Teraz też, ciągle to samo, zgon.
Nie żyję a żyję.
Nie wiem, naprawdę, jak to możliwe.
Co się lampisz. Można.
Nie żyję a żyję i co. Żyję.
Oj, jak mnie kwa, wszystko inspiruje.
Najlepsze napuszone starwiszony.
Gwiazdy strącone z nieba,
zagniewane, obeznane
z pustą dłonią i sercem z kamienia.
A ja, prosty młot
taki nikt,
jak mam wywalone.
Boże na niebie
jak tęsknię do Ciebie.
Tylko mi wiary krztynę wlej
że to moje wołowanie ma sens.
Yes.
Plis.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz