czwartek, 3 czerwca 2021

Pikny dzień

 Trzy kwadranse przed południem. Wstałam trzy godziny temu. Wielkie święto dzisiaj, Bożego Ciała, jest. Moja młodzież młodo-dorosła pojechała w Tatry. Ja czuję się, no, zgadnijcie? Upragnione wolne w końcu, po gonitwie na dobre półtora etatu przez ostatni miesiąc. Zgadnijcie, jak się dzisiaj mam. Otóż mam się świetnie. 

Siedzę od rana w kuchni  i odgrzebuję tygodniowe brudy. Prawie mi się udało bo właśnie przerwałam i usiadłam. Herbatka czeka obok a ja się  pocę  jak szczur. Jedynym cieniem na tym pięknym dniu jest to, że jadę na aspirynie. Gardło mi się musiało było zedrzeć  więc, poza sprzątaniem, się leczę. A w nocy zamierzam podążyć, jak cień donego Padrego za Baltazarem Gąbką, za moją złotą młodzieżą. Oni dzisiaj przez Zawrat na Świnicę idą. Na Mszy byli, śniadanko wpylili. No żyć. Byleby mi to na gardle odpuściło i na oskrzela się nie zapuściło. Ale plany rewelacyjne. Rąsia w górę i do roboty.

Popiję herbatkę z miodowym przysmakiem z cytryną i imbirem i naprawdę, powinno się udać. Bo, jakbym miała tak czeznąć przez to wolne, co przede mną, w czterech ścianach ołbińskiej kamienicy, uwierzcie, nic tylko skończyć na totalnej wścieklicy.

Zmieniłam miód na z czarnym bzem. Takie teraz cuda wyrabiają, że nic, tylko się naturą lecz. Jeszcze tylko polecę i ogłoszenia o Baryle wywieszę, Msza wieczorem, wcześniej pieczeń i obiadek o trzeciej i luzik. Jazda i Taterki. Oby nie zaszły zmiany, które zmienią mi plany. Tęsknię za wędrówką Doliną Kościeliską lub inną, ku strzelistym, taterkowym szczytom. To jest piękna sprawa. 

Dobrego dnia Wam. Uczcijcie Boga, co schodzi na nasze domostwa, tu i ówdzie się porozgląda i  nie omieszka rozrzucić licznych łask. Tylko łapać. Brać. I podawać dalej.










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz