wtorek, 3 kwietnia 2018

Trzeba wracać

Tak. Czas Świąt za nami. Cały strumień przetaczających się przez media informacji poszedł bokiem. Lata temu bowiem,  wycięłam go z życia i szacun sobie samej za to.

 Jakoś nie żyję przez to mniej.   Daję radę bez wieści ze szczytów władzy i co zrobił Kowalski Nowakowi w Koziej, czy Kobylej Górce czy Dolince. Nawet bez tego, co Sierocki zapoda jako news muzyczny w teleekspresie. Jak mi to wszystko wisi. A to, że nie ma stadnego lampienia się w telewizornię  'natocoleci' to dla mnie błogosławieństwo. Za to rozmawiamy. Siadamy przy stole, winko do tego wszystkiego co na nim i, skoro aura nie zachęca do wyjścia, siedzimy i gadamy. Jest Mama, jest Tatko, niestety, coraz bardziej schorowani, jesteśmy my, nasze dzieciaki, Szymek. Jest fajnie. 

A tu wtorek raptem. Trzeba wracać do rannego wstawania. Do galopu codziennego zmagania.  Ale, wydaje się, że na jaśniejszym świecie jakoś łatwiej to wszystko brać na klatę. Gdy wstaję, nie wali po oczach ciemność i dotkliwy chłód zimy. Cieplej, mimo wszystko. Jaśniej, zdecydowanie. Łatwiej. 

Za kilka godzin ruszymy. 

Jeszua zrobił swoje.  Zamieszał, zamieszał i skrył się. Co mamy my powiedzieć, którzyśmy nie widzieli a uwierzyli. Nie przyszedł do nas znienacka, nie zawołał po imieniu, nie dołączył się w drodze. Nic. Nic takiego nie zaszło. A jednak, czy znowu nic się nie stało?

Jaka wrócę w swój świat? Cierpliwsza? Mądrzejsza? Bardziej porywcza czy głupsza?  Co zyskałam a co straciłam oddając Jemu czas Triduum i, wydaje się, swoje życie? Czy mi się wydaje czy Mu je oddałam? Jakie znaczenie ma, dokąd i kiedy wrócę? 

Jeśli Jeszua ugodzi Cię miłością, znikasz. Wyłączasz newsy, fejsa. Po tobie.  

Idziesz jakby w ciemno. Nie wiesz dokąd a wiesz. A potem wiesz, że żyjesz.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz