poniedziałek, 7 listopada 2022

Brady zgłupiał

Brady uchodził w swoich oczach za mędrca, 

a przynajmniej, za mądrzejszego niż przeciętna.

Nie to, że wielce wykształcony był, a był

ale swoje o wykształciuchach skminił.


Wykształciuchy ślizgają się po powierzchni

jakby do niej totalnie przylgnęli.

Nie pozwala im to na własny wysiłek

więc tak ślizgają się i tyle.

Nie dowiadują się więcej

bo się im po prostu nie chce.

I tak, zdani na samo-olśnienie

czekają, razem z Beckettem.


Brady zrozumiał, że to grono nie dysponuje propozycją do rozważenia.

Że nic tam nie ma.

Poszperał po własnych korzeniach 

i myśl ludzką zgłębił od pra-dnia.

Szukał długo po zawiłych traktach ludzkiego błądzenia

i doszedł do sedna.


Nie ma spoczynku w tym świecie iluzji

i nie ma w nim  samym celu.


Brady rozgląda się zdziwiony

Jak wykształciuch z powierzchni zrzucony.


Zapytać nikogo, odpowiedzieć nikomu.


Więc Brady pójdzie dzisiaj do domu

pogubiony.

Może jutro cud się zdarzy.

Bo bez cudu Brady nie da rady.





2 komentarze:

  1. Sie ma. To ja, Jason.

    Jakiś czas temu:
    "Fale"
    Zakłócenia w odbiorze
    i coś nie tak z nadajnikiem,
    chyba uszkodzony.
    … Jakieś fale błąkają się w eterze,
    jakichś innych w eter nie wypuszczono…

    O, faluje tutaj jeszcze jedna…
    Jakiej jest długości?
    Z jaką drga częstotliwością?
    Czy się nie rozproszy,
    nim da się złapać w odbiorze?

    … Brakuje sygnałów,
    za mało, by zrozumieć się
    cokolwiek dało…
    Ognisko falujące,
    morze falujące,
    fal tysiące…

    Tu woda. Tu ogień.
    Bez odbioru.
    Nie, to nie brak
    możliwości porozumienia,
    z powodu niedostatku sygnałów.

    To samowystarczalność do bólu,
    do bólu tęsknota
    za jego ukojeniem,
    i bolesny stan czuwania,
    podczas zachodzenia zjawiska
    fal rozpraszania…

    Troszeczkę później:

    "Powroty"
    Wracają ludzie do domów,
    szczęśliwi po normie
    lub anormalności
    przepracowanych godzin.

    Po urlopach płyną do pracy
    z promiennym uśmiechem, przez
    głęboką wodę, pełną niespodzianek.
    I spoko. I gra gitara,
    a dusza tańczy i śpiewa.

    Synowie marnotrawni
    biegną do ojców czekających
    z wyciągniętymi ku nim ramionami,
    dzieląc szczęście na pół, po równo.

    Ojcowie po zawałach śpieszą do dzieci
    i żon, i wszyscy płaczą z radości,
    bo mogło być gorzej.

    Wracają z daleka bociany na wiosnę,
    zdradzający do zdradzanych,
    umarli do życia, choć trzymając się
    blisko, mówiącej szeptem przepaści…

    Wracam do siebie… Może odejdę
    gdzieś znowu na chwilę,
    aby znów wrócić, chociażby
    i po spalonym moście.

    Wszyscy pragną tego błysku w oczach,
    tej chmury nad głową, z której spada
    deszcz klejnotów, tej zadyszki w biegu
    za czymś, co ciągle ucieka, tego małego
    co nieco, zaglądającego o poranku
    w okna mieszkania…

    Więc odchodzą, by wracać,
    potem znów gdzieś ich niesie.
    Tylko czasem komuś nie uda się wrócić,
    i jakieś bezpańskie, osierocone szczęście,
    pałęta się po świecie…

    Drzwi mu zamykają przed nosem,
    bo każdy wypełniony jest
    po brzegi swoim skarbem,
    i kogóż może obchodzić
    przybłęda stojący na progu…

    O co ci chodzi, szczęście?
    Nie tylko o powroty?
    Czy szukasz czegoś?
    Dlaczego tak niewyraźnie
    cię widać, i mgłą jesteś otulone?
    W co tak naprawdę grasz?

    Boże, wiem to dzisiaj,
    ponieważ Ty mi powiedziałeś.




    OdpowiedzUsuń
  2. No, Brady gorzej. Coś tam ostatnio ogłuchł czy coś i usłyszeć totalnie nic nie może. Przyczaja się. Nie, nie składa ni broni ni dłoni do bierności. Czeka, by pochwycić to bezpańskie szczęście i zawłaszczyć je. I uczynić swoim. raczej nie odpuści i raczej nie prześpi. Znam typa.

    OdpowiedzUsuń