środa, 2 maja 2018

Dobrze.

Dobrze. Napiszę. 

Jednak świat, który jest dla nas areną, na której ma rozegrać się nasze życie  dla każdego w ściśle określonym i skończonym odcinku czasu, jest środowiskiem trudnym. Z jednej strony dostajemy impulsy ku stawaniu wobec trudów, których celem jest nieskończenie lepsza jakość życia wiecznego. W tym projekcie  trzeba ciężko pracować przy pługu własnych obowiązków.  Z drugiej strony kąsi nas cała oferta pokus, by uczynić nasze życie tu i teraz jedynym kryterium wyboru i skupić wszystkie wysiłki na to, by nasze 'tu i teraz' było, jako jedyne do wzięcia, bez opcji na cokolwiek jeszcze po własnym pogrzebie,  na maksa satysfakcjonujące. Albo, przynajmniej, przyjemne. Byśmy sami czuli się optymalnie i niewiele dbali o bujdy z takiej czy innej koncepcji życia po życiu. Takowe przecież jest wymysłem tłustego kleru, który ciągnie kasę z naiwności maluczkich, marzących o czymś lepszym niż mozół pracy nad sobą i, oczywiście, nad innymi. I my biedni tacy, pomiędzy jednak jakąś pokusą wieczności, a prawami naturalnymi miotających nami emocji, uczuć i popędów, zostawieni na pastwę losu i...

I właśnie. Zostawieni tu i teraz. Z obietnicą      T A M  i wiecznie. Co robić??? Czy to   TAM rzeczywiście warte jest mojego wysiłku? Czy nie lepiej zapomnieć o niejasnych obietnicach niewidocznego Boga i poszaleć sobie tu i teraz, odrzucić rygory obowiązków i wynikających z prawa  naturalnego i Bożego, norm moralnych? Co komu szkodzi, że sobie poluzuję, oszukam za plecami, złapię okazję, gdy się pojawi. Co mi Bóg zrobi? Ten nierychliwy starzec, który za bardzo nie orientuje się ani w moim życiu ani w trendach, które ludzkość odkryła i z zacięciem rozwija. Popatrzmy. Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną. Hm. Cokolwiek to znaczy. Co to znaczy? Że On nadaje porządek w hierarchii ważności wszystkich moich relacji. Nie ma ważniejszej niż z Nim, niezależnie od tego, ile razy wytrę Jego Imieniem twarz, robiąc nadal po swojemu. Ale czy On widzi i słyszy? Nie będziesz brał imienia mego na daremno. O. Przecież nie chodzi o jakieś 'Jezus Maria', rzeczywiście, coraz częściej wypowiadane nawykowo, nierzadko okraszone 'stosownym' wulgaryzmem. Chodzi o nie mieszanie Boga do sytuacji, pod którymi On się nie podpisał. Jeżeli mieszam Boga do spraw, w których Bóg nie ma nic do powiedzenia, usłyszę kiedyś od Niego 'Nie znam cię'. Basta. Tak jak ja, w istocie, nie znam Go teraz, czyniąc po swojemu.

Przykazań jest jeszcze osiem. Nie będę ich tutaj omawiać, chociaż coraz częściej odnoszę wrażenie, że coraz mniej nasze życie ma z nimi cokolwiek wspólnego. A 'cokolwiek' to i tak jak 'nic'. Nie potniesz Dekalogu, nie wybierzesz, co ci pasuje bo jeśli zmienisz jotę, reszta straci sens.I nie dlatego, że Dekalog to słaby produkt tylko z powodu ludzkiej natury do parcia dalej. Nie wystarczy  odrzucić 'nie cudzołóż'. Odrzucimy, po kolei, resztę.

I tacy zostawieni, sami sobie, bezradni, samotni, usprawiedliwiający wszystko, nieskłonni do wzięcia się za bary z własnym lenistwem, tłumaczący wszystko depresją... Wszystkiego się nie da.

A Bóg? Proszę bardzo. Czytanie na dzisiaj, do przemyślenia. Po co słuchać, po co czytać, po co zawracać Bogu gitarę i obwiniać Go za wszystko potem, skoro     s a m i      wybieramy łatwość odsłuchania bez wysiłku wyciągania wniosków   na    TU    i    TERAZ:

'Jezus powiedział do swoich uczniów: 
„Ja jestem prawdziwym krzewem winnym, a Ojciec mój jest tym, który uprawia. Każdą latorośl, która we Mnie nie przynosi owocu, odcina, a każdą, która przynosi owoc, oczyszcza, aby przynosiła owoc obfitszy. Wy już jesteście czyści dzięki słowu, które wypowiedziałem do was. Trwajcie we Mnie, a Ja w was trwać będę. Podobnie jak latorośl nie może przynosić owocu sama z siebie, o ile nie trwa w winnym krzewie, tak samo i wy, jeżeli we Mnie trwać nie będziecie. Ja jestem krzewem winnym, wy - latoroślami. 
Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie uczynić. Ten, kto we Mnie nie trwa, zostanie wyrzucony, jak winna latorośl i uschnie. I zbiera się ją i wrzuca do ognia i płonie. Jeżeli we Mnie trwać będziecie, a słowa moje w was, poproście, o cokolwiek chcecie, a to wam się spełni. Ojciec mój przez to dozna chwały, że owoc obfity przyniesiecie i staniecie się moimi uczniami”. 

Oto słowo Pańskie.'

To Św. Jan, Ewangelista. Mądrala. Jednak zasada wynikająca z tego tekstu, który Bóg daje nam na dzisiaj,  jest prosta: nasze życie bez Boga zamiera. Zanim zeschniemy i staniemy się trupami, możemy jeszcze trochę zepsuć innych. Tak czy inaczej, koniec jest jeden. Śmierć duszy na wieki wieków. Ale to nie jest mus, bo ten tekst zawiera więcej obietnic niż ostrzeżeń. Tylko kto, tak naprawdę, weźmie Boga na serio a Jego słowo głęboko do serca.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz