sama praca w szkole nie pozwala, przy pełnym etacie, na godne życie, zapewniające nie tylko podstawowe warunki bytowania, ale i rozwój, którym wypchane sa wszystkie gęby decydentów.  Oni nigdy nie mieli okazji stać przy biurku w zawodowej klasie w liczbie 27 uczniów na jezyku angielskim zawodowym, do której doszlusowano, z powodów oszczednościowych, nastepnych dwudziestu w ramach   NIEPŁATNEGO zastepstwa. Tak. To się dzieje w Polsce. Nauczamy w takich warunkach. Po takiej lekcji jestem wrakiem a mam jeszcze w grafiku 6 nastepnych. Mój wybór? Tak. Jak najbardziej. Ja osobiście kocham pracę z młodzieżą, ale nie miałam pojęcia, zaczynajac pracę jako nauczyciel, że państwo zrobi z mojej profesji żart, nakładając coraz wiecej obowiazków bez możliwości realnego wsparcia i pozbawiając moją grupe zawodową uczciwego wynagrodzenia. 

Najgorsze jest to, że się nas zwyczajnie oszukuje. Zamyka się nam usta czterdziestogodzinnym tygodniem pracy, nie specyfikując dokładnie o co, i w jakim zakresie, chodzi. Gdy chcemy się upomnieć o swoje, bo, na przykład, czujemy się wykorzystani, zawstydza się nas i przywołuje do 'porządku' argumentami z nieokreślonego zestawu nauczycielskich powinności.

Nauczycielu! Chcesz zarabiać jak człowiek? Spadaj ze szkoły, łap się za mop a będziesz wesoły!!!

Nie wiem. Może jak się skończą matury a szkoła wróci do swojego rytmu, dostaniemy jakiegoś kopa, który pozwoli nam wytrwać. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz