środa, 18 kwietnia 2018

Jubilee

Lata mijają jak szalone. Dzisiaj starszaki moje oboje  kończą kolejny rok  życia. Moja Ikuś i mój Błażcio. O, są i chyba się cieszą. 












I siedzimy i torta nie mają czy co? Ile można czekać. Dobra. O,  prezent jest. Najlepszy  na siostrzano-braterską więź. Ile to metrów? Sześćdziesiąt?


    










Więc, przegrywem będąc, dostaje się jeden prezent na dwoje...To może przegrywem będąc... O, torta dają.  Pokroję.

Ale ta graba  nie moja.  Marego, Wielebnego.

Zatem, do prezentu wracając jednego na dwoje, myślę sobie, że to trzeba być w czepku urodzonym. Wprawdzie żadnego czepka z rodzenia nie pamiętam, tylko nocne męki za każdym razem, to jednak taka lina... Hm. Teraz patrzeć, kiedy zakombinują w Taterki jechać. A ja tutaj ze strachu ledwo dychać albo... Zawsze te sześćdziesiąt metrów kolejną sztukę obejmą. Jezu, jak na to patrzę to się i cieszę i trochę to straszne.

Imprezka powoli wygasa bo ludzie, tak w środku tygodnia długo balować nie bardzo. I wyspać się trzeba bo wstawać rano...

To czego im życzyć?

Żeby odnaleźli szczęście tam, gdzie to możliwe i jedynie realne i nie dali się uwieść ułudom świata.

I, na koniec, hm. Niespodzianka. Tort na łóżku, wylizany idealnie z kremu. I któż to się ugościł tak strasznie po 'julowemu'? I pomyka po podłodze, tuż przy niej swoim psim pyskiem bo wie, że to bardzo, bardzo źle... Ufff... Jest jubileusz, jest tort i jest słodko każdemu. 

Stówka, Słodziaki. Niech co ludzie wam wywiną Pan Bóg niech zawsze wygładzi.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz