niedziela, 25 marca 2018

Oni

Wiele się złego o nich słyszy. Czarni. Oni czarni są źli a czarny marsz jest dobry. Zatem, nie wszystko czarne dobre jest a więc kolor to kwestia absolutnie wtórna.

Niestety, miażdżąc 'czarnych' z klucza największych, medialnych tub, nie wiesz co czynisz. Znam wielu 'czarnych', bez których wsparcia moje życie legło by w gruzach. Czarni pokazali mi moją wartość jako kobiety, kiedy myślałam, że się skończyłam jako człowiek. Oni, że nie. Że nie dość, że człowiek, to jeszcze kobieta. To jest dopiero coś. I naprawdę, pojęłam to dzięki 'czarnym'. Nie znalazł się żaden inny nie-czarny, który potrafiłby, z przekonaniem, trudem i poświęceniem własnego czasu, przekonywać mnie, że moje człowieczeństwo i moja kobiecość to wartość, którą, odkrywszy, pokocham. I był to czas dla mnie darowany, bezinteresownie. O. Tak to wyraziłby artysta:


Teraz się 'czarnych' obraża i jest to wysoce pożądane, by im dowalać na prawo i lewo. Że ciemniaki, że wchodzą nam do rozporków, że mają niebo z piekła kobiet. Ej. Ksiądz, czy ogólniej, kapłan,  to osoba postawiona jako reprezentant Boga wobec innych. On nie może naginać prawa wyrażonego w Dekalogu do aktualnego zapotrzebowania tej czy tamtej ideologii. Po prostu, byłby zaprzańcem, gdyby ulegał aktualnie dominującym trendom. I wcale nie twierdzę, że wszystkie osoby duchowne postępują zawsze zgodnie z sumieniem - część zaprzedaje wiarę za to czy za tamto i ci właśnie są zaprzańcami. Ci, którzy głoszą nie-prawdę czyli teorie sprzeczne z Dekalogiem i nauką wyrażona w Ewangeliach i potwierdzoną dokumentami Kościoła. I nie moją rolą jest ich personalnie osądzać i nie czynię tego. Piszę tylko, że ksiądz, z natury rzeczy, jest przekaźnikiem zasad wynikających z w/w źródeł a jego podstawowa rola to wspieranie wiernych w poznawaniu prawdy i pomaganie im przy niej trwać. Jeśli ksiądz ulegnie medialnej nagonce i zacznie nawoływać do aborcji, czy ją akceptować, zaprze się swojego powołania i doprowadzi wielu, ufających mu  wiernych,  do zguby.

I tak, ostatnio, miałam kolejną okazję czerpać z czyjegoś kapłaństwa. Pojechali my, grupą, w miłe, urokliwe miejsce, by przyjrzeć się swojemu życiu z perspektywy prawdy właśnie, na ile by się dało. Towarzyszący nam o. Antoni, przygotował materiały, które miały nas poprowadzić trajektorią własnego życia, od momentu narodzin do chwili obecnej. Potem przefiltrowali my to przez sito myślenia, do którego dałby zaprosić się Bóg.  Czy się dał? Czy, na ścieżce minionych wydarzeń, znalazłam wspólny mianownik z sytuacją, w jakiej jestem dzisiaj? Czy jakakolwiek krztyna prawdy dała się odkryć i zainspirować do kolejnych wysiłków? To się okaże. Chyba sedno tkwi w samym procesie szukania prawdy, w wysiłku, do którego angażuję umysł, jeszcze jakoś emocje i wolę. Tak. To spotkanie dało mi pewną wykładnię do stanięcia w prawdzie o sobie. Po co mam się wysilać, jeśli myślenie ma nie dać rzetelnej odpowiedzi? Po co mi kolejne kłamstwo, jeśli wszystkie poprzednie zawiodły??? Po kiego grzyba tkwić w tym???

Nie ma rozumnego powodu, dla którego kłamstwo mogło by być warte uwagi. Kłamstwo to parszywa sytuacja, która odbiera nam możność rozwoju a  docelowo, sens życia. Bo życie jest po to, by się rozwijało a jej naturalnym nawozem jest prawda.

I za to wielkie dzięki organizatorowi i pomysłodawcy spotkań, o. Antoniemu.

Bez was, czarnych, czy tam brązowych, nasze życie jest nieustannie zagrożone ułudą płycizn, w których, na dłuższą metę taplawszy się, czy większa czy drobna ryba dycha a potem, zdycha.

Całą resztę pominę milczeniem. Niech gnije ziarno rzucone w ziemię.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz