Człowieku, puchu marny. Wiesz a nie wiesz. Lata temu napisałam poniższy tekst. Generalnie, pomimo doświadczeń, jakich od wtedy nabyłam, myślę nadal podobnie. Nie zrozumiem wszystkiego. Nikt nie zrozumie. Nie szkodzi.
Dobrze. Być głupim w oczach świata. Stracić życie, by zyskać. Co zyskać? Oto kobieta, przecudne stworzenie, puszczone lekko we wnętrze ogrodu. Jest ciepło. Mnogość owoców poraża zmysły. Nie trzeba niczego więcej. Mężczyzna w oddali uwija się przy warzywach – ten niepoprawny idealista chce dla niej jeszcze więcej… W sumie, ten Adam, hm, fajny gość. Dobrze być z nim w tym ciepłym, obfitym we wszelką słodycz ogrodzie. Jest inteligentny i wrażliwy. Rozumie wszystkie jej potrzeby. Stara się zapewnić jej jeszcze więcej, niż można złapać z tego czy tamtego drzewa wyciągniętą leniwie ręką. Nie, on musi wstać i iść, kombinować. Mógłby ten czas spędzać z nią, zamiast przycinać drzewka i podlewać roślinki. Przecież Bóg się o wszystko troszczy. Nie zabraknie niczego. Wystarczy pląsać po ogrodzie, podziwiać jego bujną obfitość wszystkiego i cieszyć się życiem. Ale nie. Ten sobie polazł. Zaraz mu podaj pić, jakby sam nie mógł zerwać sobie tego czy tamtego kiścia soczystych winogron – wszystko pod ręką. O co chodzi? W sumie, tak, to nie do końca jest tak, jak powinno. Trzeba się dowiedzieć dokładnie, bo, skoro Bogu wolno wiedzieć, dlaczego nie wolno mnie???
Być głupim. Pozwolić na wiedzę częściową. Nie zadawać pytań tam, gdzie ludzki umysł nie da rady pojąć.
Posłuszeństwo. Idę w ciemno. Nie pytam, dokąd, bo dostałam wszelką możliwą wiedzę i zrozumienie, niezbędne w mojej sytuacji i na chwilę obecną. Reszta zakryta jest zasłoną czasu, która z jego upływem, w miarę potrzeby, będzie uchylała kolejne rąbki tajemnicy trajektorii mojego powołania. Powołania? Jeśli natrafiam na ścianę niewiedzy i niezrozumienie – ufam i dalej idę, wypatrując głosu Pana. Nie muszę wszystkiego rozumieć, nie muszę posiąść wszelkiego zrozumienia wszystkiego, co istnieje – to nie jest konieczne a wręcz niebezpieczne. To, co muszę, aby nie pobłądzić, to nasłuchiwać Jego głosu i podążać za nim, za tym przecudnym brzmieniem w głębi mojego serca, gdzie nie ma opcji na pomyłkę – jeśli zechcę słuchać i podążyć w ciemno za tym właśnie głosem, mogę mieć pewność, że nie będę trudzić się na darmo a celem nie będzie ciemność, już więcej nie będzie to ciemność.