wtorek, 17 kwietnia 2018

Bujać się

Dzisiaj cokolwiek napiszę, znika. I dobrze. Same smęty, gdy człowiek nie nastrojony i nie uśmiechnięty. Praca swoje. Wracasz dzikiem zrytym, zaryjesz w stół nienakryty, łapsniesz pajdę z czymś tam i.... Ciąg dalszy. Wszechobecna, agresywna japa nieustających pretensji do życia i to mojego, nie kończy się a jej nadawanie nabiera mocy. To ja dziękuję. Wychodzę.


Odlatuję w karmelitańskie tony i półcienie i odpuszcza. Wycinam neta, fejsa, odstawiam niesprawdzone jednak prace. Odczepcie się. Nie wiem, gdzie kto pognał i nie wiem, kto ogarnie ten nieogar w zlewozmywaku i zewsząd po stołach, meblach i parapetach. Nie wiem, kto to nie wypija do końca, zostawia byle gdzie i tyle. Róbta coś sami ze swoimi pozostałościami.

Nie wiem, dlaczego pieniądze idą jak świeże bułeczki i znikają w niepokojącym tempie. Może ktoś kupuje  świeże bułeczki, proszki, płyny, wędliny i inne zbytki. Co mnie to obchodzi. Ja co potrzebuję, mam. Pan Bóg zdrowia nie poskąpił a tamto se sami liczcie, komu nie pasuje. Co? A poszli w buraki. Tam fajnie jest. Pachnie i można se powyrywać albo ponazbierywać albo powyć do księżyca.

O. Noc. Odkładam stos. A co. O. Tak. Kitram, co lubię, gdzie nie wie nikt. Właśnie. Ostatnio uzupełniłam przezornie zapas. Wybaczcie wszyscy zawiedzeni, rozczarowani mną ludzie, że już nic więcej dzisiaj nie zrobię. Po prostu nie mogę.

O. Teraz to. Po prostu, uczciwa, zimna,  szklanica piwa. Jutro wrócą problemy z mocą. O tak. Dobranoc. 

O, tak się, jak On,  bujać będę.

 

A za mną szeroka przestrzeń.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz