Olśniło mnie.
Albo oślepiło.
Tak nagle i realnie
jak obuchem za uchem,
czy z nieba cud.
Jechałam nocą autem,
zewsząd ciemno i plucha,
innych aut w bród.
Strach wyłączał myślenie.
Było niebezpiecznie.
W pewnym momencie
przy horyzoncie
Bóg maznął
poświatą światła,
bym dalej jechała bezpiecznie.
Tor jazdy kreśliły kontury drzew
wbrew kompetencjom wzroku.
A Sanah śpiewała swój śpiew.
Miało być ciemno.
I było.
A Bóg miał mnie na oku.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz